17 - Rome

94 9 21
                                    

Dream

,,Proszę, Sapnap" - mamroczę, wlokąc się za nim przez podest i schodami w dół - ,,nie możesz tak po prostu mnie zostawić, też musisz przyjść."

Sapnap kręci głową. „Q i ja już zdecydowaliśmy, że na Święta Bożego Narodzenia, chcemy tu dzisiaj odpocząć."

Wślizguje się do salonu i rozsiada na kanapie, wyglądając na zadowolonego z siebie. Zaciskam palce wokół pięści.

Mama George'a wyszła dziś rano, mówiąc mi, że jako jedyna nie śpi, że wróci później, ponieważ planuje spędzić dzień na zakupach w mieście.

Tata George'a, cóż, nie wiem, gdzie jest. Tak długo, jak trzyma się z daleka, nie obchodzi mnie to.

George i Q są na podwórku, przy płocie. Chociaż zauważyłem ich tam dopiero kilka minut wcześniej, kiedy byłem w pokoju Sapnap'a. Myślę, że wcześniej grali w tenisa.

Cała nasza czwórka, czyli George, Q, Sap i ja, planowaliśmy dzisiaj wyjść, ponieważ nie dotarliśmy na ostatnią noc.

Jednak Sapnap, który spał do pierwszej po południu, upiera się, że umiera przez kaca.

Quackity to samo. Dziś rano, kiedy mijaliśmy się na korytarzu, zawiadomili mnie, że zabija go głowa.

Wierzę, że nie czują się dobrze, to oczywiście musi się zdarzyć, biorąc pod uwagę ubiegłą noc.

Ale nie wierzę, że czują się na tyle chorzy, żeby musieli rezygnować z naszego dnia poza domem, nie.

Wiem, że próbują mnie zostawić mnie i George'a cokolwiek chcemy robić. Również znane jako próba „połączenia nas."

Moje stopy zwieszają się z krawędzi kanapy, wpatruję się w Sapnap'a. Kręcę głową.

„Nie, nie chcesz, nie chcesz po prostu wyluzować kłamco" - oskarżam - ,,doceniam to, co próbujesz zrobić, naprawdę Sap, ale chcę, żebyś poszedł z nami-"

Uderza mnie w kolano, z jego ust wydobywa się śmiech. „Idź się przebrać, idioto, skorzystaj z tych cennych godzin, którymi cię pobłogosławiłem" - uśmiecha się.

Wpatruję się w niego.

Odwzajemnia uśmiech.

Popycham go, siadam na kanapie i nie chce się ruszyć, dopóki nie będzie musiał wciągnąć mnie po schodach za włosy, ale tak się nie dzieje.

Podnoszę się z kanapy i idę się przebrać.

„Mój chłopak" - Sapnap mruga, gdy wymykam się z pokoju.

Pokazuję mu środkowy palec, wywołując u niego kolejny śmiech.

Może powodem, dla którego nie robię sceny jest to, że chcę być sam na sam z George'em.

Jak, właściwie sam na sam z nim. Bez martwienia się o wpadanie na kogoś co pięć minut.

Wchodzę po dwa stopnie naraz i bezszelestnie zmierzam do mojego pokoju. Moja ręka sięga do klamki, ale nie otwieram drzwi.

Odwracam się i zamiast tego wślizguję się do pokoju Sapnap'a.

Jego okno jest otwarte, dzięki czemu pokój jest chłodny. Zasłony kołyszą się ostrożnie, jakby na wietrze podążały określonym rytmem.

Kładę dłoń na parapecie. Na moich ramionach bez rękawów zebrała się gęsia skórka.

Moje oczy nie muszą go szukać, wydają się zawsze do niego wracać.

W dziwny sposób jesteśmy jak magnesy. Zawsze znajdujemy sposoby na połączenie.

Quackity siedzi na trawie przed nim, plecami do mnie. George stoi na płocie, uśmiechając się, mówiąc coś do Quackity'ego.

sparks || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz