16 - Rome

87 10 18
                                    

- przemoc domowa

Dream

Sapnap i ja odpoczywamy w ogrodzie za domem. Jest około południa, jestem prawie pewien.

Quackity i George zostawili trochę czasu około jedenastej, aby zagrać w tenisa, Quackity przysięgał, że byłby w stanie pokonać George'a.

Z jakiegoś powodu w to wątpię.

Jest zimny dzień. Zdecydowanie najzimniej odkąd tu jesteśmy. Wiatr jest szybki, ale słońce wciąż jest wysoko na niebie, chociaż tak naprawdę nie wydziela ciepła.

,,To nie jest Wigilia" - ogłasza nagle Sapnap, wypełniając cichy ogród.

Wybieram kilka małych białych stokrotek obok mnie.

,,Wiem, nie bez śniegu" - zgadzam się.

Sapnap porusza lekko kolanem, siadając obok mnie.

Pozostaję wyluzowany, moje oczy są zamknięte.

,,Czy to tylko ja" - Sapnap zaczyna powoli i cicho ,,czy tata George'a, hm, jest trochę..."

Czekam, aż skończy, ale nigdy tego nie robi.

Urywa, jego zdanie wisi między nami.

,,Ostry?" - proponuję.

Kiwa głową, ale wygląda na to, że chce powiedzieć więcej.

„Mów dalej" - zachęcam.

Przez chwilę myślę, że po prostu pójdzie dalej, ale może wystarczy mu chwila, by pomyśleć, co ma do powiedzenia.

„Dziwnie się przy nim czuję" - wzrusza ramionami - „sprawia, że ​​czuję się naprawdę chujowo, nie wiem, co to jest."

Nie powiem Sapnap'owi nic o tym, co wiem, chociaż on jest Sapnap'em. Myślę, że George nie chce, żeby wiedział teraz, więc po prostu milczę.

,,Tak, jest trochę dziwny" - zgadzam się.

Długie wycie wiatru przeszywa powietrze, unosząc włosy na moich ramionach.

Sapnap rusza dalej, nieważne.

,,O której George powiedział nam, żebyśmy byli gotowi? Na wyjazd do miasta?" - pyta Sapnap, wstając.

Również wstaję. ,,Chyba o szóstej."

Sapnap stawia mnie na nogi po tym, jak wyciągam rękę, prosząc o pomoc. ,,A która jest teraz godzina?"

Moje stopy podążają ślepo za Sapnap'em, nie zastanawiając się, dokąd nas prowadzi.

„Nie wiem, nie mam zegarka" - odpowiadam.

Z oddali dobiegają krzyki, a teraz orientuję się, że prawdopodobnie prowadzi nas do George'a i Quackity'ego. Zastanawiam się, jak wyglądają korty tenisowe.

Sapnap wpada na moje ramię, gdy idziemy, czego żadne z nas już nie zauważa. Tak właśnie teraz idziemy.

Rano nie widziałem George'a ani Quackity'ego. Obaj byli na nogach, zanim Sapnap lub ja się obudziliśmy.

To dziwne dla Quackity'ego, zwykle to ja wstaję wcześnie i naprawdę nie wiem, jak George to zrobił, biorąc pod uwagę, że byliśmy na balkonie co najmniej do szóstej.

Sapnap i ja skręcamy za róg i nawet nie wiem, dlaczego jestem zszokowany wielkością kortów.

Wszystko, co posiadają, wydaje się być dziesięć razy większe, niż musi być.

Moje oczy wędrują do ramion George'a, gdy podchodzimy bliżej, w białej sportowej koszulce z krótkim rękawem, w której na piersi jest wyszyty mały obrazek ptaka.

sparks || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz