26.

201 10 0
                                    

Nie minęły dwa tygodnie, a Dylan wyprowadził się z fabryki. Za namową przyjaciółek, bo Charlott też się o wszystkim dowiedziała, postanowił wziąć tą sprawę we własne ręce. Chciał pozwać Grega za wszystkie te lata znęcania się nad nim. Pomógł mu w tym Wonka, któremu Klaudia wszystko powiedziała, który między innymi załatwił Harrison'owi dobrego prawnika.

Nadszedł dzień urodzin Wilbura Wonka'i, ojca Willy'ego, na które zobowiązali się przyjść. Przez ostatnie wydarzenia ten czas strasznie szybko minął dziewczynie i tak jak zapowiadała, dzień przed była nerwowa. A w dniu imprezy jeszcze bardziej.

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - zapytała Willy'ego, gdy zmierzała do łazienki by przebrać się w sukienkę. - Może zostanę tutaj?

- Spokojnie. - przytulił ją, co trochę uspokoiło szatynkę. - Ja też się stresuję, ale będziemy tam razem, nic złego się nie stanie. - pocałował nastolatkę w czoło, na co westchnęła uspokajając się.

- Okej, pewnie masz rację. Pójdę się przebrać. - i poszła do łazienki, a Wonka do swojego pokoju. Ubrała na siebie czerwoną sukienkę do kolan z koronkową górą, do tego czarne glany, popatrzyła na włosy zamyślona. - Będę musiała je obciąć, zdążyły dość mocno urosnąć. - popatrzyła na włosy, które teraz sięgały jej do połowy przedramion. Spięła je w warkocz, założyła na palce kilka pierścionków, a, gdy była już gotowa, wyszła z łazienki. Poszła do domu swojej rodziny. - Cześć. - uśmiechnęła się delikatnie do matki.

- Witaj skarbie. - Hellen podeszła do córki i pocałowała ją w policzek. - Gotowa na przyjęcie? - zapytała, gdy zielononiebieskooka usiadła na krześle obok kuchni. Charlie spał w pokoju, bo zachorował, William poszedł do pracy, a dziadkowie spali.

- Stresuję się, choć przy Willy'm staram się tego aż tak nie pokazywać. - zaczęła kręcić pierścionkiem na swoim palcu.

- Nie musisz się martwić, po prostu idź tam i się dobrze baw. - kobieta dała córce kubek z herbatą. - Picie herbaty zawsze cię trochę uspokajało, a teraz ci się to przyda. - popatrzyła na dziewczynę znacząco.

"Pewnie ma na myśli moją moc."

- Dziękuję mamo. - zaczęła pić, jednocześnie uspokajając się. Gdy wypiła cały napar, akurat do domu wszedł Willy, umówili się, że spotkają się przed domem Bucket'ów.

- Idziemy? - na pytanie szatyna, zielononiebieskooka skinęła wstając z krzesła.

- Przyjdę jutro. - na pożegnanie przytuliła mamę, po czym wyszła z fioletowookim. - Jedziemy windą?

- Tak. Tak będzie szybciej. - szklana winda znajdowała się tuż przed nimi, jednak właściciel chyba tego nie zauważył. Gdyby nie szatynka, która zatrzymała go w ostatniej chwili, to wylądował by na ziemi.

- I to ja się stresuję? - uśmiechnęła się do mężczyzny, a on z westchnięciem podziękował dziewczynie. Weszli do środka, po czym winda się wzniosła.

***

Na miejscu przywitał ich szczęśliwy Wilbur, widok syna bardzo go rozweselił. Weszli do domu starszego Wonka'i, a szatynki nie opuszczało uczucie, że coś się tego dnia wydarzy. We dwójkę usiedli przy stole, po czym dentysta wzniósł toast, tort został pokrojony i rozdany wszystkim gościom. Przy stole siedziało dość sporo ludzi, większość z nich patrzyła na szatyna i szatynkę, każdy z inną emocją w spojrzeniu.

Klaudia pov.

Czułam się dziwnie siedząc tam i czując na sobie wzrok gości. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania, z resztą po Willy'm widziałam, że czuł się tak samo niezręcznie. Zabrałam się za jedzenie tortu, był śmietankowy, bez wymyślnych składników, ale był dobry. Gdy wszyscy zjedli po kawałku ciasta, została włączona muzyka, a pary zaczęły tańczyć.

- Nie jest na razie tak źle. - usłyszałam po swojej lewej stronie. Fioletowooki popatrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, który oddałam. 

- Ale stres jest. - odpowiedziałam, widząc, jak po drugiej stronie stołu jakaś kobieta przypatruje się szatynowi z uśmiechem. Wstała ze swojego miejsca i podeszła w naszą stronę.

- Nie wierzę w to, Willy? - zapytała nieznajoma. Jej czarne jak heban włosy były zawiązane w niechlujnego warkocza i opadały jej na prawe ramię. Zielone jak szmaragdy oczy patrzyły na mojego chłopaka, a jej winne usta rozciągnięte były w uśmiechu. Miała na sobie szmaragdową sukienkę, która uwydatniała jej jasną karnację.

- Elizabeth? - patrzyłam raz na niego i raz na nią ze zdezorientowaniem. Kobieta usiadła na wolnym miejscu obok cukiernika.

- Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę. Minęło tyle lat. - Elizabeth popatrzyła na mnie i zmarszczyła delikatnie brwi. - A to kto?

- Klaudia Bucket, pracujemy razem. - wytłumaczył krótko Willy. - Ale masz rację ostatni raz widzieliśmy się jak byliśmy dziećmi. - fakt, że tak szybko zapomniał o tym, że siedzę obok i to, że uśmiechał się do niej szczerze, choć nie powinny, to jednak raniły mnie. - Jeszcze przed tym jak zacząłem tworzyć słodycze.

- A teraz jesteś największym cukiernikiem na świecie, wszystko się ciekawie potoczyło. - chwyciłam do ręki szklankę i napiłam się soku pomarańczowego, mając ochotę odejść od stołu.

- Czym się teraz zajmujesz?

- Jestem lekarką, chirurgiem jak mam być dokładna. - muzyka się zmieniła, teraz była bardziej powolna. - Zatańczymy? - wstała od stołu, ciągle patrzyła Wonka'ce w oczy.

- Pewnie. - też wstał, a ja przez szok nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęli tańczyć co chwilę wybuchając śmiechem.

- Pasują do siebie, nie prawdaż? - jakaś starsza pani zapytała mnie z uprzejmym uśmiechem. Ja, choć nie chciałam tego robić, to musiałam jej przyznać rację. Bez słowa wstałam i poszłam do łazienki. Popatrzyłam w lustro, moje oczy były mocno zaszklone, pewnie gdybym tam została, to wypłynęłyby z nich. Żeby się uspokoić opłukałam twarz wodą i wzięłam głęboki oddech. Po kilku minutach wyszłam z łazienki, zobaczyłam, na korytarzu jest wyjście do ogrodu, więc tam poszłam. Było tam drzewo, ławka pod nim, kilka krzaków, mała dróżka i w sumie tyle. Usiadłam na ławce, wiał delikatny wiatr, pozwolił mi się uspokoić w stu procentach. Może się to wydawać głupie, że tak mocno zareagowałam, sama nie wiem czemu tak zrobiłam.

- Hej, wszystko w porządku? - powolnie przeniosłam swoje spojrzenie na osobę, która mówiła. Była to dziewczyna, chyba w moim wieku, jej oczy miały kolor chabrowy, a włosy kolor mlecznej czekolady. - Nie wyglądasz najlepiej. - usiadła obok mnie, a ja westchnęłam cicho.

- Tak, po prostu jestem przewrażliwiona. - uśmiechnęłam się do niej delikatnie.

- Jestem Naomi, a ty? - wystawiła w moim kierunku dłoń, którą uściskałam.

- Klaudia, miło mi cię poznać. - szepnęłam cicho.

- Widzę, że nie chcesz mówić co się stało, więc pogadamy o czymś innym. - uśmiechnęła się, co oddałam. Zaczęłam rozmawiać z nią, na początku dość niepewnie, ale po jakimś czasie bardziej otwarcie.

Miłość do czekolady Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz