7. Potwór szepczący do ucha.

122 7 72
                                    

Rozdział dla czytelniczek, które przypomniały mi o tym jak miejscami zajebista (i znacznie częściej żenująca...) była jedna z poprzednich wersji książki.
Miłego czytania :*
(Tym razem już wszystkim)

~

„Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami, gdy zrozumieliśmy że one są w nas". - Dennis O'Neil (mroczny rycerz)

⋆⋅☆⋅⋆

Wstając rankiem z łóżka Harper nigdy w życiu nie domyśliłaby się tego, że za dosłownie parę godzin znajdzie się w miejscu, w którym była obecnie. Przejęta, zestresowana i rozdarta niewiedzą na temat tego co za niedługo może się zdarzyć.

Ponieważ zważając na okoliczności... pewne było to, że dzisiejszej nocy coś się stanie. I to „coś" niekoniecznie było czymś dobrym. A wręcz przeciwnie.

Wchodząc do starego Dodge'a o czerwonym jak krew wnętrzu, w nozdrza kruczowłosej od razu uderzył, charakterystyczny dla jego właściciela zapach. Nuta papierosów, cedru i atramentu, była w swoim zapachu co prawda przyjemna (w przeciwieństwie do świadomości tego do kogo owy należał) jednak nieco jej nos drażniąca.

Trzask zamykanych drzwi przeciął ciszę, sprowadzając na Harper coś co było od niej czymś zdecydowanie gorszym. O wiele gorszym.

Siadając w zimnym fotelu obitym czerwoną skórą, dziewczyna niemalże od razu poczuła na sobie wzrok siedzącego tuż obok Wayne'a. Nastolatka mimowolnie się na to uczucie spięła, wlepiając swój wzrok w ukryte pod dresami uda. Niestety za nic w świecie nie mogła zmienić tego, że za każdym razem gdy była w jego towarzystwie nerwy niekontrolowanie zaczynały brać nad nią górę.

W takich chwilach jej oddech stawał się nierówny, a na pozór spokojne serce znacznie przyspieszało swoje bicie. 

Tak i było tym razem.

— Spóźniłaś się. — Jego zachrypnięty głos nieprzyjemnie zakłuł nastolatkę w uszy, a słysząc te słowa Harper jak na zawołanie zapragnęła rzucić się na chłopaka z pięściami.

Ostatnimi czasy chyba nie istniało dla niej nic bardziej drażniącego od tego jego przesiąkniętego pewnością siebie głosu, z charakterystyczną dla palaczy chrypką.

Mimo jednak swoich brutalnych na pozór myśli (a co gorsza chęci) Harper nawet na bruneta nie spojrzała, mając tym samym nadzieje, że dzięki temu ten niepotrzebne w jej stronę komentarze sobie odpuści.

Aczkolwiek nastolatka mogła się w nieskończoność w tym przekonaniu łudzić. Ale chcąc nie chcąc faktem było to, że w tamtym momencie rozmowa z Wayne'am była dla niej tak naprawdę nieunikniona.

Spóźniłaś się, przedrzeźniła go złośliwie w myślach odpychając na bok te inne. Zbyt bardzo ją przytłaczające. Ten to naprawdę miał tupet. Prychnęła. Dupkowaty, idiotyczny chu... karczoch. Tak - karczoch. Powinnam zacząć panować nad bluzgami, skarciła siebie samą.

I szybkie pytanie. Czy to już można było odebrać jako oznaki dopadającej ją schizofrenii?

— Wiesz, spotkanie z tobą wolałam przedłużać tak długo jak tylko byłam w stanie. — Dogryzła mu, dopiero później zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę zrobić tego nie powinna.

W ramionach śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz