Rozdział 10

69 6 2
                                    

Od ostatniej misji z Hoshigaki'm i Uchihą, Kitsune od czasu do czasu sprawdzała stan rekina, a raczej jego ran, które powoli zaczęły schodzić, za przyczyną maści, jakie musiał on stosować, lecz na szczęście dla niego, nie za długo, bo owe przyczyny, dla których był zmuszony do stosowania tego rodzaju leków, w końcu zeszły.

Mimo tej szczęśliwej nowiny, dziewczyna nie cieszyła się nią zbyt długo, ponieważ doszło do niej to, że jej zapasy lecznicze zaczęły się kończyć, co za tym idzie, była zmuszona je uzupełnić, czyli przetworzyć zdobyte zioła na m.in. różne rodzaje antidotum, czy też trucizn, które wykorzystywała w walce kataną itp.

Dlatego też, po dowiedzeniu się, iż w akatsuki istnieje miejsce specjalnie stworzone do takiego typu rzeczy, nie mogła czekać zbyt długo, by odwiedzić je, jednocześnie musząc spotkać się z mistrzem marionetek, bo to właśnie w jego pracowni znajdowało się ów miejsce.

Dla młodej kunoichi nie było to niczym dobrym, z powodu dobrze wszystkim znanego, mianowicie przez swoją niepewność i nieprzyzwyczajenie do ludzi, co brzmi dość dziwnie, jednak jest prawdą, więc całą drogę do drzwi czerwonowłosego myślała nad przebiegiem potencjalnej rozmowy, jaka chcąc czy nie, była nieunikniona.

Dochodząc do wejścia od komnaty lalkarza, zapukała trzy razy, jak to miała w zwyczaju, po czym weszła, wcześniej jeszcze otrzymując odpowiedź, pozwalającej jej na ten czyn. Gdy tylko to zrobiła, zobaczyła Sasoriego odwróconego do niej tyłem, który jak gdyby nigdy nic zajmował się mechanizmem do jednej ze swoich lalek.

- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale czy mogłabym zrobić kilka antidotum i maści? – spytała mając spokojny głos, któremu towarzyszyła niezawodna nutka obawy, wydająca ją jak zwykle.

- Zapewne i tak musiałbym ci pozwolić przez Pain'a, przynajmniej bądź cicho przez ten czas – odparł opryskliwie Akasuna, tylko zerkając na swoją rozmówczynię kątem oka, na co ta tylko kiwnęła głową, zmierzając do pomieszczenia obok, które nie było oddzielone przez drzwi.

Mimo wszystko dziewczyna przestrzegała nakazu starszego kolegi, który zajmując się swoimi sprawami, zerkał czasem na nią, a bardziej sprawdzał co robi, widząc jednak umiejętności, jakimi dysponowała w tej dziedzinie, przestał ją tak bardzo lekceważyć, nadal jednak nie dając tego po sobie poznać.

- Sasori no Danna, te marionetki wyglądają naprawdę dobrze – skomplementowała, posyłając mu miły uśmiech, kiedy jej mikstury ważyły się.

- Tak, są prawdziwą sztuką, nie tak jak te bombki Deidary – oznajmił, przyglądając się smukłym palcom swojej rozmówczyni, które delikatnie przejechały po powierzchni drewna, po chwili odrywając się od niego. – Bo sztuka trwa wiecznie – pokwitował, a ona spojrzała w oczy, przepełnione obojętnością, a jednak gdzieś w gnębi było widać też dumę, ze swoich dzieł.

- Mimo to, nic nie trwa wiecznie – powiedziała opanowanym głosem dwukolorowo-włosa, wybijając go z rytmu. – Prędzej czy później wszystko to, co kiedyś było czymś wspaniałym, zostanie uznane za wspomnienie wcześniejszych lat – skończyła swój monolog, z towarzyszącym jej smutnym uśmiechem, po chwili odwracając się, ponieważ właśnie skończyła swoją pracę związaną, z uzupełnianiem zapasów, więc mogła odejść, zabierając wszystko, co stworzyła i dziękując uprzejmie czerwonowłosemu za tą usługę.

Po półtoragodzinnej męczarni z segregowaniem i pieczętowaniem wszystkiego, niebieskowłosa odczuła niepochamowany przymus zjedzenia czegoś, więc już obeznana z drogą do tego pomieszczenia, zaczęła swoją wędrówkę, która szybko została przerwana, ponieważ ktoś przybił ją do ściany, a ona już wiedziała, kto to uczynił.

Kiedy przeniosła swój wzrok na twarz chłopaka, zobaczyła twarz Hidana, który z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem, także spoglądał w jej oczy, swoimi, fioletowymi tęczówkami, z domieszką czerwieni. Nagle coś jej się przypomniało. Coś mało istotnego, jednak ciekawego.

Czarna lisica przecisnęła się przez dziurę w drewnianym płocie, wychodząc tym samym na ulicę, z której dobiegały niepokojące krzyki. Mogła też zobaczyć, co było tego powodem. A bardziej podziwiać człowieka, odpowiadającego za zniszczenie całej osady i podpalenie jej.

Był to szarowłosy mężczyzna z włosami na żel z fioletowymi oczami, odsłoniętą klatą, na której wisiał naszyjnik z trójkątem do góry nogami oraz czerwoną kosą o trzech ostrzach, o którą się spokojnie opierał, nie zwracając nawet na nią uwagi.

- To ty zniszczyłeś tą wioskę... – doszła do tego wniosku, na co jej towarzysz zamyślił się nieco, odwracając od niej wzrok.

- W swoim życiu wiele ich zniszczyłem – odparł po drobnym namyśle i wtedy miał wrócić do wcześniejszych zamiarów, jednak przeszkodził mu w tym głos Paina, jaki zjawił się na korytarzu.

- Zostaw ją, Hidan – rzucił władczo rudowłosy, przesiąkniętym zimnem głosem, który nie należał do ulubionych przez Kitsune.

- I tak straciłem na nią ochotę... – odparł odchodząc, chociaż tak naprawdę nie chciał oberwać od szefa tej organizacji, bo mimo swojej nieśmiertelności, mógł zostać rozerwany na strzępy, natomiast Kakuzu mógłby go wtedy nie zszyć i sam musiałby się za to zabrać.

- Chodź za mną – usłyszała kunoichi, więc posłusznie wykonała zadane jej polecenie, całkowicie zapominając o uczuciu głodu, jakie niedawno jej dokuczało.

Nim się obejrzała, znalazła się w znanym już jej pokoju z biurkiem ułożonym na przeciwko wejścia, za jakie niemal natychmiast zasiadł rudowłosy, zaczynając mierząc młodszą od siebie kobietę, zimnym, wręcz martwym wzrokiem, choć ta nadal zachowała spokój, analizując sytuację, w której się znalazła.

- Liderze... Dziękuję za ratunek... – przerwała w końcu ciszę, kłaniając się lekko, po chwili jednak się prostując. – Ale myślę, że nie o to ci chodziło, prowadząc mnie tu – ośmieliła się wyznać swoje przypuszczenia, zauważając, iż jego wzrok jest słabszy niż zazwyczaj.

- Znam twoje możliwości i wiem, że mogłaś go sparaliżować, a nawet pociąć na części, już kilka razy, lecz jeszcze nie próbowałaś tego zrobić – rzucił, przeszywając wzrokiem młodszą do siebie rozmówczynię, która poczuła niepokój, gdy wypowiedział te słowa. – Ale masz rację, nie po to tu jesteś – kiedy skończył wypowiadać swoje słowa do gabinetu weszła Konan, na którą chwilowo przeniósł wzrok. – Wyruszasz z Konan na misję, której cel nie ma wyjść poza ten krąg, zrozumiałe? – spytał się jej, oczekując twierdzącej odpowiedzi, jaką niedługo potem dostał, w postaci kiwnięcia głowy.

Brązowooka była ciekawa na czym ma polegać ta misja, więc na wszelki wypadek wzięła swoje zwoje, w których były zapieczętowane jej lekarstwa oraz podobne im rzeczy, sprawdziła stan swojej katany i w zasadzie była już gotowa, dlatego na szybko znalazła swoją przyszłą towarzyszkę podróży, za jaką wyruszyła, nie dopytując ją o nic. Właściwie nawet się do niej nie odezwała.

The another time ll Obito x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz