IV. Zmienny

451 43 2
                                    

Rano nikt do tygrysa nie przyszedł. Bez wątpienia słyszał on zwyczajową krzątaninę na dworze, ale nie było śladu Floriana ani zwierzęcia z poprzedniej nocy. Po południu ta sama dziewczyna przyniosła mięso i bardzo szybko wyszła.

Białowłosy pojawił się dopiero późnym wieczorem, niemal w nocy. Był wyraźnie zmęczony, smutny... i zawstydzony. Pamiętał, co zrobił poprzedniej nocy, choć wiedział, że tygrys na pewno nie domyślił się, że to on. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i nieśmiało podszedł w stronę klatki. Kawałki wołowiny już od wczoraj leżały nietknięte w klatce, co zauważył od razu po wejściu do szopy. Tygrys rozpoznał jego kroki już chwilę wcześniej i właśnie krążył po klatce, jakby... z entuzjazmem. Nie mógł doczekać się jego przybycia.

Chłopiec podszedł do samej klatki i uśmiechnął się.

– Hej, Maleńki – powiedział cicho. – Tęskniłeś za mną? – Zapytał nieśmiało.

Maleńki. No tak. Tygrys zatrzymał się i skoczył na kraty, tym razem nie w groźbie, a... z radości. Tak, musiał bardzo stęsknić się za tym chłopcem, skoro zareagował w taki sposób. Florian uśmiechnął się jeszcze szerzej, absolutnie szczęśliwie, obserwując tę reakcję. Oparł czoło o pręt i wsunął obie dłonie do klatki, chcąc dotknąć tego ogromnego zwierzęcia, które opadło na łapy i chętnie do niego podeszło. Tygrys również oparł czoło o pręty, pozwalając mu na wysunięcie tych maleńkich dłoni w gęstą, tak bardzo miękką grzywę na jego szyi. Flo poczuł wszechogarniające ciepło, gdy wielki kot pozwolił mu na to. Z lubością przeczesał palcami to miękkie futro.

– Przepraszam, maleńki... Dałeś sobie radę beze mnie, prawda?

Wielkim, tygrysim ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy tylko te małe dłonie zetknęły się z jego skórą. Poczuł od nich niesamowicie przyjemne ciepło, które zaczęło powoli rozchodzić się na całe jego ciało. Miał wrażenie, że wciąż czuł ten słodki zapach, ale tylko odrobinę, jakby był przyćmiony... Z jego gardła wydostał się głęboki pomruk przypominający miauknięcie, gdy mu odpowiadał.

Flo uśmiechnął się, słysząc to. Sam również zadrżał i zapragnął znaleźć się bliżej...

– Pozwolisz mi do siebie wejść? – Spytał szeptem, a tygrys znów miauknął gardłowo, zanim powoli odsunął się od wejścia.

Florian niemal od razu podszedł do drzwi i otworzył je kluczem. Wszedł do środka, przymykając drzwiczki, a tygrys cofnął się jeszcze trochę, jakby chciał zrobić dla chłopca więcej miejsca. W porównaniu z zeszłym tygodniem, kiedy tu trafił, czuł się już znacznie lepiej... Rana zasklepiła się niemal całkowicie. Antybiotyk pomógł mu i choć wciąż nie odzyskał pełni sił, zakażenie zostało zwalczone. Z każdym dniem wyglądał również coraz lepiej... Jego sierść odrastała, odzyskiwała również swój intensywny kolor i blask. Dieta tutaj pozostawiała wiele do życzenia, ale wciąż był karmiony o wiele lepiej niż w cyrku. Gdyby chciał, mógłby spokojnie powalić białowłosego i uciec, skoro ten nie zamknął klatki... Ale nie zrobił tego. Zamiast tego zbliżył się, gdy chłopak znalazł się w środku, i naparł na jego tors swoim wielkim czołem. Florian od razu uniósł dłonie i pogłaskał go czule. Pochylił się także i pocałował go, gdzieś pośrodku futrzastej głowy.

Wielki kot pozwalał się tak głaskać, aż w końcu Florian usłyszał... ciche mruczenie. Napierał przy tym cały czas swoim wielkim łbem na brzuch chłopca, łagodnie ocierając się o niego swoim pyskiem.

Gdy białowłosy usłyszał to mruczenie, znów poczuł przyjemne ciepło. Zmieniło się w gorąco, gdy tygrys zaczął ocierać się o jego brzuch. W jego głowie pojawiła się myśl, że gdyby tylko jego tygrys był zmiennym... Nie. Nawet gdyby był zmiennym, tygrys by go nie chciał. Nie pragnąłby go... Poczuł zapach feromonów tygrysa, który nęcił go, zachęcał do przemiany. Chciał być kotem jeszcze bardziej niż zwykle. Gdyby nim był, mógłby...

Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz