Podoba mi się to, że moja książka nie jest zbyt popularna. Można powiedzieć, że to taka nasza mała wattpadowa tajemnica, którą odkryli tylko poniektórzy.
Dziękuje za 1k
Jesteście wielcy <3~
Where's the person that I know?
They must have left
They must have left
With all my faith - Paralyzed (NF)⋆⋅☆⋅⋆
Od ostatnich wydarzeń minął ponad tydzień.
Na pozór spokojny, jednak jak najbardziej dla Harper okropny.
W tym czasie, pod względem rodziców dziewczyna miała względny spokój. Było to co prawda niewiarygodne, ale ku zdziwieniu wszystkich (a tym bardziej jej samej) jak najbardziej prawdziwe. Dlaczego? Już za moment wszystko stanie się dla was jasne.
Przez ostatnie dni Edgar i Francesca chodzili zmęczeni jak nigdy. Nie to, że praca wyraźnie dawała im w kość, przez co ci padali jak zabici grubo przed dziewiątą wieczorem, to do tego wszystkiego dochodził jeszcze ciągły chaos, który od pewnego czasu w ich domu panował.
Zdawało się, że przez ten nakład zdecydowanie zbyt wielu obowiązków nie mieli siły ze sobą nawet normalnie porozmawiać. Zamiast tego jedynie wymieniali się krótkimi słowami, po czym ponownie dawali ponieść się zabijającej ich uszy ciszy.
I może w tak „okropnej" dla nich sytuacji, Harper powinno było być ich szkoda, ale czy kogokolwiek zdziwi to, że było zupełnie inaczej? Cóż... chyba nie bardzo.
Ponieważ przez tak wiele doskwierających im minusów dziewczyna z tej sytuacji czerpała bowiem same plusy.
Dzięki temu, że rodzice przez cały ten harmider nie poświęcali jej zbyt dużo uwagi (zabrzmiało to dość śmiesznie, ponieważ na codzień nie robili tego, tak naprawdę wcale) nastolatka nie musiała przejmować się tak naprawdę niczym. Ani tym, że po raz kolejny może pokłócić się z matką lub trafić pod pięść ojca, ani tym, że ten psychopata (czytaj: Edgar) znowu przyjdzie do niej w nocy.
Ponieważ ostatnimi czasy... to po prostu znikło.
A przynajmniej na chwile.
Można było powiedzieć, że Harper swoich rodziców unikała gorzej niż ognia. Co prawda, to poniekąd dzięki temu także miała od nich większy, niż zazwyczaj spokój.
W tygodniu unikanie ich było o wiele łatwiejsze niż w znienawidzone przez nią, przez wydarzenia z niedalekiej przeszłości weekendy.
Od poniedziałku do piątku dziewczyna wychodziła do szkoły zdecydowanie wcześniej niż było to w ogóle potrzebne. W szkole pojawiała się kwadrans po siódmej, a ten czas spędzała na odganianiu od siebie natrętnego Odysey'a, który rzekomym „cudem" pojawiał się w szkole akurat wtedy kiedy w takowej pojawiała się ona i wyklinania go od namolniaków i zatraceńców. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze ciągłe pretensje zazdrosnej o niego Mirandy, z którą Harper przez tego niereformowalnego (w jej mniemaniu) chłopaka kontakt z dnia na dzień miała coraz gorszy.
Nie żeby jakoś ją to specjalnie obeszło. Była tylko koleżanką z ławki. Nikim ważnym.
Jednakże wracając.
Po lekcjach, Harper niechętnie wracała do domu, a gdy już się w takowym znajdowała od razu zamykała się w pokoju pełnym dobijającej jej umysł ciszy, która powodowała lawinę, zatapiających ją w zastraszajacym tępie myśli. Zresztą. Przez ostatnie dni przywykła do odczucia, które od pewnej pamiętnej nocy nie opuszczało jej na chociażby chwile.
CZYTASZ
W ramionach śmierci
Teen Fiction𝐏𝐄𝐑 𝐀𝐒𝐏𝐄𝐑𝐀 𝐀𝐃 𝐀𝐒𝐓𝐑𝐀 Życie zniszczyło nas doszczętnie, a czas zabrał kiedy chciał. A może to tak naprawdę my byliśmy za to wszytko odpowiedzialni? Bezmyśnie dodaliśmy sztorm nad i tak burzliwe już morze, które wkrótce wskazało nam dr...