Rodzeństwo wstało następnego ranka jeszcze przed wschodem słońca. Co prawda nie wstali wtedy jeszcze, bo chcieli być wyspani, ale nie byli w stanie znów zasnąć. Jak w końcu wstali z łóżek ubrali się odpowiednio (choć nie mieli zbytniego wyboru). Klaudia postanowiła ten jeden raz ubrać się w miarę swoich możliwości elegancko. Założyła szmaragdową koszulę, której kolor był nieco sprany, do tego nową spódnicę, swoje jedyne buty, czyli glany, a do tego jej stary czarny płaszcz i oczywiście walkman i słuchawki, włosy zostawiła rozpuszczone. Razem z rodzicami wyszli z domu i pokierowali się w stronę fabryki. Rodzeństwo stanęło przed bramą, gdy Pan i Pani Bucket machali im z uśmiechami, ale byli też zmartwieni. Brunet i szatynka trzymali się za dłonie nie mogąc się już doczekać aż wejdą do środka. Stali między innymi zdobywcami kuponów, a naokoło nich, oddalonych o kilka metrów stało mnóstwo reporterów, których pilnowała policja. W tłumie zielononiebieskooka dostrzegła Dylana i Charlott, którzy pomachali jej energicznie z dużymi uśmiechami, co nastolatka oddała. Czuła na sobie co jakiś czas spojrzenia innych dzieci i ich rodziców i na to jak kurczowo trzyma przy sobie walkman'a.
- Tato, ja chcę już wreszcie wejść. - usłyszała obok siebie osiemnastolatka. Z jej prawej strony stała Veruca ze swoim ojcem.
- Jest 9:59. - zauważył Pan Salt.
- No to popędź czas. - nastolatka nawet nie komentowała zachowania małej Salt, nie miało to najmniejszego sensu.
- Myślisz, że jak tam jest? - popatrzyła na swojego brata który zadał pytanie.
- Magicznie, tak jak w bajce na przykład o "Alicji w Krainie Czarów". - znów popatrzyli na bramę, a dziewczyna usłyszała jeszcze jak Pani Beauregarde mówi do córki "Myśl o nagrodzie Violet". W końcu brama się otworzyła równo o 10.
- Proszę wejść. - usłyszeli z głośników, więc wykonali polecenie. - Idźcie przed siebie. - zaczęli znów iść. - Zamknąć bramę. - nikt nie odwrócił się by spojrzeć za siebie, wszyscy byli za bardzo zaaferowani tym co ma się wydarzyć. Stanęli kilka metrów od czegoś co wyglądało jak wejście do fabryki. - Szanowni goście, mam przyjemność powitać was w mojej skromnej fabryce. - podeszli jeszcze bliżej. - Kim jestem? Cóż... - wielkie drzwi rozsunęły się ukazując im czerwoną kurtynę. Ta została odsłonięta ukazując przybyszom scenę z mechanicznymi lalkami, które śpiewały o Willy'm Wonka'ce. Scena była udekorowana w cukierkowym stylu. Klaudia mimo, że zaskoczyła się tym co zobaczyła musiała przyznać jedno, melodia w piosence, jak i sam tekst były całkiem dobre i w zależności od gustu piosenka ta mogła wpadać w ucho (mi na przykład podoba się początek, sama nie wiem czemu, często go nucę). Nastolatka lekko i niesłyszalnie tupała stopą w rytm piosenki. Nagle na scenie pojawiło się krzesło w czerwonym i złotym kolorze z inicjałem W, ale nikt na nim nie siedział. Dziewczyna sama nie wiedziała kiedy wszystko zaczęło płonąć, otworzyła delikatnie buzię będąc w szoku. Gdy lalki kompletnie przestały śpiewać szatynka usłyszała jak ktoś klaszcze, był ewidentnie zadowolony.
- No genialne poprostu, tak? A tak się bałem, że w połowie może być dość groźnie, ale w tym finale! Łałć. - przez chwilę obok Pana Salt stał mężczyzna, następnie stanął przed wszystkimi. Miał on kapelusz na głowie, gogle na oczach, był ubrany w czarny płaszcz, na dłoniach miał fioletowe rękawiczki, które trzeszczały z każdym ruchem dłoni mężczyzny, a w jednej z nich trzymał laskę. Włosy w kolorze czekolady sięgały mu za uszy, były zdecydowanie dłuższe niż u większości mężczyzn, do tego miał prawie że trupiobladą karnację. Bucket mogła na pierwszy rzut oka stwierdzić, że jest od niej wyższy o mniej więcej 10 cm (tutaj Willy jest wyższy, sorry).
- Kto to jest? - odezwała się Violet dalej żując swoją gumę.
- To jest Willy Wonka. - stwierdziła zielononiebieskooka.
- Naprawdę? - szepnął cicho Charlie, na co starsza wzruszyła ramionami.
- Dzień dobry gwiazdeczko, nasz lud śle całusy. - akcentował każde słowo dobitnie, ale nikt nie rozumiał o co mu chodziło. Speszony szatyn wyciągnął kartki z płaszcza. - Drodzy goście, pozdrowienia. Witam was w fabryce, cieplutko ściskam wasze rąsie. - wystawił dłoń przed siebie, ale po chwili ją zabrał. - Przedstawiam się, Willy Wonka. - miał na twarzy wymuszony i niepewny uśmiech, co zauważyła tylko chyba osiemnastolatka.
- Powinien Pan tam stać. - Veruca pokazała na scenę, a tak konkretnie na krzesło.
- Stamtąd niezbyt dobrze widziałbym przedstawienie, prawda dziewczynko? - zwrócił się do niej sarkastycznie i chłodno. Jego wzrok na chwilę spoczął na nastolatce, spojrzał na słuchawki które miała na uszach. - Niezbyt dobrym pomysłem jest słuchanie muzyki gdy będę was oprowadzać, choć nawet nie wiem czy mnie słyszysz. - Bucket zmieszała się delikatnie.
- Muszę je nosić, lekarz tak mówi, moja choroba tego wymaga. Poza tym słyszę wszystko. - uśmiechnęła się do szatyna przyjaźnie, co trochę zmieszało mężczyznę, ale szybko się ogarnął.
- To ruszamy dzieciaki. - odwrócił się do nich tyłem i poszedł wgłąb sceny, a wszyscy ruszyli za nim.
- Nie chce Pan wiedzieć jak się nazywamy? - zapytał Augustus jak zawsze ze swoim niemieckim akcentem.
- A co mnie to może obchodzić? - z jednej strony zielononiebieskookiej było szkoda dzieciaków, a z drugiej nie mogła się powstrzymać by nie parsknąć cichym śmiechem. - Pospieszcie się, macie co oglądać. - weszli do środka, a tam od razu uderzyło w nich ciepłe powietrze, co trochę się nie spodobało nastolatce. - Kurtki rzućcie gdzie chcecie. - Wonka rzucił swój płaszcz i gogle na podłogę, tak jak reszta. Korytarz na którym się znajdowali był niby prosty, ale przyciągał uwagę, a na ziemi leżał czerwony dywan.
- Proszę Pana, tu jest strasznie gorąco. - zauważył Pan Teavee.
- Co? A, tak, ale nie mogę ani trochę przykręcić, bo moi pracownicy lubią takie klimaty, a zimna straszliwie nie znoszą. - wytłumaczył Wonka.
- A kim oni są? - zapytał Charlie, a właściciel fabryki odwrócił się do niego. Dziewczyna dzięki temu była w stanie zobaczyć jego fioletowe oczy.
- Wszystko w swoim czasie. - ruszyli przed siebie. - No... - nagle blondwłosa dziewczynka przytuliła właściciela fabryki, a ten zatrzymał się z wrażenia. Nie można było jednak powiedzieć, że mu się to podobało.
- Proszę Pana, jestem Violet Beauregarde. - przedstawiła się dalej mlaszcząc.
- Ee...mam to gdzieś. - szatynka starała się powstrzymać uśmiech rozbawienia, który chciał się pojawić na jej twarzy.
- To jest ważne, bo to ja dostanę tę nagrodę na koniec. - zarozumiały ton, tak można było określić w jaki sposób powiedziała to dziewczynka w niebieskim dresie.
- Z taką pewnością siebie, możesz być tego pewna. - Violet popatrzyła na matkę, która oddała spojrzenie, żadna z nich jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, że mężczyzna powiedział to ironicznie. Nagle przed szatynem stanęła druga z dziewczyn, przez co wzdrygnął się.
- Jestem Veruca Salt, bardzo miło mi Pana poznać. - dygnęła delikatnie uśmiechając się na pokaz.
- A ja myślałem, że veruca to taka kurzajka która się czasami robi na pięcie. Hehe. - szatynkę coraz bardziej bawiły komentarze mężczyzny. Gdy znów chciał ruszyć rudowłosy niemiec stanął przed nim biorąc gryza czekolady którą trzymał.
- Jestem Augustus Gloop, ja kocham schocoladę. - w tej chwili nastolatka żałowała, że nie ma obok niej jej przyjaciół, bo miałaby czego słychać, byli mistrzami w ripostowaniu ludzi.
- Właśnie widzę, z resztą ja też, ależ my jesteśmy do siebie nieziemsko podobni. - tym razem już nie wytrzymała, bo ciche parsknięcie opuściło jej usta. Po sekundzie odwrócił się do rodzeństwa Bucket i do chłopca który stał ze swoim ojcem tuż obok. - Ty, to Mike Teavee, mały skórkojad który rozwalił cały system. - teraz popatrzył na Charlie'ego. - A ty, jesteś farciarzem, że się tu znalazłeś, nie? A reszta to pewnie wasi ... - i tutaj nie był w stanie dokończyć, z jakiegoś powodu.
- Rodzice. - dokończył Pan Salt.
- Tak, mamcie i tatki... i siostrunia. - w tym momencie się zaciął, ewidentnie coś mu się przypomniało, a zielononiebieskooka widząc to podgłośniła muzykę. Często, gdy ludzie tak się zamyślali to ich myśli były jeszcze łatwiejsze do odczytania. - No fajnie. To chodźmy dalej. - i tym razem ruszyli już bez zatrzymywania się.
CZYTASZ
Miłość do czekolady
Fanfic"Zawsze powtarzasz, że gdy bardzo czegoś pragniesz, to w końcu marzenie się spełni." Czasami by marzenie się spełniło trzeba temu marzeniu pomóc. Jednak czasem potrzeba mieć wiele, naprawdę wiele szczęścia.