VIII. Omega

381 36 2
                                    

Długo nie mógł zasnąć, a gdy w końcu mu się to udało, znów spał jak zabity. Dopiero późnym popołudniem zaczął się przebudzać, a całkowicie obudził się, gdy usłyszał śmiech dzieci dobiegający z zewnątrz. Wówczas powoli podniósł się na łóżku i z przyzwyczajenia przeciągnął się niczym kot, zanim zaspany wyjrzał przez okno. Nie dostrzegł jednak bliźniaków na dole, na podwórku. Zauważył natomiast Floriana, który leżał na trawie, a wokół niego biegały dwie małe pumy. Skakały po nim i zachęcały go do zabawy tak, jakby wcale nie był człowiekiem. Uśmiechnął się delikatnie, niemal czule, powoli układając dłonie na parapecie. Wsunął głowę pod firankę, aby widzieć ich lepiej... i przyglądał im się przez chwilę.

Florian w końcu wyczuł, że ktoś ich obserwuje. Mała puma właśnie podgryzała jego rękę, gdy podniósł wzrok, który od razu spotkał się z zielonymi oczami. Wpatrywał się w niego, niemal w ogóle przy tym nie oddychając... W jego głowie wciąż dźwięczały słowa zmiennego. Życie za życie.

Uśmiechnął się jednak delikatnie, ledwie zauważalnie, zanim odwrócił wzrok i podniósł się do siadu, z trudem odganiając brata od swojej ręki, którą najprawdopodobniej chciał mu odgryźć.

Tygrys dostrzegł ten uśmiech. Zauważył go, a serce zabiło mu szybciej... Gdy Florian odwrócił wzrok, odepchnął się od parapetu, a już po chwili zbiegał po schodach na bosaka na parter. Nawet nie wiedział, która była godzina, jednak kiedy wyszedł na zewnątrz, poczuł na swojej ciemnej skórze promienie zachodzącego słońca. Oślepiły go nieco, więc zmrużył oczy, patrząc na Floriana. Chłopiec, siedząc na trawie, również na niego spojrzał. Wpatrywał się w niego, nie będąc w stanie odwrócić spojrzenia, a jego dłonie machinalnie przesuwały się po futerkach małych, już spokojnych, pum. Jedna z nich leżała na jego kolanach, a druga tuż obok, przyciśnięta do jego uda.

Skóra zmiennego w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca przypominała słodki karmel i z pewnością była bardzo ciepła. Zbliżył się do nich powoli, jego bose stopy sunęły niemal bezszelestnie w miękkiej trawie. Usiadł przy nich w milczeniu. Tym razem Florian nie odwrócił wzroku. Patrzył na niego wciąż, gdy mężczyzna usiadł obok nich... Ale musiał się otrząsnąć.

– Są takimi pięknymi kotkami – szepnął nagle, miziając jednego z braci pod futrzastą brodą.

Zmienny uśmiechnął się nieśmiało, a jeszcze mniej pewnie wyciągnął dłoń, aby również dotknąć jednego z maluchów.

– Uwielbiają cię – zauważył, uśmiechając się łagodnie. Zerknął na Floriana... Czuł się najlepiej w jego towarzystwie, ale teraz, przez tę sytuację pod gabinetem alfy, dobierał słowa i gesty z największa ostrożnością.

Gdy tylko ta duża, ciepła dłoń dotknęła malucha leżącego obok uda Floriana, chłopiec zaczął głośniej mruczeć i niemal pochrapywać. Florian zaśmiał się cicho, zanim podniósł wzrok na zmiennego tygrysa.

– Jestem z nimi od chwili ich narodzin – powiedział. – To głupie, ale czasami czuję się tak, jakby byli też moimi dziećmi – wyznał szeptem. Przygryzł dolną wargę i opuścił wzrok na pumę, śpiącą na jego kolanach. – W końcu przestaną mnie uwielbiać. Będą dorastać i widzieć, jak ich ojciec, alfa, mnie nienawidzi... – zawiesił głos i posmutniał wyraźnie.

– Dlaczego? – Zapytał cicho tygrys, trochę z żalem. – Dlaczego... tak bardzo cię nienawidzi? – Sprostował.

Florian musnął palcami nos małej pumy i uśmiechnął się smutno. Milczał przez dłuższą chwilę, ale w końcu odetchnął głęboko i jakby zebrał się na odwagę.

– Bo jestem synem mojej matki – odpowiedział. – Bo jestem jej synem, ale nie jego, a on pragnął być z moją matką długo przed moimi narodzinami.

Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz