13. Coś za mną chodzi.

70 5 5
                                    

Harper, Wayne i cała ekipa z książki witają w nowym roku!
Miejmy nadzieje, że z racji, iż właśnie rozpoczął się trzeci rok czekania na to jak ta popaprana historia się zakończy, owy koniec odbędzie w dwa tysiące dwudziestym czwartym!
~

„Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim strachem, może się przekonać, że zdąża jedynie skrótem na jego spotkanie". - J.R.R. Tolkien (Brytyjski pisarz)

⋆⋅☆⋅⋆

Norman Cousins - Amerykański dziennikarz - powiedział kiedyś, że tragedią życia nie jest śmierć, ale to czemu pozwalamy umrzeć w sobie, kiedy żyjemy.

Harper już od dawna zdawała sobie sprawę z tego, że jest martwa... zdawała sobie sprawę z tego, iż owa tragedia, którą w swoim cytacie opisał już lata temu ją spotkała.

A ona nie widziała w tym ani krzty sprawiedliwości.

Przecież była dobra - może nie w trakcie tego co ją spotykało, ale przed tym. Ponieważ była tylko dzieckiem. Była tylko dzieckiem gdy ojciec uderzył ją po raz pierwszy za głupie zbicie szklanki i była tylko dzieckiem gdy pierwsze awantury pomiędzy jej rodzicami oddziaływały na jej zdrowie psychiczne coraz bardziej.

Ale nawet jeżeli zdawała sobie sprawę z tego co się wtedy działo... o rany. W życiu nie pomyślałaby o tym w jak tragiczną wręcz, przez laty rozwinie się to stronę.

Harper znowu leżała w łóżku. Czując się źle i tak dziwnie ponuro. Czując się pusto.

Owa wiele razy zastanawiała się nad tym co ją przed miesiącem spotkało. Nie było to co prawda dziwne bo sprawa pomimo tego czasu wciąż była świeża, jednak jak najbardziej męczące.

Gdy tak się już niestety działo nastolatka nadmierne rozmyślała o tym co poszło nie tak i o tym co by było gdyby nie postąpiła tak jak faktycznie to zrobiła. Co by było gdyby wciąż milczała.

I gdy tak się dogłębnie zastanawiała... w końcu zdała sobie sprawę z tego, że przez ten miesiąc została zamknięta w bańce iluzji. W bańce leków, terapii i złudnych nadzieji. Że uwierzyła, że naprawdę mogła stać się kimś kim nigdy przez rodziców nie mogła być.

Że mogła być zdrowa.

Zdała sobie sprawę z tego, że przez te wszystkie kłamstwa, świadomość tego jak bardzo było z nią źle na jakiś czas została w niej uśpiona. Wmówiła sobie, że skoro wreszcie odważyła się krzyczeć, to wszystko co będzie działo się później pójdzie już z górki.

Ale teraz? Teraz świadomość, że wcale nie będzie łatwo wstała, a Harper czuła się naprawdę źle. Chyba pierwszy raz od miesiąca aż tak  ź l e. I sama nie wiedziała czemu.

Czy to tak naprawdę wyglądało? Zastanawiała się. Czy całe to leczenie nie było wcale leczeniem, a wmawianiem sobie tego, że jest dobrze dopóki naprawdę się w to nie uwierzy?

To było tak jakby demony - matka, ojciec i wszystko inne co do tej pory tak bardzo utrudniało jej życie - znowu do niej wróciły, choć przez terapie tak naiwnie myślała, że już nigdy więcej tego nie zrobią.

To było chwilowe. To tak jakby ktoś wyłączył światło lub je zapalił. To było szybkie. Tak szybkie, że aż nierealne. Tak nagle zaczęła wątpić i choć zdawało się, że wątpiła w to, że wyzdrowieje trwale to zwątpienie, które dopadło ją teraz było inne.

W ramionach śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz