~85~

1.2K 77 109
                                    

— „Proszę, wróć do nas cały i zdrów, nie mogę cię stracić słoneczko" — skończył czytać, na koniec śmiejąc się perfidnie — ah ten Hyunjinek nieźle się o ciebie martwi, aż mnie ciekawi jakby zareagował gdybym dostarczył cię im nieżywego — udawał zamyślonego, a mi ponownie zaczęły spływać łzy po policzkach.
Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak bardzo liczę się dla Hwanga.

— D-dlaczego jesteś takim potworem, B-bogum? — spytałem podnosząc powoli na niego wzrok. Samo patrzenie na niego sprawiało, że robiło mi się nie dobrze.

— Jaki jestem? — podszedł do mnie, agresywnie chwytając moją głowę, za już przetłuszczone włosy i uderzył nią o ścianę za mną tak mocno, że wrzasnąłem z bólu przez moment nic nie widząc. Moje cierpienie go jedynie nakręcało iż zaczął kopać mnie po brzuchu, nie zważając na moje krzyki.
Tym razem nie błagałem aby przestał, bo wiedziałem, że to nic nie da.

Od miesiąca, co jakiś czas przychodził do pomieszczenia w którym byłem zamknięty i wyżywał się na mnie bez powodu.
Nie obchodziło go, że w niczym nie zawiniłem, on potrafił pobić mnie za swój własny błąd.

— Kurwa Bogum dość już, wystarczy — odezwał się jego przydupas - nie pamiętałem jego imienia, więc tak go nazywałem - widząc, że coraz to gorzej wyglądam — widzisz, że ledwo kontaktuje z rzeczywistością!

— Zamknij ryj! Nie obchodzi mnie to! — odwrócił się w jego stronę, a skrzywiłem się, czując nieprzyjemny świst w płucach gdy brałem oddech — urocze, że ty też się o niego martwisz, ale to wszystko jego wina! Gdyby tamtego dnia nie stawiał oporu, nie byłby tu teraz! — uderzył go w twarz, przez co momentalnie zacisnąłem powieki.

— Ty siebie słyszysz?! To jest pojebane, że się na nim wyżywasz, gdy tak naprawdę nic nie zrobił! — złapał się za obolały policzek, masując go.

— Masz rację... co ty na to kochaniutki? — zwrócił się znów do mnie — może zrobimy zamianę; puszczę cię wolno, a ty nie piśniesz ani słówka, a zamiast tego wezmę sobie tego twojego chłoptasia Hyunjina. Co ty na to?

— N-nie! Nawet nie waż się go tknąć!

Bogum jedynie uśmiechnął się zadziornie i ponownie kopnął mnie w brzuch, przez co mógłbym przysiąc, że przestawił mi jakieś organy. Kucnął nade mną, chwytając mnie za twarz.

— Zapamiętaj, to ja tutaj wydaje rozkazy.
Ty we wszystkim zawiniłeś — wstał na koniec rzucając mi przelotne spojrzenie i wyszedł zostawiajac mnie samego z tym dziwnym typkiem — zajmij się nim!

Bałem się. Bałem się cholernie.
Może i wydawał się on normalniejszy od Parka, ale i tak nigdy nie wiadomo co taka osoba ma w głowie. I naprawdę spodziewałem się wszystkiego, że mnie pobije, zwyzywa lub poczyni coś gorszego, jednakże napewno nie spodziewałbym się, że kucnie obok mnie i zacznie oczyszczać moje rany.

Milczałem, bo nie byłem w stanie powiedzieć nic. On również nie odzywał się słowem.
Czułem się dziwnie z tym, że od tak dawna ktoś zaczął się mną opiekować i nie bił mnie za to, że oddycham.

Wciąż pamiętam słowa wypowiedziane przez Boguma, gdy przyszedł do mnie tydzień temu.
„Kocham cię szaleńczo, a to, że mnie odrzucasz, to jedynie twój wielki błąd, za który poniesiesz konsekwencje". Skoro mnie rzekomo tak bardzo kochał, to dlaczego się na mnie wyżywał? Dlaczego zadawał mi ból, ciesząc się z mojego cierpienia? Przecież jeśli mnie tak bardzo kocha, to powinien martwić się o moje zdrowie, a nie pogarszać je.

Gdy "chłopak nieznane imię" zaczął opatrywać moją złamaną dłoń, o mało co nie wrzasnąłem z bólu. Ku mojemu zdziwieniu, nastawił mi kość, całkiem sprawnie się z tym owijając.
Nie interesowało mnie to, czy zrobił to dobrze czy nie, ważne, że nie musiałem z obrzydzeniem patrzeć na swoje ciało, gdy ta jedna kość wystawała z mojej dłoni.
W sumie to skłamałbym mówiąc, że to coś zmieniło. Moje ciało było na totalnym wykończeniu. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłem taki chudy. Wręcz się bałem, że gdy tylko wstanę, złamię się w pół, stając się jak ta jedna postać z japońskiej legendy.

Nie odczuwałem już głodu.
W ciągu pierwszych dni było to okropne, czując jak wszystko ci się skręca z głodu, a teraz mój organizm w dziwny sposób przywykł do tego, że nie dostarczałem mu żadnego pokarmu.

Park czasem rzucał mi jakieś jedzenie, jakbym był psem, lub nic nie wartym śmieciem, ale byłem tak wykończony, że nie miałem siły po to sięgnąć.

— Masz, zjedz to — podał mi bułkę zawiniętą w woreczek foliowy — albo poczekaj pokarmię cię — odwinął bułkę z folii i czekał cierpliwie, aż otworze buzie — spokojnie, nie jest zatruta, sam ją robiłem.

Niepewnie rozchyliłem usta biorąc małego gryza. Nienawidziłem szynki, ale ta była całkiem smaczna.
Z początku wręcz zapomniałem jak się je i nie umiałem tego przełknąć, ale czarnowłosy czekał, nie pospieszając mnie, za co byłem okropnie wdzięczy.

— Dlaczego mi pomagasz? — spytałem, gdy udało mi się zjeść wszystko.

— Nigdy nie lubiłem tego świra Boguma, wierz mi. Okropnie się patrzy, gdy twój "przyjaciel" wyżywa się na wszystkich ludziach, którzy odmówili mu głupiego stosunku.

— Wszystkich?

— Tak, nie jesteś pierwszą jego ofiarą — podrapał się po karku — pewnie się zastanawiasz czemu jeszcze nie zgłosiłem tego co robi, prawda? — kiwnąłem głową na potwierdzenie — otóż sytuacja nie jest ciekawa. Znam go właściwie odkąd bawiliśmy się w piaskownicy i on nawet od dziecka sprawiał problemy. Niejednokrotnie byłem jego zabawką do wyżycia się, wyzbycia wszystkich problemów. Gdy oboje mieliśmy 16 lat, zamknęli go w poprawczaku, za usiłowanie zabójstwa własnego ojca. Już wtedy planowałem się od niego odciąć i nie odzywać się nigdy więcej. Minęły dwa lata bodajże, a jego wypuścili na wolność, iż rzekomo wszystko było z nim już dobrze, a ciagle wizyty psychologa mu pomogły. Wtedy niestety było jeszcze gorzej. Jakimś cudem, zdobył mój nowy adres zamieszkania i zaczął grozić, że jeśli tak nagle go zostawię, zabije nie tylko mnie, ale też moją rodzinę. Bałem się okropnie o bezpieczeństwo moich bliskich, więc nie miałem innego wyboru, niż przyłączenie się do niego — skończył mówić spuszczając głowę w dół, a ja siedziałem w oniemianiu, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie sądziłem, że z Parkiem jest aż tak źle, że usiłuje kogoś zabić.

— Ja... nie wiem co powiedzieć, to okropne.
Co się stało z tymi poprzednimi osobami?

— Też chciałbym to wiedzieć. Bogum nigdy mi nie powiedział co z nimi robi, ale raczej można się domyśleć — westchnął podnosząc się z podłogi — chciałbym ci pomóc, bo nie zasługujesz na to wszystko, a z Hyunjinem wyglądacie na szczęśliwych — uśmiechnął się.

— To mój przyjaciel, nie chłopak — uprzedziłem go, przez co wywołałem na jego twarzy jeszcze większy uśmiech.

— Też tak sobie kiedyś wmawiałem, gdy się zakochałem — podszedł do drzwi — możesz na mnie liczyć, Felix. Nie pozwolę abyś ty też skończył jak te wszystkie jego ofiary.

— Zaczekaj! Jak się nazywasz? To trochę dziwne, że znasz moje imię, a ja nie znam twojego.

— Changkyun — uśmiechnął się po raz ostatni i zostawił mnie samego, zamykając za sobą drzwi.

Napływ myśli jaki mnie ogarnął, był przerażający. Jeśli jednak ten Changkyun mówił prawdę, to istnieje prawdopodobieństwo, że jest moim jedynym ratunkiem, a wtedy razem byśmy zgłosili wszystko co Bogum robił, aż zgniłby w więziennej celi.

Jedno pytanie co chwile krążyło po mojej głowie, nie dając mi spokoju.

Czy mógłbym się zakochać w Hyunjinie?

Everything is a lie - HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz