5. Kasyno

59 4 0
                                    

-Akane, weź zostań!-Pijana Ai, koleżanka Akane ciągnęła ją za rękaw, podczas gdy moja siostra stała ze znudzoną miną.-Co? Siostry czekają?
-Sama byś o siostrze pomyślała, do kibla idę!- powiedziała Akane jak tylko Ai przestała ją ciągnąć i poszła.
-Boże, co za dzban..-myślałam zerkając na stół gdzie było kilka żetonów. Dzisiaj rodzice nam wysłali pieniądze,Akane dostała jakiś awans czy coś i poszliśmy do kasyna. Właściwie nie tylko ja i ona. Wyciągnęła jeszcze swoje 2 koleżanki z pracy; Ai i Kaho. Szczerze to nie za bardzo je lubiłam. Zwłaszcza Ai. Zawsze tak mocno się upijała....przynajmniej Kaho nieco mniej. To nie był jednak pierwszy raz kiedy z nimi gdzieś byłam,ale na pewno nie zabierałabym ich do miejsc gdzie jest alkohol. Do dziś pamiętam jak w Seulu te dwa dzbany wyciągnęły moją siostrę do klubu dla facetów. Cudem uciekła. Ciekawe co dzisiaj zrobią, w tym pięknym Berlinie,całkowicie pijane. Akane wkrótce wróciła,a ja rozglądałam się po bokach kasyna z nudów. Tylko nie do tyłu. Dlaczego? Bo zobaczyłam,że był tu także Schellenberg. Oczywiście ten wspaniały pijacki duet pewnie nawet nie wiedział kim on jest. Może to i dobrze. Tylko nie chciałam się odwracać. Nie chciałam aby mnie zobaczył z nimi. Z Akane bym jeszcze przeżyła,ale nie z tą dwójką. W tym czasie błogosławiłam smoking,który kazała mi założyć Akane, bo zrobiła o jeden garnitur za dużo i był akurat w moim rozmiarze. Ja w nim, siedząca tyłem,wyglądałam jak chłopak z długimi włosami i czerwoną torbą. Nic więcej. Niestety Akane znowu gdzieś poszła a ja zostałam z pijaczkami. Zaraz zaczęły snuć plan na ten wieczór, oczywiście mnie ignorując.
-No dobra,Kaho to gdzie dziś ją zaciągniemy co?
-Nie wiem Ai, może do kolejnego klubu?
-E tam, znudziło mi się..może...
-Może co?
-O już wiem! Do siedziby SS!
-Może odrazu Descapo,co?-rzuciłam,głównie po to aby się zamknęły.
Ale tego nie zrobiły. Ai się odwróciła w moją stronę i ryknęła:
-A co ty ssmanów się boisz a descapowców już nie?? O ty niemiecka mendo!- wtedy Ai z całej siły mnie z policzkowała. Na moje nieszczęście tam mocno to zrobiła,że odwróciła mi się głowa w stronę, no właśnie Schellenberga. Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem na Ai. Kiedy ta idiotka wpadła wkońcu pod stół, westchnął i miał taką minę jakby chciał powiedzieć: ,,przykro mi". W duchu ją przeklinałam. Na szczęście wróciła po chwili moja siostrunia. Jednak zobaczyła ślad ręki na moim policzku i po chwili powiedziała do swoich pijanych przyjaciółek:
-Wiecie co,dzisiaj wygrałam siedemnaście tysięcy marek, może pójdziemy do jakiegoś kina?
-A czemu nie do baru?- zapytała głupio Kaho.
-Ty już wystarczająco dużo wypiłaś-wytłumaczyła Akane. Po chwili wyszły ledwo trzymając się na nogach. Ai wtedy rzuciła jeszcze, co dziwnie całkiem trzeźwo:
-Tylko nie przegraj za dużo.
-Nie. Ja dzisiaj już skończyłam.- mruknęłam a Ai mi zniknęła z oczu. No bo ja też trochę grałam i wygrałam dwa tysiące marek. Nareszcie spokój- pomyślałam,rozglądając się znudzona po sali. Często wracałam po siostrach do domu, więc się nie bałam zostać. W dodatku czułam się nieco pewniej, z faktem,że jest tu Schellenberg. Nie pytajcie dlaczego. Po prostu tak. W tym czasie zauważyłam jakąś parą grającą w ruletkę. To nie byłoby nic dziwnego,ale siedzieli tak blisko,że słyszałam co mówią. Z tego co usłyszałam to ta kobieta miała na imię Kerstin. Niestety nie usłyszałam imienia jej kolegi. Tylko,że zaczynało się na M. Po chwili zaczęli patrzeć się na jakiegoś faceta. Po chwili usłyszałam jak Kerstin mówi:
-Generała Von Blocha? Tak. Stary nudziarz w dodatku ciągle bez pieniędzy. Karciarz i dziwkarz.
-Oho-szepnęłam cicho po koreańsku. I tak nie zrozumieją.
Po chwili podszedł do nich Bloch.
-Moja droga,spotkać Cię to szczęście na cały wieczór. Pan pozwoli generał von Bloch.-przedstawił się.
Zaczęli o czymś jeszcze rozmawiać i trochę grać. Nie słyszałam co mówią. Jedyne co najbardziej mi utkwiło w głowie to jak Kerstin mówi:
-Chcesz zobaczyć jak ten dureń popełnia samobójstwo?
-Bardzo chętnie-mruknęłam znowu prawie niesłyszalnie w swoim języku. Ale w sumie to ciekawie w jaki sposób? Po chwili jej towarzysz powiedział:
-Swoje pieniądze to on już dawno przegrał. Teraz przegrywa państwowe, gdyż nie sądzę aby ktokolwiek chciał mu pożyczyć. Jest w długach po uszy.
Nie słyszałam co dalej mówią,ale coś chyba niemiłego bo Kerstin wyszła obrażona. Po chwili Bloch i ten facet podeszli do barku i wzięli szkockie. W sumie to też mi się zachciało pić. Usiadłam w bezpiecznej odległości od nich i wzięłam sobie wodę. Jednak aby nie wyglądało na to,że ich szpieguje udawałam,że oglądam alkohole na półkach barku,ale wciąż ich słuchałam. Po chwili Bloch powiedział:
-Panie Michale mogę tak do pana mówić?
W tym czasie, nie odrywając wzroku od butelek,niezauważona otwarłam torbę, i tam szukałam jakiś szczątek z ołówków i mój notes. Był bardzo mały. Wkońcu znalazłam i zaczęłam w torbie pisać po koreańsku co mówią. A tak to robiłam,jakbym czegoś szukała. Zapisałam nazwisko Blocha i imię tego faceta: Michał. Tylko jakie nazwisko? Po chwili znowu zaczęli rozmawiać.
-Przegrałem dzisiaj dwadzieścia pięć tysięcy marek...- powiedział Bloch
-Dużo. Bardzo dużo.
-Chyba nie dla człowieka,który wygrał przeszło trzydzieści tysięcy.
-Czy nie sądzi pan, panie generale,że jest pan bezczelny?
-Nie!-powiedział i wypił whisky jednym haustem.Po chwili znowu zaczął mówić.-Nie. Wyrażam swoją desperację. Muszę zdobyć dwadzieścia pięć tysięcy marek. Co jest dzisiaj?
-Sobota.
-Do poniedziałku!
-Trudne zadanie.
-Chcę pożyczyć od pana!
-Panie generale,wy znacie się od godziny. Myśli pan, że ktoś fa nieznajomemu tak ogromną kwotę?- powiedziałam do nich,ale jednocześnie zbladłam bo zapomniałam o tym,że był tu przecież Schellenberg.
-Ma rację. Mądra laska.- przyznał Michał z lekkim uśmiechem. Z tyłu usłyszałam cichy śmiech mojego szefa.
-Jak możesz?-zapytałam go w myślach.-Zapomniałeś jak kilka dni temu prawie zabiłam tego anglika?
-Dam panu weksel!-powiedział wkońcu generał. Po chwili chwycił Michała za rękę.- Panie...
-Sosnowitz.
-No właśnie. Panie Sosnowitz, umówmy się tak: pan mi pożyczy, a ja dam panu poręczenie w postaci mojego domu. Jest wart znacznie,znacznie więcej. Jeżeli w ciągu tygodnia nie oddam dwudziestu pięciu tysięcy,to dom stanie się pana własnością.
Dalej mówił o jakimś akcie notarialnym i innych rzeczach,których znaczenia nawet nie znałam. Michał coś jeszcze mówił o tym,że nie zarabia na lichwie. Potem pojechali do notariusza Blocha. Kiedy wyszli, zapłaciłam i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć na Schellenberga. Wciąż miał lekki uśmiech na twarzy. Szepnął tylko:
-Dobra robota, Pipereczko. Mam się jeszcze spotkać z jedną osobą.
-Dobrze, miłego wieczoru.
-Nawzajem!
Po tej krótkiej rozmowie wyszłam z kasyna i skierowałam się do domu. Czułam,że otrzymałam prawdziwie szpiegowskie zadanie, choć nie wiedziałam czemu.

Nietypowa SS-mankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz