19.

212 12 1
                                    

Na długiej przerwie nastolatka porozmawiała z Ryan'em, ostatecznie godząc się na pójście z nim na bal, po jego długich namowach. Czuła się jednak jakby kogoś w ten sposób zdradziła, choć kogo niby miała zdradzić. Przed powrotem do domu wzięła ze sobą wszystkie walentynki do niej jak i do Willy'ego. Wracając zahaczyła jeszcze o sklep, by kupić kilka prezentów. Gdy wróciła do fabryki zjadła obiad ze swoją rodziną. Po posiłku dostała od brata walentynkę, na co ta dała mu nową czapkę, którą mu kupiła. Rodzicom dała kubki w ich ulubionych kolorach, bo ostatnio mówili, że przydałyby im się nowe. Potem postanowiła znaleźć Willy'ego by oddać mu jego walentynki których zrobiło się więcej po całym dniu w szkole.

- Willy, masz chwilę? - zapytała gdy w końcu znalazła fioletowookiego.

- Dla ciebie zawsze. - machnął ręką na Umpa-Lumpaów którzy stali obok nich, po czym na gest mężczyzny odeszli do swoich obowiązków.

- Byłam w szkole i tam dostałam dużo walentynek dla ciebie. - podała mu siatkę z kartkami i prezentami, a szatyn stał oszołomiony.

- ...Co?... - mężczyzna nie wiedział co się dzieje, gdy trzymał w dłoni pakunek.

- A to jest ode mnie. - podała mu niewielkie pudełko w kolorze karminowym z czarną wstążką. - Choć osobiście nie przepadam za Walentynkami, to mam nadzieję, że dzisiejszy dzień jest i do końca będzie, dla ciebie udany. - uśmiechnęła się do niego miło. Fioletowooki upuścił torbę na ziemię, po czym zabrał się za otwieranie prezentu. W środku pudełka znajdowała się para rękawiczek w kolorze fioletowym, nie były przesadzanie udekorowane czy ozdobione, jednak były w stanie zachwycić. - Podobają się? - zagryzła policzek od środka zestresowana.

- Są... wspaniałe. - popatrzył na nią, a na jego policzkach pojawił się czerwony odcień. Szatyn próbował sobie przypomnieć kiedy dostał jakikolwiek prezent od kogoś, jednak nikt poza Umpa-Lumpami nie dawał mu prezentów.

- Cieszę się, że ci się podoba... - Willy nie dał jej dokończyć bo przytulił ją niepewnie.

- Klaudia! Ryan dzwoni! - krzyknęła jej matka, na co szatynka niechętnie odsunęła się od Wonka'i. - Mówi o jakimś balu na który idziesz z nim!

- To prawda, że jesteś jego Walentynką?! - tym razem krzyknął jej ojciec, który krótko mówiąc, nie przepadał za starszym Harisson'em.

- Już idę! - odkrzyknęła ignorując pytanie ojca i odwracając na chwilę głowę w kierunku domu. Z tego też powodu nie widziała twarzy Willy'ego przez którą przebiegł cień smutku. - Wybacz Willy, ale muszę iść. Do zobaczenia na kolacji. - i pobiegła do domu by porozmawiać z brunetem.

Kolacja to był posiłek, który Bucket'owie i Wonka jedli razem. Pani Bucket z pomocą córki gotowała, a potem zasiadali do stołu i rozmawiając zajadali się pysznościami. Po jednej stronie stołu siedział Pan Bucket z żoną i Charlie'm, po ich lewej stronie siedział dziadek George i babcia Georgina, przy chłopcu siedział dziadek Joe i babcia Josephine'a, a z ostatniej strony siedział Willy i Klaudia. Reszta rodziny rozmawiała na przeróżne tematy, jednak dwójka współpracowników siedziała w niewygodnej ciszy.

- Teraz zrozumiałam jedną rzecz. - powiedziała nagle do właściciela.

- Co takiego? - popatrzył na nią zainteresowany tym co powie, zresztą jak zawsze.

- Idę na bal, a nawet nie umiem tańczyć. - westchnęła opierając plecy o oparcie krzesła.

- Naprawdę? - dziewczyna niepewnie skinęła głową i popatrzyła w okno.

- Tak, wiem, to głupie, ale nigdy nie miałam okazji tańczyć. - mruknęła cicho nie patrząc na właściciela fabryki. Do końca posiłku siedziała cicho, a Willy czuł się źle, nie znał dziewczyny długo jednak wiedział, że jest dla siebie strasznie surowa w każdej kwestii. Nie wiedział czemu była dla siebie taka okrutna, nie raz twierdziła, że jej rodzinie powodziło by się lepiej gdyby nigdy się nie pojawiła, choć nie do końca rozumiał czemu tak mówi. Mimo to nic nie mógł zrobić z jej przeświadczeniem o sobie samej. Ten jeden raz jednak był w stanie jej pomóc. Po posiłku chwycił rękę dziewczyny i wyprowadził ją z domu. Znaleźli się po jakimś czasie w pomieszaniu z wyglądu przypominające salę balową, tam Willy powiedział coś do Umpa-Lumpasów, a te po kilku sekundach wróciły z gramofonem.

- Gramofon? - zapytała nastolatka, marszcząc brwi.

- Nada się. - szatynka nie rozumiała o co chodzi mężczyźnie.

- Do czego? - szatyn włączył urządzenie, po czym dało się słyszeć muzykę.

- Do nauki tańca. - zielononiebieskooka otworzyła szeroko oczy, nawet nie zauważyła gdy fioletowooki ustawił ją i siebie w odpowiednich pozycjach do tańca. Gdy zaczęła ruszać się w rytm muzyki razem z szatynem, bała się, że mu nadepnie na stopę, choć starała się uspokoić. Czuła jak serce jej wali w klatce piersiowej, nie była przyzwyczajona do tak bliskiego kontaktu z ludźmi, jednak nie czuła się źle. Po kilku minutach muzyka przestała grać, a przynajmniej z gramofonu, bo walkman nastolatki dalej grał różne piosenki. Willy uczył ją tańca przez jakiś czas, widać było, że bardzo się starał by dziewczyna się nauczyła. Była mu za to wdzięczna, w końcu poświęcił czas i wysiłek by mogła zatańczyć na balu.

- Dziękuję Willy. - powiedziała, gdy muzyka z gramofonu przestała grać na dobre. - Dziękuję. - przytuliła się do niego, co mężczyzna niepewnie oddał.

- Nie masz za co moja droga. - pogładził ją dłonią po plecach. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko. - powiedział to na tyle cicho, że szatynka ledwo to usłyszała, jednak wiedząc, że mogłaby go speszyć, poprostu mocniej go przytuliła.

***

Mijały dni, szatynka jednak nie czuła upływu czasu gdyż większość dni spędzała tak samo. Dużo czasu poświęcała przyjaciołom, rodzinie, Willy'emu i Ryan'owi, no i oczywiście pracy i nauce. Codziennie też Wonka ćwiczył z nią taniec, by opanowała tę umiejętność. Jednak nie dawało jej spokoju to, że z każdym kolejnym dniem jej szef wyglądał na coraz bardziej przybitego. Gdy pytała go o przyczynę, odpowiadał "Nic się nie dzieje, moja droga." Wtedy też zawsze uśmiechał się do niej, ale nie widziała w tym uśmiechu szczęścia. Jej mama pomogła kupić nastolatce sukienkę na bal, padło na tiulową sukienkę do ziemi w kolorze błękitnym, bez większych zdobień, skromna, podkreślająca oczy nastolatki.

- Wyglądasz pięknie, kochanie. - kobieta podeszła do córki, która przeglądała się w lustrze i pocałowała ją w czoło.

- Dziękuję mamo. - uśmiechnęła się do kobiety niepewnie.

Dzień balu zbliżał się nieubłaganie, a szatynka z każdym dniem czuła coraz większy stres. Nie wiedziała w co ręce włożyć, tym bardziej, że od kiedy zgodziła się pójść z Ryan'em na bal, ten zaczął się zachowywać jak jej chłopak. Nie czuła się z tym w porządku, bo w końcu nigdy nie powiedziała, że odwzajemnia uczucia bruneta. Traktowała go jak kolegę, który i tak nie wie o niej zbyt wiele.

Miłość do czekolady Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz