12. Moje pierwsze morderstwo

40 3 0
                                    

Po tej sytuacji z Quedlinburga, zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób uratuje Heinricha. Zreanimuję go? Wyleczę? Poświęcę się? Tyle pytań ,tak mało odpowiedzi. Ale chyba nigdy nie myślałam, że ocalę go w ten sposób.

Tego historycznego dnia wyszłam na miasto. Chciałam dać Gudrun trochę czasu. Dalej była w małym szoku po tym co zobaczyła. Rozumiałam ją; też bym była nieco przestraszona gdybym zobaczyła kogoś bliskiego klęczącego w piwnicy kościoła. W nocy i rozmawiającego z kimś. Więc szłam ulicą ze swoją torbą i bokenem w czerwono-czarnym futerale na plecach. Może i był zbyt mroczny jak na moją białą, koronkową sukienkę, ale niezbyt mnie to obchodziło. Idąc ulicą zobaczyłam, że ludzie przyspieszali kroku, jakby chcąc uciec od czegoś. Lub kogoś. Udało mi się zobaczyć od czego wszyscy uciekali. To był Himmler. Szedł ulicą. Sam. Wiedziałam, że to on. Ale bałam się podejść bliżej. Nie chciałam aby mnie rozpoznał.

Zauważyłam coś jeszcze. Poza mną, za Heinrichem szedł jakiś mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz. To już mnie zaniepokoiło. Było przecież bardzo ciepło, wręcz gorąco. Podeszłam nieco bliżej. Coś miał z tyłu spodni. To mi przypominało pistolet. Czułam, że robię się blada. Już po chwili moje obawy się potwierdziły: ten facet pomacał coś w kieszeni i pistolet się nieco wysunął. Nie mogłam po prostu stać. Ale przecież nic powiedzieć nie mogłam. Wpadłam na plan. Schowałam się w jakimś zaułku, tak aby można mnie było usłyszeć. I...zaczęłam udawać, że płaczę. To było trochę głupie, ale nie miałam wyboru. Chciałam aby ten mężczyzna wszedł do miejsca, w którym byłam. Po chwili usłyszałam kroki w moją stronę. To była osoba, którą tu chciałam zwabić. Zakradłam się za niego, wyjęłam boken i...dźgnęłam go...odwrócił się, ale uderzyłam tym razem w jego nogi, przez co upadł na ziemię.

-Kim ty do cholery jesteś?!?-Wydusił z siebie. Miał brytyjski akcent.

-To ja tu zadaję pytania. Kim T Y jesteś? I czemu chodziłeś za Himmlerem z pistoletem?

-Jakim pisto...- Jak na zawołanie jego broń wypadła z kieszeni.

-Właśnie tym.-Wskazałam.- Teraz gadaj, czemu chodziłeś za reichsführerem?

-Nie powiem! Auu!- Wbijając boken w jego kolano zaczął lekko płakać z bólu.

-GADAJ. I TO TERAZ.

-Otrzymałem rozkaz aby go zabić!- Wyjąkał.- Jestem angielskim zamachowcem! Ja miałem go zabić!

-Ty...Miałeś...miałeś....TY MIAŁEŚ ZABIĆ HIMMLERA?!?

-Miałem! Tak, ja miałem!

Tego było za wiele. Zaczęłam go dźgać. Dźgałam raz...dwa...trzy....wiele razy. Wkrótce jego jęki zamieniły się w bezwładne skomlenie. Nie minęło 5 minut i już nie żył. Patrzyłam na jego zwłoki, a następnie na moje dłonie i broń. Były prawie całe we krwi. Nie mogłam przez chwilę uwierzyć. Ja. Go. Zabiłam. Ale zdałam sobie sprawę z czegoś innego. Jeśli on był zamachowcem, a ja go zabiłam, to czy nie uratowałam w ten sposób Himmlera? Czy to o tym mówił ten ktoś w Quedlinburgu? Kiedy to sobie uświadomiłam...poczułam się lepiej.

Tylko teraz był problem z tym całym bałaganem. W miejscu morderstwa były jakieś śmietniki. Zaczęłam w nich grzebać i jakoś znalazłam tam, i wybielacz i mop ,nawet kilka butelek z resztkami wody. Wylałam całą wodę z butelek i wybielacz do jakiegoś wiadra, zamoczyłam w nim mop i zaczęłam wycierać krew. Dużo jej było, aż chyba za dużo.Ale jakoś to pozmywałam. Z ciałem miałam większy problem. Zawinęłam zwłoki w jakieś worki na śmieci i wrzuciłam na sam dół śmietnika. Krew z broni wytarłam o jakąś szmatę, tak samo jak moje ręce i część sukienki. Ale krew już zdołała wsiąknąć w materiał. Nie mogłam przez całą drogę paradować w takim stroju, bo przyciągało za dużo uwagi.

Przypomniałam sobie o Akane. Niedaleko był zakład ,w którym pracowała. Nawet nie wiem jak udało mi się tam dotrzeć w kilka minut. Przed wejściem stała Ai paląc papierosa. Na mój widok natychmiast go zgasiła i wykrzyknęła do środka:

-Akane! Ta twoja siostra przyszła!

Już po chwili ruda zjawiła się w drzwiach. Rzuciła filozoficzne spojrzenie na moją suknię i zapytała z lekką ironią w głosie:

-Znowu wpadłaś na te swoje ,,puszki z farbami"nie?

Jak Ai to usłyszała to zaczęła się śmiać jak opętana. Nawet jak już weszłyśmy do środka to dalej chichotała. Akane dała mi białą bluzkę i czarną spódnicę, a jak brała moją sukienkę do prania, Kaho zapytała:

-Ty dalej wierzysz, że to farba?

-A czy twoja przyjaciółka wierzy, że można zostać wyrzuconym za obijanie się?-Akane ją skutecznie zgasiła.

Kaho tak szybko zamilkła, że miałam ochotę się z niej śmiać. Jak się przebrałam wróciłam do domu. Ale coś mnie niepokoiło. Czy to była tylko jednorazowa sytuacja? Czy może na niego zamachów będzie więcej? Jeśli tak to czy będę wstanie go przed tym obronić?

Nietypowa SS-mankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz