Cassian
Zaczynało być ze mną coś nie tak i to bardzo nie tak. W sumie to zdawałem sobie z tego sprawę już od dłuższego czasu, ale teraz świadomość tego uderzyła we mnie z całym impetem. Przelatywaliśmy właśnie nad jedną z wiosek, Rhys, Az i ja. W tym samym czasie Mor jechała konno pod nami przez jej uliczki.
Żadne z nas nie tak naprawdę nie brało pod uwagę, że to właśnie tutaj Morke ukrywał się z Sunnevą. Tutejsza wioska była jedną z najspokojniejszych na Dworze Nocy, a jej mieszkańcy bardzo przypominali tych z Velaris. Cenili sobie spokój, harmonię i nigdy nie wzniecali buntów. Szkoda, że nie można powiedzieć tego o wszystkich mieszkańcach dworu. Najgorsi byli mieszkańcy Wykutego Miasta. Dla nich spokój i harmonia były równoznaczne z nudą i słabością. Byli zdolni wykorzystać każdą okazję aby napsuć krwi Rhysowi i nie zważali na konsekwencje swoich czynów. Nowy, młody książę był dla nich idealną zabawką. Oczywiście szybko daliśmy im do zrozumienia, że mają błędne wyobrażenie o swoim nowym władcy. W ich przypadku nie wystarczyła słowna nagana lub pogróżki, wymagali twardej ręki. Nie mam pojęcia jak Mor mogła żyć w takim miejscu przez siedemnaście lat i nie zatracić się w tej ciemności. Pokazywało to tylko jak silna i niezwykła była.
Wracając jednak do tego, że ja zaczynałem zatracać się w pewnego rodzaju szaleństwie. Leciałem za braćmi myślami będąc przy mojej córce. Starałem się przesłać jej mentalne wsparcie i zapewnienie, że niedługo ją odnajdę i ochronię, bez względu na wszystko. Żałowałem, że nie jestem daemati jak Rhys. Zapytałem go wcześniej czy jest w stanie w jakiś sposób wykorzystać tą stronę swojej mocy. On jednak nie miał dla mnie dobrych wieści. Więź łącząca go z Sunnevą nie była szczególnie silna przez co nie mógł skutecznie namierzyć jej umysłu, a i dzieląca ich odległość nie grała na naszą korzyść. Musieliśmy się zdać na nasze inne talenty. I może to moje rozczarowanie, albo ciągłe myślenie o niej, ale w pewnym momencie zacząłem gwałtownie pikować w dół.
- Cassian, co robisz? - krzyknął Az i podążył za mną
Nie słuchałem go, moje oczy były utkwione w blondwłosej dziewczynce siedzącej za jednym z domów.
- Sunneva - wołałem zbliżając się do niej.
Nim zdążyła się odwrócić byłem już przy niej i zamykałem ją w swoim uścisku.
- Sunneva, jesteś już bezpieczna - zapewniam ją
Delikatne uderzenia w moją pierś sprowadzają mnie na ziemię.
- Proszę mnie puścić - słyszę cienki, przestraszony głosik.
Odsuwam się i patrzę w oczy, które na pewno nie należą do mojej córki.
- Ja....przepraszam - mówię za uciekającą dziewczynką.
Jak mogłem się tak pomylić? Dopada mnie ogromne poczucie wstydu. Pomyliłem obcą dziewczynkę z własną córką, co ze mnie za ojciec. Łapię się za głowę i niemal wyrywam sobie włosy. Czyjaś dłoń ląduje na moim ramieniu. Tylko tyle, żadnych słów, żadnych innych gestów. Tylko ten jeden okazujący wsparcie i zapewniający mnie, że nie jestem oceniany.
- Byłem pewien, że to ona - wyznaję
- Wiem - głos Azriela wyraża tylko współczucie - Była do niej podobna, a ty chciałeś aby była nią.
Patrzę przed siebie tępym wzrokiem.
- Nie dam rady - mówię łamiącym się głosem - Nie dam rady.
- Dasz - zapewnia mnie Azriel - Dasz radę właśnie dla niej. Ona cię potrzebuje. Jeżeli nie dla siebie bądź silny dla niej.
Miał rację i jednocześnie jej nie miał. Nie mogłem tak po prostu odciąć się od tych wszystkich emocji. Musiałem to czuć, ten strach, niepokój, panikę. Dzięki tym emocjom zdawałem sobie sprawę, że mi zależy, to właśnie te emocje dowodziły, że nie byłem obojętny.
- Nie jesteś ojcem, nie masz prawa mówić mi co mam robić - rzucam ostro
Niepotrzebne, nieszczere słowa. Żałuję ich kiedy tylko je wypowiadam.
- Az wybacz - mówię i odwracam się w jego stronę ponieważ ten milczy.
Az jednak nie skupia się na mnie, patrzy w oddalony od nas punkt i na jego twarzy powoli zaczyna malować się szok, a zaraz potem pojawia się wyraz zwycięstwa. I ja podążam za jego spojrzeniem. W oddali tak dalekiej, że mogą wyparzyć to tylko oczy fae mkną w naszą stronę niczym duchy jego cienie.
- Znalazły ją - oznajmia Azriel
Cienie dopadają nas i krążą wokół swojego pana. Wirują niczym tornado i dałbym sobie uciąć rękę, że nawet do mnie docierają ich podekscytowane szepty.
- Gdzie jest? - pytam
Obok nas pojawiają się Rhys i Mor.
- Cienie znalazły Sunnevę - mówi im ponieważ ominęła ich część rozmowy
- Gdzie jest? - ponawiam pytanie
- Na stepach
***********************************************
Bonusowy rozdział :)
Wielkimi krokami zbliżamy się do wielkiego finału.
CZYTASZ
Złamana przysięga [ACOTAR]
FanfictionCassian nigdy nie zaznał miłości ojca i prawie nie pamiętał ciepła matki, za to obiecał sobie, że jego dzieci będą się czuć kochane i nigdy nie spędzą ani chwili głodne, przerażone oraz nie zaznają chłodu lub bólu. Czy jednak takiej obietnicy można...