12.

243 12 2
                                    

Veruca zaczęła podchodzić do jednej z wiewiórek.

- Chodź do mnie. - wyciągnęła przed siebie ręce, a wszystkie zwierzęta w pomieszczeniu obserwowały jej poczynania. Gdy jednak prawie wzięła jednego gryzonia, ten zeskoczył na podłogę, a po nim reszta. Zaczęły biec w kierunku dziewczynki, a jej ojciec zatrząsł metalową furtką. Szatyn wyciągnął za to z płaszcza pęk kluczy, a trzeba podkreślić, że było tych kluczy sporo. Wiewiórki rzuciły się na młodą Salt przez co ta upadła na ziemię. Fioletowooki w tym czasie próbował różnych kluczy które nie pasowały do tego zamka.

"Gra na czas."

Zwierzaki przyszpiliły kończyny dziewczynki do ziemi.

- To jest ten. - ale potem spróbował go użyć. - Ten to nie jest.

- Tato, zrób z nimi coś! - w tym czasie na dziewczynkę wskoczyła jedna z wiewiórek.

- Myślisz, że to ta sama którą chciała wziąć? - zapytała Charlie'ego nastolatka.

- Możliwe. - potem gryzoń zapukał w czaszkę Veruca'i. - Co ona robi?

- Sprawdza czy nie jest zepsutym orzechem. - i wiewiórka wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. - O mój świecie, jest zepsutym orzechem, szkoda. - zwierzaki uniosły ją i zaczęły nieść w kierunku dziury.

- Dokąd ją ciągną? - Pan Salt nie odrywał przerażonego spojrzenia od córki.

- Do zsypu, tam gdzie lądują wszystkie zepsute orzechy.

- A z tego zsypu dokąd?

- Do takiego pieca. - tym razem siwowłosy spojrzał na rozmówcę. - Spokojnie, włączają go tylko we wtorki.

- No właśnie dziś jest wtorek. - zauważył Mike kompletnie nieprzejęty.

- Zawsze istnieje niewielka nadzieja, że dziś z tego zrezygnują.

- Niewielka nadzieja jest lepsza niż żadna. - stwierdziła szatynka przytulając swojego brata do siebie. Gdy Veruca zaczęła spadać osiemnastolatka szybko zasłoniła oczy bruneta. Potem wiewiórki rozbiegły się spowrotem do swoich stanowisk.

- No, ale może też utknąć w tej rurze tuż poniżej wylotów w takim wypadku, wystarczy zanurkować, chwycić i pociągnąć. Fajnie? - szatyn otworzył furtkę, a siwowłosy zaczął schodzić na dół jak wcześniej jego córka. Nagle nie wiadomo skąd znalazły się tam Umpa-Lumpasy i zaczęły śpiewać o Veruca'ce, stał się to chyba ulubiony kawałek usłyszany w fabryce szatynki. Gdy jedna z wiewiórek popchnęła Pana Salt tak, że ten wpadł do dziury zielononiebieskooka zagryzła wargę by przypadkiem się nie zaśmiać, co Wonka zauważył, a i on miał ochotę się zaśmiać. W tym samym czasie przyszedł do nich jeden z Umpa-Lumpasów, a Willy kucnął by znaleźć się na równi z człowieczkiem. Powiedział coś fioletowookiemu na ucho. - O serio? Ekstra. - już po sekundzie wstał na równe nogi. - Właśnie otrzymałem wiadomość, że piec się zepsuł, więc powinni miękko wylądować na tygodniowej stercie odpadków. - uśmiechnął się w kierunku nastolatki jakby z dumą, a dziewczyna niepewnie to odwzajemniła.

- To świetna wiadomość. - powiedział Pan Teavee.

- Tak. No, to idziemy dalej. - szatyn ruszył, a za nim reszta wycieczki, czyli na ten moment dwójka dzieci i ich opiekunowie. Podeszli do windy, a Wonka kliknął przycisk, przez co usłyszeli dźwięk jaki się słyszy przy otwieraniu windy. - Zupełnie kurcze nie kapuje, czemu wcześniej na to nie wpadłem, przecież najlepiej jest się poruszać po fabryce windą. - wszyscy w czasie tej wypowiedzi weszli do środka.

- Tu chyba nie ma aż tylu pięter. - Willy popatrzył poważnie (jak na niego) na Mike'a.

- A skąd ty wiesz cwaniaczku z miodem w uszach? To nie jest taka zwyczajna nudna winda, góra, dół i koniec. Ta winda jeździ i krzywo i prosto i na ukos i skoki na boki i co tylko chcesz. Naciskasz tylko guzik i ziu. Odpalasz. - i wtedy wszystkich prawie wywróciło gdy pojechali dosłownie w bok. W ostatniej chwili szatynka została uratowana przez właściciela fabryki, który złapał ją w pasie. - Ostrożnie. - skinęła niepewnie głową przysówając się bliżej do mężczyzny i poprawiając słuchawki na głowie. - O zobaczcie, tu. - ich oczom ukazała się gigantyczna góra. - Panie i panowie oto Cukrowe Wzgórze. - zielononiebieskooka nie wiedziała co powiedzieć, pomimo tego, co mogli inni pomyśleć, jej bardzo podobał się widok. Gdy kilka Umpa-Lumpasów pomachało w ich kierunku, Wonka jak i starsza Bucket odwzajemnili gest. Niedługo później jednak opuścili pomieszczenie i trafili do kolejnego. Tam strzygli owce, ale najdziwniejsze było to, że te owce były różowe. - O. O tym wolałbym nie rozmawiać. - stwierdził fioletowooki.

- Wata cukrowa? - zapytała osiemnastolatka, a szatyn nie odpowiedział jej tylko zrobił się trochę czerwony. Znaleźli się w kolejnym pomieszczeniu.

- Wygląda jak szpital. - stwierdził cicho Charlie.

- To jest oparzeniówka i Szpital dla lalek. Jest stosunkowo nowy. - dodał po chwili, po czym znów opuścili pomieszczenie. - Część biurowa naszej firmy. Witaj Doris. - przywitał się z Umpa-Lumpasem w różowych ciuchach, z okularami na nosie i z perłami na szyi. Doris stała przy biurku i pisała coś na maszynie do pisania. Po chwili znów zaczęli jechać, o mało co się nie wywracając. - Mówiłem ostrożnie. - zaśmiał się mężczyzna, gdy nastolatka znów prawie uderzyła głową o ścianę szklanej windy.

- Przepraszam. - mruknęła cicho pod nosem. Podskoczyła w miejscu przestraszona, gdy usłyszała jakby ktoś strzelał czymś. Okazało się, że Umpa-Lumpasy strzelają z jakiś maszyn do tarcz niedaleko.

- Czemu tu wszystko jest takie kompletnie bez sensu? - zapytał Mike.

- Słodycze nie muszą mieć sensu, dlatego są słodkie. - rodzeństwo powiedziało w tym samym czasie.

- Ale głupota. Słodycze to strata czasu. - Klaudia kątem oka zobaczyła, jak szatyn znów odpływa, co trochę ją przestraszyło. Podgłośniła muzykę, nie chciała wiedzieć o czym myśli Wonka. - Teraz ja wybieram. - zwrócił się do fioletowookiego młody Teavee.

- No to dawaj. - zachęcił go z pewnym siebie uśmiechem. Mike wybrał salę telewizyjną.

Miłość do czekolady Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz