22

42 9 8
                                    

Dream

Chociaż zasypiam dopiero około czwartej, wciąż budzę się o dziewiątej trzydzieści, wiedząc, że nie ma mowy, żebym teraz ponownie zasnął.

Praktycznie spadam z łóżka, moja stopa zaplątuje się w koce. Jednak upadek wciąż nie budzi Sapnap'a.

Wyciągam z szafy stare dresy, wkładając starą niebieską koszulę i jedną z nielicznych bluz, które posiadam.

Myślę nawet, że niektóre w mojej szafie to Sapnap'a. Zanotowuję sobie w pamięci, żeby zapytać go, czy którejś z nich nie szukał.

Potem przeskakuję na stronę łóżka Sapnap'a i klękam obok ramy, żeby go lekko szturchnąć, aż się obudzi.

,,Quackity?" - mamrocze zdezorientowany, z na wpół zamkniętymi oczami.

„Dream" - poprawiam, szturchając go ponownie.

Manewruje trochę w łóżku, otulając się ciaśniej kołdrą i ziewając.

,,Która godzina?" - mamrocze z zamkniętymi oczami.

,,Wcześnie" - mówię mu - ,,ale idę biegać, chcesz iść ze mną?"

Pozostaje tak nieruchomy i cichy, że chyba znowu zasnął, dopóki nie jęczy, przeciągając się w łóżku, przeciągając ramionami z tyłu głowy.

,,Dlaczego teraz? Nie możemy pójść później?" - mamrocze, otwierając oczy.

Ty możesz iść później" - wzruszam ramionami - „ale ja idę teraz."

Kolejna długa minuta ciszy, kolejny długi jęk.

Odrzuca kołdrę i siada. Uśmiecham się do niego.

„Możesz mi przynieść szorty i koszulkę?" - mówi zmęczonym głosem.

Robię, o co prosi, wybierając te, o których wiem, że mu się podobają. Uśmiecha się z uznaniem.

„Powinieneś iść wytrzeć sobie nos" - mówi nagle Sapnap, zsuwając spodnie od piżamy.

,,Dlaczego?" - pytam, ścieląc swoje łóżko.

„Jest cały czerwony" - wzrusza ramionami, teraz zakładając parę skarpetek.

Przykładam dłoń do ust, spodziewając się, że coś pojawi się na moich dłoniach, ale nic się nie dzieje.

Nogi niosą mnie do łazienki. Pochylam się bliżej lustra, ponownie pocierając dłonią skórę nad górną wargą.

Jego krew, dokładnie krew z nosa George'a.

Kręcę głową, nie chcąc teraz o tym wszystkim myśleć. Później.

Wsuwam mały kwadrat papieru toaletowego pod kran, wycierając czerwień. Schodzi łatwo, pozbycie się zajmuje mi całe dwie sekundy.

Sapnap jest gotowy, kiedy pojawiam się z powrotem w sypialni, ale on skacze obok mnie, żeby umyć zęby. Już to zrobiłem, więc czekam na niego.

Wypluwa pastę do zębów. ,,Jaką trasą chcesz iść?" - pyta.

Wzruszam ramionami. ,,Obojętne mi to, co masz na myśli?"

„Nie przeszkadza mi to" - mamrocze, obmywając usta wodą. ,,Najpierw chcę kawę, możemy iść po kawę?"

„Oczywiście" - wzruszam ramionami.

Przed biegiem przeskakujemy do stołówek, żeby Sapnap mógł napić się kawy. Zamiast tego biorę wodę.

Wspólnie decydujemy, że pobiegniemy lewą stroną lasu, w stronę naszego małego domku w lesie. Przeskakujemy przez ścianę i przyspieszamy, zanim zaczniemy prawidłowo biec.

sparks || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz