Czuję, że siedzę na czymś twardym, a może stoję. Nie wiem, oczy mam zamknięte, a mimo tego czuję, że wszystko dookoła wiruje niczym karuzela. Głowa zwisa mi bezwładnie opadając na powoli unoszącą się klatkę piersiową. Skupiam się na oddychaniu, wdech, wydech, wdech i wydech. Powoli powraca do mnie świadomość i zaczynam odbierać bodźce z otoczenia. Mrugam i lekko uchylam powieki. Jest ciemno, ale nie na tyle abym nic nie widziała. Jestem w jakimś pokoju. Na wprost znajdują się duże drewniane drzwi, obok nich znajduje się stolik, a na nim kilka książek, dzbanek i jakieś naczynia. Uzmysławiam sobie, że siedzę na krześle. Poruszam się niespokojnie, ale coś krępuje moje ruchy. Zerkam na moje ręce. Są przywiązane do podłokietników, podobnie sprawa ma się z moimi nogami. Grube sznury oplatające moje kończyny nie pozwalają na żaden ruch. Dobrze, że chociaż moja głowa nie została unieruchomiona. Rozglądam się dookoła szukając czegoś co pomogłoby mi w ucieczce, jednak nie znajduję nic sensownego. Zresztą nawet gdyby pod ścianą stała cała szafa z kolekcją noży i mieczy to przywiązana do krzesła i tak nie miałabym z nich żadnego pożytku.
Dobrze wiem co tutaj robię, pamiętam co się wydarzyło. Na kocioł, wszystko na nic, a było tak blisko. Przypominam sobie jak zakradłam się do niego i jak blisko byłam wbicia mu sztyletu najpierw w plecy, nie, nie miałam z tym problemu, zdrajcy nie zasługują na szacunek, potem wbiłabym mu go w serce, o ile je miał. On jednak okazał się szybki, zaalarmowany przez księcia udaremnił mój atak, a potem czyjaś moc odepchnęła mnie do tyłu. Uderzyłam głową w coś twardego i straciłam przytomność. Teraz obudziłam się tutaj, przywiązana, bez możliwości ucieczki, bez nadziei. Wiedziałam, że prawdopodobnie nie wyjdę z tego cało, liczyłam się z tym. Jednak miałam odejść ze świadomością, że rachunki zostały wyrównane.
Moje rozważania zostają przerwane. W drzwiach staje sam książę i dwóch Illyrów.
- Książę – mówię i delikatnie pochylam głowę ignorując wirowanie i ból jaki mi to sprawia. W końcu to władca Dworu Nocy, najpotężniejszy z siedmiu książąt.
Książę unosi brwi zdziwiony moim powitaniem. Pewnie zakładał, że na niego napluję. Oj nie, nie, ślinę oszczędzam dla kogoś innego.
Nie miałam nic przeciw księciu. Wiedziałam, że zakazał podcinania skrzydeł, w swoich osądach kierował się sprawiedliwością i dbał o swoich poddanych. Był surowy i budził strach, ale mimo wszystko nie był potworem. On tylko się nimi otaczał.
A będąc już przy potworach. Spoglądam na jego towarzyszy. Tym razem przypatruję się też drugiemu Illyrowi, temu otoczonego przez cienie. Przypominam sobie kim był. Azriel, najlepszy szpieg księcia i mistrz tortur, pieśniarz cieni. On również posiadał siedem syfonów z tym, że jego były niebieskie. Czy kolor miał jakieś znaczenie? Widząc, że się mu przyglądam uśmiecha się krzywo i porusza skrzydłami. Z jego twarzy w przeciwieństwie do mojej nie można odczytać żadnych emocji. Zakładam, że mają idealny podgląd na wszystkie tłoczące się we mnie emocje - złość, strach, rozgoryczenie, niepewność.
- Zaatakowałaś członka mojego dworu – mówi książę przykuwając do siebie moją uwagę –Dlaczego? Kto cię wysłał?
Zakłada, że działam na czyjeś polecenie. W końcu czemu jakaś dziewczyna miałaby atakować jego generała.
Zaciskam usta i posyłam mu złowieszcze spojrzenie. Nie mam zamiaru teraz się przed mini tłumaczyć, tłumaczyć się przed nim. Obracam nieco głowę i napotykam spojrzenie generała. Patrzy na mnie intensywnie jakby chciał zrozumieć.
- Czy my się znamy? – pyta
Nie, nie mieliśmy jeszcze okazji.
- Powiedz nam prawdę, a może pomyślę o łagodniejszej karze dla ciebie – mówi książę – Zważywszy na twój wiek.
Ich niedoczekanie. Nie mam zamiaru czegokolwiek im mówić.
- Nie utrudniaj, naprawdę nie chcę posuwać się do ostateczności, ale to co zrobiłaś do tego mnie zmusza – informuje mnie książę – Jeżeli ktoś czyha na życie mojej rodziny muszę o tym wiedzieć.
Nadal milczę.
Książę wzdycha i wymienia spojrzenie ze swoim szpiegiem. Ten podchodzi do mnie i kładzie mi ręce na ramionach. Odruchowo kulę się ze strachu.
- Nie zrobię ci krzywdy – mówi łagodnie – Nie krzywdzę dzieci.
Jakaś niewielka część mnie czuje się obrażona, że uznał mnie za dziecko. Jednak w jego oczach istotnie mogę na nie wyglądać. Natura poskąpiła mi wzrostu i jestem dość delikatnej budowy ciała, wdałam się w matkę. Po prostu nic w porównaniu z tą masą mięśni i skrzydeł.
- Skoro nie chcesz z nami współpracować, będę musiał sam uzyskać wszystkie informacje. Wejdę teraz do twojego umysłu. Nie bój się to nie będzie bolało – zapewnia mnie książę.
Usiłuje się wyrwać, ale silne ręce Illyra trzymają mnie w miejscu. Po chwili czuję obecność na granicy mojego umysłu. Czarna jak smoła istota otoczona cieniami bez problemu przebija się przez moje bariery i rozgaszcza się w moim umyśle.
CZYTASZ
Złamana przysięga [ACOTAR]
FanfictionCassian nigdy nie zaznał miłości ojca i prawie nie pamiętał ciepła matki, za to obiecał sobie, że jego dzieci będą się czuć kochane i nigdy nie spędzą ani chwili głodne, przerażone oraz nie zaznają chłodu lub bólu. Czy jednak takiej obietnicy można...