Moje nowe mieszkanie nie jest tak wygodne jak pokój w Domu Wiatru, nie ma też tutaj magii, która spieniałaby wszystkie moje zachcianki. Jeżeli chcę kanapkę muszę zrobić ją sobie sama. Jest jednak ciepła, bieżąca woda, mały kominek i szczelne okna, które nie przepuszczają podmuchów chłodnego wiatru, dla mnie to wystarczająco. Kolejnym plusem jest swoboda, mogę wyjść kiedy chcę i dokąd chcę ponieważ od ziemi nie oddziela mnie dziesięć tysięcy schodów. Jestem tutaj sama, nie ma nikogo kto by mnie oceniał lub obserwował, mam pełną swobodę. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie zostałam zostawiona sama sobie. Cassian na pewno będzie chciał mnie odwiedzać, a pewnie i Mor skusi się na wizytę. Wydawało się, że mimo wszystko mnie polubiła. Co do braku Amreny nie zamierzam płakać z tego powodu. Nieobecność księcia i Azriela była mi obojętna chociaż z czasem pewnie mogłabym za nimi zatęsknić, zwłaszcza za księciem z którym miałam okazję już porozmawiać.
Czyżby była to szansa na mój nowy początek na który tak czekałam? Moje miejsce które mogłam nazwać domem. Ludzie, którzy mnie lubią i akceptują. Może nawet znajdę sobie jakieś hobby z którego potem uda mi się czerpać zyski. Nie chciałam prosić Cassiana o pieniądze, zapewne miał ich pod dostatkiem, ale chciałam być niezależna. Kto wie może poczuję się tutaj tak dobrze i bezpiecznie, że przestanę nosić przy sobie sztylet? No właśnie chyba pora go wyciągnąć. Sięgam do buta i próbuje namierzyć ostrze, jednak bez powodzenia. Spanikowana ściągam buta i odwracam go podeszwą do góry, potrząsam nim w nadziei, że zguba z niego wypadnie. Niestety na podłogę opada tylko trochę piasku i jakiś liść.
Czy to możliwe, że wypadł mi podczas lotu, a ja nic nie poczułam? Cudownie, taka piękna rzecz i na dodatek prezent. Książę na pewno nie zareaguje przychylnie na wieść, że go zgubiłam. On daje mi podarek, a ja go od razu gubię, co za odpowiedzialność. Na szczęście na razie o jego zaginięciu wiem tylko ja, jest więc nadzieja, że uda mi się go odnaleźć. Muszę tylko sprawdzić drogę którą leciałam z Cassianem. Problem w tym, że to całkiem spory kawałek i na dodatek sztylet mógł wpaść w jakieś krzaki. A co jeżeli ktoś go znalazł i zabrał? No cóż nie dowiem się jeżeli nie sprawdzę. Zapowiada się długa noc.
***
Zapada już zmrok, a ja nie sprawdziłam nawet połowy tego co sprawdzić powinnam. Od tego wpatrywania się w ziemię bolą mnie już oczy. Kiedy znikną ostatnie promienie słońca będzie jeszcze gorzej.
Darowałam sobie sprawdzenie drogi od Domu Wiatru do centrum Velaris. Po pierwsze nie chciałam się tam kręcić bo jeszcze ktoś by mnie zauważył, po drugie pamiętam, że w tamtym momencie czułam jeszcze chłód metalu przy mojej kostce. Gdybym podczas lotu odważyła się spojrzeć w dół byłoby mi o wile łatwiej namierzyć właściwy kierunek. Plułam sobie w brodę za własne tchórzostwo.
Zbliżałam się do granicy miasta, czułam wyraźnie unoszącą się w powietrzu magię, która pochodziła jak teraz już wiem z bariery otaczającej miasto. Nie byłam pewna czy to rozsądne opuszczać granice miasta, ale poddanie się teraz nie wchodziło w grę. Za dużo czasu poświęciłam już na poszukiwania.
Moment kiedy przekroczyłam barierę był momentem kiedy zdałam sobie sprawę ze swojego błędu. Kiedy tylko byłam po drugiej stronie zniknął zapach magi, a gdy obejrzałam się za siebie nie poznałam otoczenia. Byłam pewna, że tam koło kamienia rosły drzewa, teraz ich nie było. Cofam się o kilka kroków, ale ani zapach magii ani drzewa nie wracają. Jak to możliwe? Czyżby zaklęcie pozwalało mi opuścić miasto, ale powrót do niego był już niemożliwy?
Rozglądam się dookoła i zastanawiam co teraz. Nie mam pojęcia czy tutaj jest bezpiecznie. Za chwilę zapadnie noc, a ja nie mam zbyt ciepłych ubrań i żadnego pomysłu gdzie się schronić. Właściwie to jest jedno miejsce, w którym mogłabym przeczekać do rana. Domek w którym mieszka moja babka. Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, ale pewnie najlepszy ze wszystkich jakie teraz mam. Podejmuję decyzję i kieruję się w stronę chatki.
Im bliżej jestem tym bardziej się waham. Co jeżeli mnie nie wpuści? Nie dałam jej powodu aby mnie polubiła. Jeżeli jednak mówiła prawdę i chciała abyśmy żyły w zgodzie to była idealna okazja na udowodnienie jej intencji. Szkoda tylko, że wynikła tak niespodziewanie i bez mojej zgody.
Pokonuję jeszcze kilka metrów i dostrzegam punkt docelowy. Nie pali się żadne światło, za to z komina wydobywa się dym. Może kobieta już śpi, nie było jeszcze bardzo późno, ale jeżeli ostatnie lata wędrowała po całym dworze musiało ją to zmęczyć. Sama nieraz zapadałam w długi i mocny sen.
Podchodzę do drzwi i nasłuchuję, cisza. Nie dobiega do mnie żaden odgłos. Zbieram się w sobie i pukam do drzwi, najpierw cicho, ale kiedy nic się nie dzieje uderzam w nie mocniej. To musiało ją obudzić. Jednak nadal nic się nie dzieje. Może jednak postanowiła mnie zignorować.
Naciskam na klamkę i okazuje się, że drzwi są otwarte. W chodzę do środka. Już od razu czuję, że coś jest nie tak. Na stole leży zimny, nietknięty posiłek, a jedno z krzeseł jest przewrócone. Robię jeszcze kilka kroków i dostrzegam, że obok stołu leży kobieta. Od razu wiem, że nie żyje. Nie tylko dlatego, że jest przeraźliwie blada i się nie rusza. Z jej piersi, tam gdzie znajduje się serce wystaje mój sztylet.
Nagle czuję ogromny ból z tyłu głowy i wszystko pochłania mrok.
CZYTASZ
Złamana przysięga [ACOTAR]
FanfictionCassian nigdy nie zaznał miłości ojca i prawie nie pamiętał ciepła matki, za to obiecał sobie, że jego dzieci będą się czuć kochane i nigdy nie spędzą ani chwili głodne, przerażone oraz nie zaznają chłodu lub bólu. Czy jednak takiej obietnicy można...