„I have loved the stars too fondly to be fearful of the night" - Sarah Williams.
(Za bardzo kochałem gwiazdy, by bać się nocy)
⋆⋅☆⋅⋆
Noc zdawała się już kończyć, a dobitnie informowały o tym zdecydowanie słabiej świecące niż na jej początku gwiazdy. Kruczowłosa dziewczyna znowu znajdowała się w łóżku, za nic jednak nie mogąc się z niego ruszyć. Na swoim karku czuła śmierdzący alkoholem oddech, na ciele za to nienaturalnie zimne dłonie, które od paru już minut nachalnie ją dotykały w miejscach, w których znaleźć się tak naprawdę nigdy nie powinny. „Nawet nie wiesz ile czekałem na to by to zrobić" szeptał cichy, męski głos. „Zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo pociągająca się stałaś?", Nachalne dłonie mężczyzny znalazły się niebezpiecznie blisko jej podbrzusza. Owe zdawały się pozostawiać na jej ciele pewnego rodzaju znamiona, których po tym wszystkim za nic nie będzie mogła się pozbyć, jakkolwiek bardzo by tego chciała. „Zapamiętaj jedno, to co już za chwile się stanie jest tylko i wyłącznie twoją winą. Prowokowałaś mnie". Tłumaczył, a w tym samym czasie jego obrzydliwie dłonie wsunęły się pod materiał przylegających do jej brzucha spodni...
Wkrótce Harper otworzyła oczy, a wszystko to co jeszcze przed chwilą przed nimi widziała, bezpowrotnie zniknęło.
Wrócić miało dopiero kolejnej nocy.
To co jako pierwsze po przebudzeniu ujrzała zdawało się być jedynie czarną przestrzenią znajdującą się tuż przed nią. Ciszę panującą w pomieszczeniu co chwile zagłuszało nienormalnie szybkie bicie jej serca oraz płytkie oddechy, które zdecydowanie zbyt często do płuc przyjmowała.
Przez chwile Harper próbowała zorientować się w tym co się dzieje. Zdawała sobie sprawę z tego, iż to co jeszcze chwile temu widziała było jedynie snem. Koszmarem, z którego już się wybudziła, wracając tym samym do tego znacznie gorszego, jednak coś w jej wnętrzu mówiło jej (a wręcz krzyczało) o tym, że coś jest nie tak.
Bardzo szybko jednak zepchnęła wszelakie obawy na bok widząc, iż jedynie wyolbrzymiała. Zresztą, od dawna takie zachowanie leżało w jej zwyczaju, dlatego więc fakt, iż znowu to robiła nie miał dla dziewczyny większego znaczenia.
Harper ledwie co podniosła się do siadu, a już wyczuła to jak bardzo zgrzana i spocona była. Wykopując się spod grubej warstwy kołdry z nadrukiem w kawowe krowy, momentalnie poczuła, przyjemnie chłodne powietrze atakujące najcieplejsze partie jej ciała.
Westchnęła, czuła się... dziwnie, jeżeli owym słowem faktycznie można było to co w jej wnętrzu się działo określić.
Niezidentyfikowany przez nią samą stres wykręcał jej
wnętrzności tworząc z nich chińskie dziewięć, a lodowate - w przeciwieństwie do ciała - dłonie trzęsły się jak wyjęty na talerz pudding.Dopiero chwile później kruczowłosa zrozumiała to co od pewnego czasu krzyczała jej podświadomość.
Zrzuciła materiał kołdry, który zakręcił się wokół jej nóg, po czym na chwiejnych od zmęczenia nogach wstała z łóżka chcąc sprawdzić czy drzwi jej pokoju były zamknięte. Gdy okazało się bowiem, że wszystko było na swoim miejscu Harper prychnęła odpychając wszystkie negatywne myśli w głąb jej umysłu.
Opierając czoło o ciemne drewno drzwi, zaśmiała się robiąc to jednak bardzo cicho i trochę (bardzo) sztucznie. To był tylko sen, powtórzyła przymykając na chwile opuchnięte od snu oczy. Nic ci się nie stanie, a on nic ci nie zrobi. Jego... już tu nie ma.
CZYTASZ
W ramionach śmierci
Teen Fiction𝐏𝐄𝐑 𝐀𝐒𝐏𝐄𝐑𝐀 𝐀𝐃 𝐀𝐒𝐓𝐑𝐀 Życie zniszczyło nas doszczętnie, a czas zabrał kiedy chciał. A może to tak naprawdę my byliśmy za to wszytko odpowiedzialni? Bezmyśnie dodaliśmy sztorm nad i tak burzliwe już morze, które wkrótce wskazało nam dr...