14

267 9 0
                                    

Miałam bardzo dziwny sen, naprawdę dziwaczny. Śniło mi się, że odnalazłam mojego ojca i próbowałam go zabić. Rzuciłam się na olbrzymiego Illyra ze sztyletem w ręce i chciałam go dźgnąć w plecy. Uśmiecham się na ten obraz w mojej głowie. Można sobie pomarzyć. W sumie chyba nadal do końca nie opuściłam krainy snów ponieważ leżę na czymś zadziwiająco miękkim. Poruszam palcami i zatapiam je w puszystym kocu. Tak, to na pewno sen, nigdy nie spałam na czymś takim i na pewno spać nie będę. Jeszcze tylko chwilka, proszę nie budź się jeszcze przez chwilkę. 

- Dzień dobry - słyszę melodyjny, ciepły głos 

- Dzień dobry - odpowiadam automatycznie i przewracam się na bok

Nagle dociera do mnie, że to nie sen. Otwieram oczy i podrywam się do góry, jednak czyjeś ręce łapią mnie i ratują przed upadkiem na twarz. Mrugam oczami aby przyzwyczaić się do panującej tutaj jasności. 

- Spokojnie - mówi głos

Kiedy mój wzrok się wyostrza dostrzegam starszą, ciemnoskórą fae. 

- Kim jesteś? - pytam - Gdzie jestem?

 - Wszystko jest dobrze. Jestem Madja, jestem uzdrowicielką. 

- Co się stało, gdzie jestem?

Zaczynam sobie przypominać. To nie był żaden sen. Ja naprawdę próbowałam zabić mojego ojca i zostałam przez niego powstrzymana, a następnie uwięziona. 

- Jesteś w bezpiecznym miejscu - zapewnia mnie Madja

- Czyli gdzie? - pytam podejrzliwie 

- W Domu Wiatru w Velaris - oznajmia

Velaris? Nie znam tej nazwy. 

- Co to Velaris? 

Madja wygląda na zaskoczoną. 

- Chyba powiedziałam za dużo, zawołam księcia - mówi i odwraca się do drzwi

Księcia? Książę tu jest? Jeżeli on jest obecny to mój ojciec na pewno też się gdzieś tutaj kręci. Nie mam najmniejszej ochoty na spotkanie z nim. 

Kiedy uzdrowicielka otwiera drzwi ja wyskakuje z łóżka i biegnę do okna. Czy nie tak mówi przysłowie? Jak nie drzwiami to oknem. Otwieram je i już mam zamiar przez nie wyskoczyć kiedy dociera do mnie jak wysoko się znajdujemy. Odsuwam się jak oparzona. 

- Dziewczyno, co ty wyprawiasz? - woła uzdrowicielka

Jej głos był na tyle głośny, że zaalarmował kogoś będącego na korytarzu. Do środka wpada sam książę, a za nim wchodzi generał. 

- Co się dzieje? - pyta książę 

- Chciała skoczyć - mówi Madja

Cassian zerka na mnie z przerażeniem w oczach.

- Dlaczego chciałaś to zrobić? Zabiłabyś się. 

Bo nie wiedziałam, że jesteśmy setki metrów nad ziemią, może dlatego. Kąśliwa uwaga aż ciśnie mi się na usta, ale nie, on nie zasługuje abym do niego mówiła. 

- Zostaw nas samych - zwraca się książę do uzdrowicielki

Ta tylko kłania mu się lekko i wychodzi. Zostajemy we trójkę ja, książę i ktoś kto niby jest moim ojcem. Jak się okazuje nie na długo.

- Musicie porozmawiać - oznajmia książę - Pójdę dopilnować obiadu. 

Książę ma pomagać w przyrządzaniu obiadu? Kiepska wymówka aby się ulotnić. 

Kiedy książę wychodzi przenoszę wzrok na Cassiana. Mierzę odległość pomiędzy nim a drzwiami. Czy będę dość szybka aby go wyminąć? 

- Nie jesteś tutaj więźniem - mówi prawidłowo odczytując mój zamiar 

Nie odzywam się, nie ufam ani jednemu słowu, które wypowiada. Chociaż przyznaję, że zaskoczył mnie fakt, że jeszcze żyję i że obudziłam się w luksusowym pokoju, a nie w celi w lochach. 

- Sunneva ja...musisz wiedzieć, że nie wiedziałem - oznajmia łamiącym się głosem - Nie miałem pojęcia o twoim istnieniu. Gdybym wiedział nigdy nie pozwoliłbym na to co się stało. Proszę odezwij się do mnie. 

- Wiedziałbyś gdybyś umiał dotrzymać słowa - krzyczę 

- Wiem, Rhys pokazał mi twoje wspomnienia. Wiem co spotkało twoją matkę. Tak bardzo tego żałuję, nie jesteś w stanie nienawidzić mnie mocniej niż ja teraz siebie nienawidzę. 

- Chcesz się założyć? 

Cassian unosi ręce do góry w kapitulacyjnym geście.

- Zasłużyłem sobie na twoją nienawiść, zasłużyłem na to, że chciałaś mnie zabić. 

Dlaczego używa czasu przeszłego, nadal mam ochotę patrzyć jak umiera. 

- Nie proszę abyś mi od razu zaufała lub zobaczyła we mnie kogoś innego niż potwora. Proszę jednak o szansę.

- Szansę na co? - przerywam mu 

- Na naprawienie moich błędów i na to abym mógł być twoim ojcem. 

- Na to jest już za późno. Teraz już cię nie potrzebuję. Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam, kiedy mama krzyczała twoje imię i błagała o litość? Gdzie byłeś w dniu kiedy obiecałeś się z nią ponownie spotkać? 

Cassian nie znajduje na to odpowiedzi. 

- Wiem ile warte są twoje obietnice i zapewnienia, tyle co nic.

- To nie prawda, nie chciałem tego, nie sądziłem, że ona....przepraszam, tak bardzo przepraszam.

- Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te przeprosiny? 

Cassian patrzy na mnie z bólem w oczach. Ból jest również wypisany na jego całej twarzy. Wygląda jak ktoś kto własnie stracił wszystko, ale mnie nie jest go szkoda. 

- Twoja matka, Astrid by tego nie chciała - mówi

Patrzę na niego z niedowierzaniem.

- Jak śmiesz - krzyczę i rzucam się na niego z pięściami, ignoruje fakt, że to dorosły mężczyzna, generał armii, wyćwiczony wojownik. Podbiegam do niego i okładam go z całych sił - Jak śmiesz o niej mówić, jak śmiesz wypowiadać jej imię. To twoja wina, że ona nie żyje, nie moja, tylko twoja. 

Cassian łapie moje ręce i zmusza mnie bym na niego spojrzała.

- Twoja wina? - pyta

- Gdybym się nie urodziła.... - zaczynam

- Nie wolno ci tak myśleć - mówi ostro i przytula mnie do siebie - Jesteś cudem, darem od losu. 

Zaczynam płakać i zamiast odepchnąć go od siebie pozwalam się przytulać i pomimo, że mam przez to wyrzuty sumienia to jakaś część mnie po raz pierwszy od bardzo dawna czuje się bezpieczna. 


Złamana przysięga [ACOTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz