Drogę z St. Mary do Babb potrafiłby przebyć z zamkniętymi oczami. Pokonywał ją każdego dnia od ładnych paru miesięcy, a dokładniej – odkąd jego stary znajomy zamknął swój antykwariat, co równało się dla niego z utratą pracy. Nową znalazł w Babb, w maleńkiej księgarni na końcu miasteczka. Odwiedzało ją niewielu klientów, absolutnie stałe grono. Zdążył poznać ich wszystkich podczas paru pierwszych dni, więc teraz znał ich bardzo dobrze, choć rozmawiali głównie o książkach.
Każdego dnia jeździł tą samą drogą. Do księgarni i do domu. Czasami zajeżdżał do sklepu, ale bardzo rzadko. Nie lubił chodzić sam po mieście, bo czuł się bardziej niż niekomfortowo, gdy przyciągał – niemal zawsze – nieprzyjemne spojrzenia. Był samotnikiem. Bardziej z przymusu niż z wyboru. Nauczył się żyć z tą samotnością i nawet ją polubił. Była jego częścią i wydawało mu się, że był na nią skazany do końca swojego życia.
Plakaty, informujące o przyjeździe cyrku do Babb, pojawiły się bardzo wcześnie. Na początku nie interesowało go to ani trochę, lecz z czasem wiedział już, jak wiele plakatów znajdowało się na jego drodze z St. Mary do Babb. Pamiętał je doskonale i myślał o nich częściej, niż zdawał sobie z tego sprawę. Nie zamierzał jednak tam iść. Domyślał się, że nie przeżyje widoku trzymanych w niewoli i bitych pod pretekstem tresury zwierząt... Ten rodzaj rozrywki nie był po prostu dla niego.
Do cyrku zaciągnęła go właścicielka księgarni. Siedemdziesięcioletnia, samotna starsza pani, która czasami wpadała do niego na herbatę, i z którą niemal się zaprzyjaźnił. Bardzo chciała tam pójść, nie miała z kim, ale kupiła bilety i... dlatego zabrała tam właśnie jego.
Cyrk zajął znaczną część wielkiej, pustej prerii tuż za miastem. Przyciągał uwagę nie tylko tutejszych mieszkańców, ale i ludzi z bardziej oddalonych miejscowości, i nie było w tym nic dziwnego – był naprawdę ogromny. Sam cyrkowy namiot sięgał wiele, wiele metrów w górę, chorągiewki łopotały na wietrze, a wesoła, skoczna muzyka rozbrzmiewała po okolicy. Plakaty zapowiadały niesamowite widowisko – najwybitniejszych indyjskich akrobatów, poskramiacza węży, połykacza ognia oraz tresera dzikich zwierząt, takich jak słonie, małpy i... tygrys. Główną atrakcją cyrku była podobno niesłychanych rozmiarów, dzika i niezwykle groźna bestia. Tygrys ludojad.
Było tłoczno i głośno, co niekoniecznie mu się spodobało. Z każdą kolejną sekundą czuł się jedynie coraz bardziej niekomfortowo, niewłaściwie. W którymś momencie naciągnął na głowę kaptur, chcąc zasłonić swoje, niemal idealnie białe, włosy.
Gdy trybuny w namiocie cyrkowym były już prawie pełne, muzyka ucichła na kilka chwil, a światła zgasły... Zaledwie chwilę później inny utwór wręcz wybuchł z głośników, zapaliły się jedynie reflektory oświetlające arenę znajdującą się w dole. Nagle pojawił się akrobata jadący na jednokołowym rowerku, z małą małpką na ramieniu. Tuż za nim ozdobnym chodem wbiegły dwa białe konie, których jeźdźcy siedzieli tyłem na przód, a po chwili wspięli się na ich grzbiety, jadąc na stojąco i trzymając się za ręce. Za nimi wyszedł człowiek–guma, poruszając się na rękach, a następnie wykonując kilka salt. W końcu dołączył do nich najprawdziwszy, ogromny słoń. Artyści robili po arenie kolejne okrążenia, podczas gdy na środku słonica przyozdobiona indyjskimi dekoracjami właśnie wspięła się na wyjątkowo maleńki podest. Stanął przy niej mężczyzna o ciemniejszej karnacji i czarnym zaroście, ubrany w kolorowy frak. Na głowie miał śmiesznie wielki cylinder.
– Panie i panowie! – Krzyknął głośno, kłaniając się. Zdjął przy tym cylinder, z którego wyskoczyła mała małpka. – Witamy w Cyrku Rambo!
Zaprezentował krótko przewidziany na dzisiejszy wieczór program, mówiąc przy tym z mocnym akcentem po angielsku. Potem usunął się z areny, na której zostali jedynie akrobaci oraz słonica. Po ich skończonym pokazie pojawił się obiecany poskramiacz węży, a potem połykacz ognia. Gdy wydawało się, że to był już koniec przedstawienia, znów wrócił mężczyzna w cylindrze.
CZYTASZ
Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze [bxb]
Kurt Adam"Nasza dusza jest jak płomień, który został rozdzielony... dawno temu. Bliźniacza dusza jest tylko jedna, jedyna, jest jak lustro, odbicie wszystkiego, czym jesteś. Mówi się, że kiedy widzisz tę osobę, ten bliźniaczy płomień, po prostu wiesz, że...