7

72 10 3
                                    

George

Sobota zawsze była dla mnie luźnym dniem. Przynajmniej do tej pory.

Nasza czwórka jest w akademiku Dream'a i Sapnap'a, omawiamy rzeczy, które moglibyśmy zrobić, żeby nie zmarnować całego dnia.

Siedzę po turecku na końcu łóżka Sapnap'a, a on leży rozciągnięty tuż obok mnie. Quackity położył się na łóżku Dream'a, a Dream na podłodze.

Nie wiem dlaczego, może po prostu lubi podłogę.

,,A co z miastem?" - pyta Quackity, po sugestii Sapnapsa o „odrobieniu pracy domowej", z wszyscy się śmialiśmy.

„Miasto jest gówniane w deszczowe dni" - mówi mu Dream - „wszędzie będzie pełno długich kolejek, nie ma sensu."

Pokój szumi w ciszy, lekko trzęsąc się po drugim uderzeniu grzmotu tego popołudnia. Przez cały mój pobyt tutaj pogoda nie była taka zła.

„Jestem taki znudzony" - narzeka Sapnap, przeciągając zdanie.

„Ja tak samo" - mamrocze Quackity.

,,Myślę, że wszyscy jesteśmy" - wtrącam.

,,A co z biblioteką" - sugeruje Dream.

Sapnap wydaje głośny jęk i mocno rzuca poduszką w Dream'a. Quackity i ja uważamy to za zabawne.

„Jesteś tak idiotyczny, że ciągniesz nas tam, żebyśmy odrabiali pracę domową w weekend" - mówi mu Sapnap - „Nie spędzę soboty na słuchaniu twojego gadania i zachwycania się nudnymi książkami, które mają setki lat."

,,Dopasuj się!" - Dream uśmiecha się, wstając z podłogi. I zanim ktokolwiek z nas zorientuje się, co się dzieje, już go nie ma.

Sapnap siada i spogląda w tę iz powrotem na mnie i Quackity'ego.

,,Nie zostawił nas tak po prostu, prawda?" - Sapnap patrzy się.

,,Myślę, że jednak to zrobił" - śmieję się.

Deszcz mocniej pada na szyby, jakby specjalnie nas drażnił. Rozmowy przemykają w tę i z powrotem po ruchliwych korytarzach na zewnątrz, które zdają się kończyć krzątaniną ludzi za każdym razem, gdy pogoda się pogarsza.

,,Zrobił to tylko dlatego, że myśli, że za nim pójdziemy" - Sapnap z przygnębieniem kręci głową. - ,,Nie tym razem, Dream! Jesteś sam."

Quackity patrzy na mnie, a ja niepewnie patrzę za siebie.

Sapnap kładzie się z powrotem, wracając do cichego wpatrywania się w sufit.

Pada deszcz i znowu huczy grzmot.

,,Chcesz iść za nim, prawda?" - Sapnap jęczy z frustracją.

„Tak jakby" - Quackity uśmiecha się.

,, Lepsze to niż nic" - odpowiadam, wstając.

„Nienawidzę was wszystkich" - woła Sapnap, wstając. - ,,Tak bardzo was teraz nienawidzę, że będę płakać."

„Rozchmurz się, Sapnap" - zauważa Quackity, gdy zakłada buty. - „Mam nadzieję, że zaczął nową książkę i nie będziemy musieli po raz dwunasty słyszeć o Wichrowych Wzgórzach."

Sapnap znów jęczy, brzmiąc, jakby naprawdę chciał płakać.

,,Co to są Wichrowe Wzgórza?" - zerkam.

Sapnap znowu wzdycha, opadając z powrotem na łóżko. „Cokolwiek robisz, nie zadawaj Dream'owi tego pytania" - ostrzega.

„Nie, chyba że chcesz zostać przetransportowany z powrotem do Anglii w XVIII wieku" - chichocze Quackity.

sparks || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz