Następnego dnia nastolatka niepewnie poszła do jadalni. Od kiedy mieszkała w fabryce wstawała wcześniej niż jej rodzina, więc wcześniej też jadła śniadanie, oczywiście w towarzystwie Willy'ego. Weszła do niej niepewnie i zaskoczyła się gdy po wejściu usłyszała dość głośną muzykę.
- Witaj. - popatrzyła na Wonka'e zaskoczona.
- Cześć...czemu tu gra muzyka? - zapytała siadając do stołu.
- Mówiłaś, że powstrzymuje cię ona przed słyszeniem cudzych myśli. Pomyślałem, że ciągłe noszenie słuchawek jest męczące dla ciebie więc chciałem spróbować, czy jak puści się muzykę w danym pomieszczeniu to będzie miało takie samo działanie. - szatynka zaniemówiła.
- Tutaj nie było głośników. - szatyn skinął głową na potwierdzenie jej słów. - Czyli... zrobiłeś to...dla mnie? - niedowierzała.
- Chciałbym ci bardziej pomóc, ale nie mam pojęcia o mocach i ich tłumieniu. Mogę zrobić chociaż tyle. - uśmiechnął się do niej, a dziewczyna nic nie odpowiedziała dalej zaskoczona. - No dalej, ściągnij je. - niepewnie zsunęła słuchawki z głowy by lepiej usłyszeć piosenkę "One way or another". Słyszała trochę myśli fioletowookiego, jednak nie były to ważne rzeczy, lub takie które nie powinny wyjść na światło dzienne. - I jak? - widać było podekscytowanie mężczyzny.
- Jest całkiem dobrze. Coś słyszę z twoich myśli, ale chyba nic istotnego. - szatyn uśmiechnął się dumny z siebie.
- W takim razie smacznego. - zaczęli jeść rozmawiając o różnych rzeczach.
Gdy wybiła godzina ósma dziesięć wyszła z fabryki razem z bratem by znów pójść do szkoły. Trochę się tego bała, jednak starała się być dobrej myśli. Gdy tylko weszła zaatakowała ją grupa dziewczyn która wypytywała ją o Willy'ego.
- Drogie panie, zostawcie ją. - wszystkie usłyszały chłopięcy głos z lewej strony szatynki. Popatrzyły w tamtą stronę by zobaczyć Ryan'a Harrison'a, brata bliźniaka Dylana. Miał on włosy w kolorze brązowym po ojcu i bursztynowe oczy.
- Cześć Ryan. - przywitała się z nim Valerie Allan, rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach, królowa szkoły. Od wielu lat była zauroczona w braciach Harisson.
- Słyszysz co mówię Valerie? Zostawcie ją. - brunet chwycił jej nadgarstek i odciągnął dziewczynę od grupy dziewczyn.
- Dzięki Ryan.
- Nie ma sprawy Lalka. - uśmiechnął się do niej miło, co ta odwzajemniła.
- Ile razy mam mówić byś tak do mnie nie mówił? - przewróciła oczami po czym się zaśmiała.
- I tak będę cię tak nazywał, dobrze wiesz czemu. - szatynka nic nie odpowiedziała, jednak wiedziała skąd bursztynowooki wziął takie przezwisko. Gdy zielononiebieskooka była mała to bardzo lubiła się bawić lalkami, dostała jedną na swoje szóste urodziny od Ryan'a, był to jej pierwszy prezent, taki prawdziwy. Bardzo o nią dbała i nigdy się z nią nie rozstawała, nawet spała ze swoją zabawką. Od tamtego czasu brunet mówił na dziewczynę Lalka, co lubiła. Jednak któregoś dnia, gdy dowiedziała się o problemach finansowych w rodzinie postanowiła sprzedać swoją lalkę. Była w nienaruszonym stanie, nawet lepszym niż ze sklepu, przez co sprzedała po tej samej, na nawet trochę wyższej cenie. Gdy jej rodzina się o tym dowiedziała byli zaskoczeni, a dziewczyna przez kolejne kilka dni chodziła strasznie przybita. Gdy Ryan potem nazywał ją Lalką czuła się źle i pomimo upływu czasu się to nie zmieniło. Mogło się to wydawać głupie, ale dla niej był to ważny moment, moment w którym zaczęła się całkowicie poświęcać dla rodziny.
- Jesteś okropny. - westchnęła ciężko.
- Czego od ciebie chciały te desperatki? - zapytał zakładając sobie na ramie torbę szatynki.
- Chciały się dowiedzieć czegoś o Willy'm Wonka'ce. Nawet nie wiesz jak irytujące jest gdy ktoś wypytuje cię o twojego szefa. - otworzyła szafkę chcąc schować do środka kilka rzeczy.
- Myślałem, że jesteś jego dziedzicem czy coś, przynajmniej Dylan tak twierdził. - oparł się plecami o szafki obok.
- Jestem, ale narazie uczę się jak to wszystko działa. W końcu to inna praca niż w sklepie. - zamknęła drzwi szafki.
- Muszę iść na fizykę, co teraz masz? - zapytał gdy kierowali się korytarzem.
- Historia z Dyer, to jakiś koszmar. - westchnęła ciężko.
- Współczuję, na moje szczęście w tym roku mam lekcje ze Smith'em.
- I w tym momencie nasze drogi muszą się rozejść, mój drogi. - wzięła swoją torbę od chłopaka z uśmiechem.
- Widzimy się później. - rozstali się odchodząc w swoje strony.
- Czyli już wiesz, że mój brat przyjechał. - zaśmiał się białowłosy.
- On na ciebie leci, ewidentnie. - stwierdziła rudowłosa na co szatynka popatrzyła na dziewczynę z zaskoczeniem.
- Napewno nie, to tylko mój kolega z dzieciństwa. - usiadła pod klasą.
- A nie przyjaciel z dzieciństwa? - dopytywał chłopak kładąc głowę na udach przyjaciółki.
- Nie, rozmawiałam z nim rzadziej niż z wami. - wzruszyła ramionami.
- Tak wogóle, wiecie co jest jutro? - zapytała lekko znudzonym tonem niebieskooka.
- Tak.
- Nie. - Charlott i Dylan popatrzyli na dziewczynę jak na wariatkę.
- Pomyśl, który jutro jest. - dała jej wskazówkę niższa dziewczyna.
- 14 luty. - zmarszczyła brwi po czym jakby dostała olśnienia. - Walentynki? - zapytała niepewnie.
- Brawo, zdobywasz nagrodę specjalną. - zaśmiał się białowłosy.
- Daj mi spokój, dobrze wiesz, że ostatnio dużo się u mnie dzieje. Z resztą nie lubię Walentynek. - założyła swoje ręce na klatce piersiowej.
- To też wiemy. - zaśmiała się Night (Charlott).
- ...Teraz rozumiem jak przesrane mam jutro. - odezwała się po chwili.
- Czemu? - jej przyjaciele popatrzyli na szatynkę z zapytaniem.
- Co jest najczęściej kupowane na Walentynki?
- ... Słodycze. - niebieskooka zrozumiała i zaczęła się śmiać.
- Czy tylko ja nie ogarniam? - bursztynowooki popatrzył na dziewczyny z zakłopotaniem lekko się kuląc.
- Klaudia pracuje w fabryce czekolady, największej na świecie, a jutro są Walentynki. To znaczy, że będzie miała jutro dużo pracy, produkcja jest zwiększona.
- Aaaaa. - chłopak popatrzył na szatynkę z uśmiechem. - Będziesz robić za Kupidyna? - dziewczyna uderzyła go delikatnie w ramię.
- Spadaj, to nie jest śmieszne. - wbrew temu co mówiła zaczęła się podśmiewywać pod nosem.
- W tym roku chyba nie odpędzisz się od adoratorów. - Charlott oparła głowę o ścianę.
- Może Wonka ci coś da. - Harrison poruszył brwiami po czym się zaśmiał.
- Po pierwsze, jestem pewna, że jeśli jakiekolwiek kartki dostanę to będą one dla Willy'ego. Po drugie to mój szef, może i przyjaciel, ale raczej nic mi nie da. - rudowłosa i białowłosy nic nie powiedzieli, ale nie uwierzyli do końca przyjaciółce.
- A jak wygląda dzień w fabryce? - zadała pytanie starsza, chyba każdego ciekawiło życie w tak specyficznym miejscu.
- Dziś wstałam o czwartej trzydzieści, śniadanie miałam o piątej, pracowałam do ósmej, poszłam do szkoły, wrócę o czternastej, zrobię lekcję i potem będę pracować jeszcze do dwudziestej drugiej z przerwą na obiad i kolację. - wzruszyła ramionami, a jej przyjaciół zamurowało.
- O kurwa. - tylko tyle powiedzieli.
CZYTASZ
Miłość do czekolady
Fanfiction"Zawsze powtarzasz, że gdy bardzo czegoś pragniesz, to w końcu marzenie się spełni." Czasami by marzenie się spełniło trzeba temu marzeniu pomóc. Jednak czasem potrzeba mieć wiele, naprawdę wiele szczęścia.