15.

237 14 1
                                    

- To może ty? - nastolatka podniosła wzrok na Wonka'e. - Sama mówiłaś, że fabryka jest magiczna i, że jest to najpiękniejsze miejsce na świecie. - szatynka zagryzła policzek od środka.

- Mówiłeś, że nie masz rodziny i osiągnąłeś sukces, ale powiedz mi jedną rzecz. Jesteś szczęśliwy? - fioletowooki nie odpowiedział. - Mogę kochać słodycze, ale to moja rodzina zajmuje pierwsze miejsce w moim sercu. Zawsze poświęcałam wszystko dla nich i choć może się to wydawać niezrozumiałe, to tak jak Charlie, nigdy bym ich nie wymieniła. - nadzieja w oczach szatyna zniknęła

- No to jest ciut... nieoczekiwane i...dziwne. - patrzył na rodzeństwo nie wiedząc jak się zachować. - Myślę, że w takim wypadku to ja... żegnam was. Na pewno nie zmienicie zdania? - zapytał zatrzymując rękę przed kliknięciem czegoś. Charlie i Klaudia popatrzyli na siebie, a potem na Willy'ego.

- Na pewno. - Wonka doszczętnie przybity kliknął guzik w windzie, a jej drzwi zamknęły się za właścicielem fabryki. Wyleciał z tamtąd, a nastolatka widząc jego smutną twarz miała ochotę płakać, wrażliwość na ludzi była czymś, czego u siebie nienawidziła.

- Teraz już wszystko będzie dobrze. - rodzina uśmiechnęła się do babci Georgina'y.

- Tak, napewno tak będzie. - szepnęła starsza z rodzeństwa przytulając swojego młodszego brata.

Minęło kilka dni, w trakcie których działo się wiele niespodzianek. Dzień po odwiedzinach w fabryce Charlie i Klaudia pomagali rodzicom przy naprawie dachu, a dziadek Joe sprzątał dom. Poraz pierwszy od wielu lat nie był przykuty do łóżka i nie był zmęczony. Pan Bucket dostał pracę w tej samej firmie z której go zwolnili, ale teraz naprawiał maszynę która go zastąpiła. Natomiast w sklepie Pana Hollanda zwiększył się ruch (trochę była to też zasługa dziewczyny i jej wygranej złotego kuponu), a nastolatka dostała podwyżkę. Jeszcze tak dobrze rodzinie Bucket'ów się nie powodziło.

Jak od ostatniego tygodnia szatynka przyszła do pracy wcześniej, by poukładać towary na półkach. Odwracało to jej uwagę od wspomnienia smutnego Willy'ego gdy ten opuszczał ich dom. Popatrzyła na nowe produkty Wonka'i, od ostatnich kilku dni zrobiło się głośno, że słodycze Wonka'i już nie są takie dobre, a ich jakość spadła.

"Skończ o tym myśleć."

W jej uszach rozbrzmiała piosenka "Mary on a cross" i w jej rytmie układała wszystko na półkach.

Było za piętnaście czternasta, czyli ostatnie minuty do godzinnej przerwy szatynki. Przy ladzie gdzie czekała na klientów stał mężczyzna zakrywający twarz gazetą.

- Szkoda tego gościa od czekolady. Jak mu tam? - słysząc ten głos nastolatka powstrzymała się by nie parsknąć cichym śmiechem czy nie upaść z wrażenia.

- Willy Wonka. - odpowiedziała zielononiebieskooka.

- No właśnie. Piszą w gazecie, że jego słodycze kiepsko się teraz sprzedają. Może to jakiś dziwak maniakalnodepresyjny? I dobrze mu tak. - nastolatka postanowiła trochę się podroczyć z mężczyzną.

- Tak. - powiedziała jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

- No coś ty? Znasz go? - dalej się zakrywał gazetą.

"Zobaczymy jak długo wytrzyma z "ukrywaniem" się."

- Trochę. Najpierw myślałam, że jest fajny. Potem okazał się nie taki fajny. I takie śmieszne ma włosy. - gdy mężczyzna usłyszał te słowa spuścił gazetę w dół. Klaudia miała już pewność, że to Willy, przez włosy, specyficzne okulary na nosie i kapelusz.

- Nie są wcale śmieszne. - szatynka popatrzyła na niego pustym spojrzeniem.

- Po co przyszedłeś Willy? - nie rozumiała go dziewczyna. W końcu czy on przypadkiem nie nienawidził przebywania wśród ludzi?

- No bo mam doła. - powiedział takim tonem, że mina osiemnastolatki złagodniała. - Co ci pomaga jak cię gryzie jakiś robal? - dziewczyna była pewna, że jej odpowiedź nie spodoba się szatynowi.

- Moja rodzina i przyjaciele. - Willy zrobił zniesmaczoną minę. - Czemu nie znosisz mojej rodziny?

- To nie tak. Chodzi mi raczej o... - znów nie był w stanie powiedzieć słowa rodzice, przez co darował sobie i westchnął. - Oni zawsze ci mówią co robić, czego nie robić, a to raczej nigdy nie służy twórczej atmosferze. - dziewczynie zrobiło się trochę przykro, nie wiedzieć czemu przypomnieli jej się biologiczni rodzice. Choć ich nie znała, to i tak ich nienawidziła za to, że ją porzucili.

- Oni to zwykle robią z miłości, bo chcą nas chronić. - tym razem fioletowooki nie odpowiedział. - Spytaj jeśli nie wierzysz. - wzruszyła ramionami, a Wonka znów na nią popatrzył.

- Ale kogo? Mojego ojca? Nic z tego. Osobiście nigdy. - odwrócił wzrok na szybę. Zielononiebieskooka popatrzyła na zegarek, wybiła 14. Do sklepu w tym czasie weszła Sharon.

- Mam z tobą iść? - popatrzyła na niego badawczym spojrzeniem. Willy odwrócił do niej głowę, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, a potem uśmiechnął się szeroko.

- Ej, ej to niezła opcja. Tak. - pokierował się do drzwi wyjściowych ze sklepu, a za nim nastolatka, po sekundzie znaleźli się na ulicy. - I wiesz co? Mam transport. - i znów wszedł w szklaną windę uderzając o nią. Wstał po niedługiej chwili. - Ta winda rzuca się na mnie jak wściekła. - otworzył drzwi i wszedł do środka, a za nim nastolatka. Gdy zaczęli się wznosić szatyn oplutł talię dziewczyny ręką by ta nie przestraszyła się lub by nie upadła.

Wylądowali na niedużym wzgórzu które było całe pokryte śniegiem. Poszli do jedynego budynku znajdującego się tam, znaleźli się w końcu przy drzwiach.

- Ten dom, to chyba nie jest ten. - potem jednak w oczy rzuciła im się tabliczka z napisem "Dr.Wilbur Wonka, D.D.S. lekarz dentysta". Młoda Bucket podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem poprawiając słuchawki na głowie. W drzwiach po chwili pojawił się mężczyzna o siwej brodzie i włosach, z okularami na nosie i w kitlu lekarskim.

- Jesteście umówieni? - Willy nie miał odwagi się odezwać, co zauważyła jego towarzyszka.

- Nie, porządnie spóźnieni. - siwowłosy zaprosił ich do środka, a dziewczyna chwyciła fioletowookiego za nadgarstek i pociągnęła go wgłąb domu. Właściciel fabryki został posadzony na krześle dentystycznym, a osiemnastolatka oglądała w tym czasie wnętrze domu. Wszędzie na ścianach widziała wycinki z gazet związanych z fabryką jego syna.

"Jest dumny z Willy'ego."

- Dziwne. Nie widziałem takich dwuguzkowców od czasu... - dziewczyna popatrzyła na nich. - Odkąd... - przez chwilę wszyscy byli cicho  - Willy?

- Cześć tato. - szatyn usiadł na fotelu.

- Przez cały ten czas...nie używałeś nici.

- Ani razu. - po tym wyznaniu dwójka mężczyzn niepewnie się przytuliła, a osiemnastolatka miała ochotę płakać ze wzruszenia. Po kilkunastu sekundach odsunęli się od siebie, a Wilbur popatrzył na towarzyszkę jego syna.

- Witam, jestem Wilbur Wonka. - ucałował dłoń nastolatki.

- Klaudia Bucket. - uśmiechnęła się miło do siwowłosego.

- Dlaczego nosisz słuchawki? - pokazał na urządzenie na jej głowie.

- Mam bardzo rzadką chorobę i muszę je nosić. - mruknęła przygnębiona.

Po około pół godziny wyszli z domu starszego Wonka'i i zaczęli iść do windy.

Miłość do czekolady Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz