37

149 10 0
                                    

Cassian

- Bracie musisz odpocząć - słowa Aza prawie do mnie nie docierały.

Od kilku godzin lataliśmy od wioski do wioski w poszukiwaniu mojej córki. Kiedy to okazało się bezskuteczne zaczęliśmy przeczesywać pobliskie lasy i opuszczone tereny. Najpierw obserwowaliśmy okolicę z powietrza aby następnie wylądować w dogodnym miejscu i prowadzić poszukiwania z ziemi. 

- Cass - woła za mną Az - Zaczekaj.

Przystaję, ale tylko na chwilę. Każda sekunda której nie spędzam na poszukiwaniach jest dla mnie stracona. 

- Jeżeli chcesz możesz wracać do domu, tylko mnie opóźniasz - rzucam wściekle 

- Nie o to mi chodzi. Szukamy już wiele godzin, musisz odpocząć, chwiejesz się na nogach.

- Nic mi nie jest, podczas wojny dawałem sobie bardziej w kość. 

- I omal nie przypłaciłeś tego życiem, niejednokrotnie. Daj sobie chociaż minutę, napij się, zjed coś. 

- Czy ty słyszysz co w ogóle mówisz? - pytam - Jak mam odpoczywać, jak mam jeść i pić kiedy moja córka jest w jego szponach.

- Tego nie wiesz. Słowa kapłanki mogły mieć inne znaczenie. Wieszczki mówią zagadkami, ich słowa zawsze mają kilka znaczeń. 

- Nie tym razem. Wszystko jest jasne, "darem słońca" jest Sunneva, a "mrokiem" Morke, jej dziadek. On ją ma rozumiesz? Ten szaleniec ma moją córkę. 

- Szukanie na oślep nie jest dobrym pomysłem - Az powtarzał to już kilkakrotnie, a ja za każdym razem go ignorowałem, tak jak zamierzałem go zignorować i tym razem. Wiedziałem, że miał rację. Byłem generałem, dowodziłem wojskiem od wielu lat i wiedziałem jak ważny jest dobrze opracowany plan. Solidne przygotowanie i dobrze opracowana taktyka zawsze sprawdzały się lepiej niż chaos i spontaniczność. Miałem tego pełną świadomość. Jednak pomimo całej tej wiedzy nie zamierzałem brać rad brata pod uwagę. Dlaczego? Ponieważ nie potrafiłem nie działać. Nie potrafiłem się zatrzymać i dać sobie czas na przemyślenia. Czułbym się wtedy winny. Czułbym się jakbym nie dawał z siebie wszystkiego, a to oznaczałoby, że zawodzę Sunnevę. Zrobiłem to już tyle razy, że nie potrafiłbym spojrzeć w lustro gdybym zawiódł ją jeszcze raz.

- Cassianie, to nie twoja wina - mówi cicho Az. 

- Właśnie, że moja - krzyczę i popycham brata tak mocno, że ten upada na ziemię. Az nie broni się przede mną. Nie podnosi się z ziemi, nie chwyta za miecz, nie przybiera pozycji obronnej. Leży tylko i w geście poddania unosi ręce. Ile razy widziałem go poddającego się? To był pierwszy raz. 

- Cassianie - mówi po raz kolejny

- To jest kurwa moja wina. To wszystko to moja wina. Uwierzyłem, że Sunneva byłaby zdolna do morderstwa z zimną krwią. Kiedy zorientowałem się, że jej babka nie żyje, a jej nie ma, zamiast od razu ruszyć na jej poszukiwania zachowałem się jak dupek. Zawiodłem ją, zawiodłem ją po raz kolejny. Jeżeli coś jej się stanie.....nie wybaczę sobie tego. Az, jej nie może się nic stać.

- Odnajdziemy ją - zapewnia mnie Azriel podnosząc się z ziemi - Odnajdziemy.

- On jest zdolny do wszystkiego. Jest przepełniony nienawiścią. 

- Jeżeli chciałby jej śmierci już byśmy o tym wiedzieli. Zabrał ją bo ma inne plany niż zabicie jej. Ona żyje Cass, a my ją odnajdziemy. Rhys i Mor są niedaleko, zaczekajmy to na nich. Razem obmyślimy plan jak sprowadzić twoja córkę do domu. 

Złamana przysięga [ACOTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz