/~93~\

1.3K 88 234
                                    

Od samego "rana" - nie mam pojęcia która była godzina, więc tak to ujmijmy - czułem się bardzo dziwnie. W powietrzu dawało się wyczuć jakby zrobiło się ono gęste, a w mojej głowie znów słyszałem głosy.

Co mnie jeszcze bardziej zdziwiło, odkąd się obudziłem Bogum nie przyszedł ani razu, tak samo też Changkyun. Zaczynałem się martwić, że się pokłócili, lub jeden zrobił drugiemu krzywdę. Oczywiście logiczne, że to nie o Parka się martwiłem.

Im stał się mi bardzo bliski, przez co niejednokrotnie się zamartwiałem gdy był sam na sam z tym potworem.
Ale dziś było zdecydowanie inaczej.
Tak jakoś spokojniej.
Nawet nie słyszałem głośnego tupania u góry, które codziennie mi towarzyszyło.

Ogarniająca mnie cisza z czasem robiła się denerwująca na tyle, że skrzypnięcia desek, lub inny dźwięk potrafił doprowadzić mnie do zawału serca.

Jedyne zajęcie jakie miałem, to patrzenie się w niewiadome i rozmyślanie nad rzeczywistością, bo nikt nie zapalił mi tej głupiej żarówki zwisającej z sufitu.

Miałem już iść spać, przez ogarniające mnie zmęczenie, gdyby nie nagłe głośne kroki zbliżające się do drzwi. No tak, było zdecydowanie zbyt spokojnie.
Zacisnąłem powieki, będąc gotowym na przybycie kolejnych siniaków, jednak... zdziwiłem się.

— Changkyun? Chwila co ty tu robisz? Co się dzieje? — spytałem nie rozumiejąc zbytnio zaistniałej sytuacji. Chłopak wpadł do pomieszczenia zestresowany i zaczął szybko odwijać sznur obwinięty wokół moich nadgarstków.

— Nie ma czasu na pytania Lix! Bogum wie wszystko. Dowiedział się, że wam pomogłem i wie, że reszta chłopaków po ciebie jedzie! Musimy uciekać, teraz! — wypowiedział wszystko na jednym tchu, pakując do swojej torby młotek - za cholerę nie wiem po co - i ciągnąc mnie za rękę, weszliśmy po schodach na górę.

Ledwo co dałem radę wstać za jego pomocą dlatego też takie nagłe poruszanie się było dla mnie trudne. Co moment potykałem się o mało nie tracąc równowagi.

— Masz, ubierz to. Na dworzu jest okropnie zimno — rzucił mi bluzę, którą odrazu ubrałem, starając się ogarniać co się dzieje.
Wszystko mnie przytłaczało i czułem się jak we śnie. Spomiędzy moich popękanych warg wydobyło się westchnięcie. Byłem wyczerpany fizycznie, emocjonalnie i w każdy inny możliwy sposób. Nie szykowałem się na maraton biegania.

— Która godzina? — w całym pomieszczeniu było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc, którego blask wpadał przez duże okna.

— Dwudziesta druga trzynaście — odparł z dziwnym spokojem — weź wodę — podał mi plastik z zawartością napoju. Skinąłem głową upijając kilka dużych łyków i zakręciłem butelkę, trzymając ją już w ręce. Nie byłem gotowy na nic szczerze mówiąc, a moje ręce ze stresu pociły się okropnie.

— Changkyun ty pierdolony zdrajco! — w domu rozległ się bardzo dobrze znany mi wrzask, przez co moje serce na moment przestało bić.
Byłem spanikowany jak nigdy dotąd, po raz pierwszy bojąc się o swoje życie.

Przyglądałem się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami, a moje usta opuścił pisk, gdy wnerwiony 26-latek stanął przed nami.
Park podszedł do Kyuna łapiąc go za koszulkę, zupełnie ignorując moją obecność i cisnął nim o ścianę, przyprawiając mnie o kolejny zawał serca.

— Myślałeś, że jestem głupi i nie dowiem się co planujesz?! Za kogo ty mnie kurwa uważasz, hę?!

Czarnowłosy jęknął z bólu, masując obolałe plecy. Jego oddech stał się nierówny prawdopodobnie przez siłę z jaką uderzył w ścianę. Ja stałem jak wryty nie wiedząc co zrobić. Martwiłem się jak diabli, ale nie mogłem też od tak do niego pobiec i mu pomóc. Bogum załatwiłby mnie jednym ruchem, nawet się o to nie starając.

Everything is a lie - HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz