41

135 10 1
                                    

Kiedy zostałam ściągnięta z konia niemal zapłakałam z radości. Nogi niemiłosiernie mi drżały i ledwo byłam w stanie na nich ustać. Bolał mnie w nich każdy mięsień, ale pomimo tego cieszyłam się, że stoję na twardej ziemi. 

Rozejrzałam się dookoła. Powoli pojawiające się na niebie słońce rzucało swoje pierwsze promienie na surową okolicę. Nie było tutaj praktycznie nic. Cały teren był jakby obumarły. Pojedyncze krzewy i źdźbła trawy niemal ginęły wśród przygniatającej je czarnej ziemi. Żadnych zwierząt, żadnych kolorów, żadnego życia, tylko pustka. 

W oddali można było zauważyć pnące się prawie do nieba, lekko ośnieżone góry.

- Illyria - mówię do siebie 

Nie rozumiałam co tutaj robimy. Co prawda było to dobre miejsce aby się ukryć, ale jak miało się to do szaleńczego planu mojego porywacza już nie wiedziałam. 

- Zatrzymamy się tutaj na jakiś czas - informuje mnie mężczyzna - Chyba nie muszę Ci mówić, że ucieczka nie jest dobrym pomysłem. Nie zwiążę cię, ale jeżeli tylko spróbujesz czegoś podejrzanego to może się to zmienić. 

Nie odpowiadam bo i co miałabym mu powiedzieć. Dobrze wiedziałam, że nie dam rady uciec, przynajmniej nie teraz. Pomimo iż wydawał się pochłonięty ściąganiem z konia siodła i innych rzeczy to jego uwaga była skupiona również na mnie. Nie przebiegłabym nawet dziesięciu metrów, a on by mnie dogonił. Był ode mnie silniejszy i szybszy. Żałowałam, że nigdy nie przyłożyłam się lepiej do nauki walki. Znałam kilka ciosów, które podpatrzyłam przy rożnych okazjach, ale w starciu z wyszkolonym wojownikiem nie miałam szans. 

Mimo tego musiałam coś zrobić. 

Nie zamierzał mnie zabić, to było już coś. Wątpiłam jednak aby moja przyszłość rysowała się  kolorowo jeżeli pozostanę na jego łasce. Prędzej czy później straci do mnie cierpliwość lub zmusi do czegoś na co nie miałabym ochoty. Wolałabym nie przekonywać się czym by się to skończyło. 

Druga sprawa, planował skrzywdzić Casssiana, a do tego nie mogłam dopuścić. Nie wiedziałam jak chce to zrobić, ale musiałam go powstrzymać. 

Najlepiej zacząć od uzyskania informacji. 

- Dlaczego tutaj jesteśmy? - pytam siadając na niewielkim kamieniu i stając się wyglądać najniewinniej jak tylko można. 

- Bo tak zdecydowałam - pada odpowiedź - Nie ciąg mnie za język. 

No i po informacjach, przejrzał mnie bez żadnego problemu. 

- Masz - mówi rzucając w moim kierunku kocem - Prześpij się na chwilę, ta jazda konna musiała dać ci się we znaki. Przygotuję coś do jedzenia, a później przeniesiemy się w inne miejsce. Tym razem pójdziemy pieszo. Tutaj jesteśmy zbyt na widoku. 

Otulam się kocem, ale nie kładę się na ziemi. Wpatruję się tylko w niego śledząc każdy jego ruch. Nie jest zadowolony z tego faktu, ale nie komentuje tego i nie namawia mnie do zapadnięcia w sen. W sumie nie musi, po krótkiej chwili przegrywam walkę z coraz cięższymi powiekami. Szczelniej otulam się kocem i w końcu powoli kładę na ziemi. Co jakiś czas otwieram jeszcze oczy nie do końca czując się bezpieczna. 

Kiedy otwieram je po raz ostatni nim na dobre zapadam w sen wydaje mi się, że w oddali dostrzegam kłębiące się w ukryciu cienie. 




Złamana przysięga [ACOTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz