XI. Intruzi

300 34 3
                                    

O poranku znów obudził się w ciele człowieka. Zdołał jednak przemienić się, zanim Florian się obudził, tak jakby kompletnie nic się nie stało... Białowłosy poszedł do siebie, by przebrać się przed śniadaniem, a potem spotkali się na dole, w jadalni. Po posiłku zajęli się sprzątaniem, a następnie alfa zaprosił część swojej dumy do gabinetu. Ostatecznie zaprosił tam także zmiennego tygrysa, co mężczyzna przyjął z niemałym zaskoczeniem. Udał się tam bez zbędnych pytań, traktując to niczym największy zaszczyt, ale jednocześnie poczuł w sercu żal przez to, że Florian nie mógł w tym uczestniczyć... Białowłosy w tym czasie wziął bliźniaki i wyszedł na dwór, a konkretniej – do szopy – i zajął się posprzątaniem tego miejsca. Nie chciał, by ktokolwiek domyślił się, że był tam trzymany tygrys, którego szukali cyrkowcy.

Bliźniaki były grzeczne tylko do czasu. W końcu któryś z nich wyrzucił zabawkę na dwór, więc obaj poczłapali na trawę, a białowłosy podążył za nimi. Usiedli we trójkę na ziemi, a Florian miał chwilę by odpocząć.

Ponieważ większość dumy była na spotkaniu, nikt nie zorientował się, że na ich terenie pojawili się intruzi. Florian już z daleka rozpoznał charakterystyczny stukot laski kuśtykającego Hindusa, który zbliżał się do ich gniazda w towarzystwie znajomego już wszystkim Poskramiacza o niezwykle nieprzyjemnym usposobieniu, a także paru innych cyrkowców.

Flo w pierwszej chwili znieruchomiał, lecz potem szybko podniósł głowę i zbladł, dostrzegając ich. Jego serce zabiło jeszcze szybciej, gdy uświadomił sobie, że większość dumy była na zebraniu... I Anthony. Anthony również tam był. Zmienny tygrys, którego cyrkowcy wciąż szukali.

Stanął na drżących nogach, od razu podnosząc także bliźniaki, które przytuliły się do niego mocno na widok obcych. Chłopak kątem oka dostrzegł, jak młody zmienny z ich dumy szybko idzie w ich kierunku. Rzucił Florianowi znaczące spojrzenie, zanim skupił wzrok na przybyszach.

– Czego tu szukacie? – Zapytał grzecznie, choć cała jego postawa wskazywała niechęć.

Mężczyzna w cylindrze zatrzymał się, opierając się na swojej lasce. Zacisnął palce obu rąk na jej głowni i uśmiechnął się paskudnie.

– Naszego tygrysa – oznajmił, nie owijając w bawełnę. Miał oparcie w postaci rosłego Poskramiacza, u którego pasa znajdował się znajomy Florianowi bat. Obok zatrzymał się również mężczyzna z wężami i połykacz ognia. Coś musiało być na rzeczy.

Bliźniaki mocniej wtuliły się w swojego starszego brata, który przełknął z trudem ślinę na widok tego bata.

– Tu nie ma waszego tygrysa – odezwał się cicho, ale pewnie, a jego głos nie zadrżał nawet odrobinę.

Kierownik cyrku przeniósł wzrok na Floriana, a nagle jego ciemne oczy otworzyły się szerzej.

– To ty – powiedział, jakby nagle go olśniło. Oderwał laskę od ziemi i podszedł do niego gwałtownie, a jej brudny od ziemi czubek dotknął piersi gdzieś pomiędzy bliźniakami. – Skoro tutaj go nie ma, to gdzie jest? – Niemal wycedził przez zaciśnięte zęby.

– Skąd mam to wiedzieć? – Zapytał, nie odwracając wzroku od mężczyzny. Nie cofnął się, a jedynie skrzywił przez laskę, która trąciła go w pierś. – My się nawet nie znamy, nie wiem o co panu chodzi... – dodał, ale urwał, gdy usłyszał:

– Tygrysek jest piękny i dobry – wymamrotał jeden z bliźniaków.

– Dobry, dobry! – Powtórzył za nim drugi i zachichotał.

Mężczyzna również zamarł, słysząc dzieciaki. Od razu przeniósł na nie swoje ciemne spojrzenie, a jego oczy ponownie otworzyły się szeroko. Spojrzał na swoich towarzyszy.

Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz