Nie zdziwcie się, że najbliższe parę rozdziałów będą krótsze niż dotychczas. Nie za wiele się w nich dzieje, ale nie są także nudne. Po prostu nie chce niepotrzebnie ich przedłużać.
Ps. Spokojnie za chwilę znowu się rozkręcę... hehe (ja bym się bała)
~„Historia za pierwszym razem przychodzi w formie tragedii, a za drugim obraca się w farsę". - Umberto Eco (Włoski filozof)
⋆⋅☆⋅⋆
Dwa tygodnie później...
11 marca 2017 rokHarper już wiele razy wspomniała o tym, że miała zamiar poszukać pracy. Zbierała się do tego dość długo, ale gdy przesyt ciągłym życiem na garnuszku wpier rodziców, a późnej Lary przewyższył ją już aż tak, że nie mogła tego wręcz znieść w końcu postanowiła podejść do tej decyzji już w stuprocentach poważnie.
Przez ostatnie dwa tygodnie skupiała się na sobie. Czyli tak jak od pożegnania z Wayne'am sobie dokładnie obiecała. Plan ten jednak w fakcie okazał się znacznie trudniejszy niż z początku oczekiwała...
Jak na ten moment żadna firma czy inne tego typu działalności nie szukały pracowników, a nawet jeśli Harper już na takie ogłoszenia, w końcu trafiała... bardzo szybko się rozczarowywała. Bowiem nikt nie chciał zatrudnić wciąż uczącej się siedemnastolatki. A było to gorzej niż wkurzające! Jednak z drugiej strony w pełni zrozumiałe. Ale... ale mimo to wciąż niesamowicie z równowagi wyprowadzające! Ugh!
Nastolatka właśnie stała na przystanku autobusowym nieopodal swojej szkoły. Paląc papierosa w lekkiej frustracji obserwowała spadający wielkimi płatami śnieg. Butler od paru dni znowu zaczęło przypominać lodową krainę, a było to poniekąd dobre, a poniekąd nieziemsko irytujące (oczywiście biorąc pod uwagę to jak wolno jeździły wtedy autobusy i zważając na to jak okropnie się przez to spóźniały).
Środy w jej liceum zazwyczaj były luźne. I dzisiejszy dzień ku niczyjemu zdziwieniu także i taki był.
Miranda i Raquel o dziwo jakoś bardzo jej nie denerwowały. Co prawda siedząc na długiej przerwie w stołówce, słyszała jak rudowłosa wraz ze swoimi nowymi znajomymi się z niej pod nosem śmiała, ale to ignorowała. Jakoś niezbyt ją to obchodziło i wychodziła z założenia, że życie było zbyt krótkie na to by się tym jakkolwiek przejmować. Zresztą. Nawet nie miala najmniejszego zamiaru do tego, aby się do jej czy tej niezbyt olśniewającej intelektem blondyny poziomu zniżać, bo upadłaby zdecydowanie, jak na swoje standardy z a nisko.
Choć bądź co bądź jeszcze ledwo co widoczne siniaki na ich twarzach, mimowolnie stwarzały jej satysfakcję...
Odysey? Odysey za to dzisiejszego dnia nie pojawił się w szkole. Owszem w poprzednich dniach Harper nie mogła go od siebie odgonić, a tym bardziej powstrzymać niewygodnych pytań na temat bójki i jej późniejszego co do niego zachowania, ale jakoś sobie z tym poradziła. Znaczy, poradzila sobie w pewnym tego słowa sensie.
— Kiedy wracasz do domu? — Zapytała znajdującego się po drugiej stronie komórki dziadka, jednocześnie w skupieniu obserwując swoje świeżo pomalowane, zeszłego wieczoru paznokcie.
Do owego mężczyzny zadzwoniła gdy tylko wyszła ze szkoły. Z początku nieco... okej. Z początku okropnie się tym jak brzmiał zmartwiła, ale spróbowała udawać, że było inaczej. I słowo „spróbowała" należało podkreślić tutaj dwukrotnie. Jego głos był znacznie słabszy niż zapamiętała, a jego tak znajoma barwa... coraz bardziej to obca.
CZYTASZ
W ramionach śmierci
Teen Fiction𝐏𝐄𝐑 𝐀𝐒𝐏𝐄𝐑𝐀 𝐀𝐃 𝐀𝐒𝐓𝐑𝐀 Życie zniszczyło nas doszczętnie, a czas zabrał kiedy chciał. A może to tak naprawdę my byliśmy za to wszytko odpowiedzialni? Bezmyśnie dodaliśmy sztorm nad i tak burzliwe już morze, które wkrótce wskazało nam dr...