Rozdział 15

57 5 0
                                    

Minęło już kilka dni od dość niepokojącego incydentu z najmłodszą członkinią organizacji, jednak jej stan zamiast się polepszyć, coraz bardziej się pogarszał, pojawiła się u niej wysoka gorączka, jej twarz nadal była blada, a jej wyraz niemrawy, niekiedy kaszlała przez ten sen, natomiast organizacja, do której należała, sprawiała wrażenie trochę pustszej, pomijając już to, iż wiele osób o złe samopoczucie dziewczyny oskarżało Tobiego, który był w czasie jej zemdlenia wraz z nią.

Tym razem Konan, jaka starała się jakkolwiek pomóc młodszej koleżance, musiała udać się ponownie po leki, jakie miały pomóc ciemnowłosej, więc była zmuszona zostawić swoją towarzyszkę samą, prosząc tylko lizaka, by zaglądał do niej, od czasu do czasu, bo wszyscy inni byli na misji. Jednak ten udał się do pokoju, w którym leżała brązowooka, zaraz po upewnieniu się, że Anielica zdołała już wyjść.

Będąc już przed drzwiami odpowiedniego pomieszczenia, powoli do niego wszedł, nie chcąc zrobić zbędnego hałasu i pierwszym co rzuciło mu się w oczy to łóżko, na którym znajdowała się kunoichi oraz kilka pustych paczek po lekach, jakie znajdowały się obok niego, ułożone w stos. Bez zbędnego zastanowienia, podszedł do jego głównego punktu zaciekawienia.

Kiedy zobaczył, jak słabo wygląda, z nieznanego mu powodu poczuł ukucie w sercu, zaciskając pięści ze złości, wmawiając sobie, iż zrobił to odruchowo, choć przeczuwał, że nie była to prawda. Młodsza od niego dziewczyna, w tym wydaniu nie była już tak silna, zasadniczo biła od niej słabość i bezsilność, na tyle mocna, że gdyby chciał, mógłby bez żadnego problemu pozbawić ją życia, ale nawet nie przyszło mu to do głowy.

Uchiha chyba po raz pierwszy widział ją tak bezbronną, zdaną na czyjąś łaskę i niełaskę, po raz pierwszy widział ją tak bladą, po raz pierwszy zobaczył, jak po jej bladym policzku spływa pojedyncza łza, którą z impulsu postanowił otrzeć, po raz pierwszy dotykając jej policzka. W tym jednym momencie, poczuł, że nie chce jej takiej widzieć, że nie chce dopuścić do podobnej sytuacji, że chce ją chronić, nawet, jeśli nie postrzegał jej, jako ważną mu osobę, przynajmniej tak starał się myśleć, czując jak ta łapie go za dłoń, mocno ją ściskając, jakby miał zaraz odejść.

Ten dzień był słoneczny, co sprzyjało do podróży, z czego korzystał shinobi, który nie należał już do najmłodszych, lecz nie można było uznać go za bezbronnego starca, którego łatwo obrabować, czego człowiek o jakichkolwiek zmysłach, raczej nie robił, bojąc się o swoje życie. Przechodząc obok jednego z krzewów i ciesząc się ciszą, nagle usłyszał coś, co tę ciszę zakłócało, a zwabiony tym dźwiękiem, ruszył w jego kierunku.

W końcu stanął przed krzakiem, z którego wydobywał się takowy dźwięk, a po odgarnięciu liści, by dostrzec przyczynę jego zainteresowania, i ją zobaczył, dziecko owinięte kocykiem o ciemnych włoskach oraz dwóch kreskach na policzkach, po jednym na każdym, które cicho chlipało, na szyi mając medalion przedstawiający dwa lisy, czarnego o białych oczach i białego o czarnych tęczówkach, co przypominało mu Yin-Yang.

Zdając sobie sprawę z tego, że najpewniej ktoś porzucił to dziecko, zaczął się rozglądać, w końcu swym wzrokiem natrafiając na osadę w ruinie, już wszystko rozumiejąc, dlatego wziął dziewczynkę na ręce, wcześniej upewniając się co do jej płci, a ta przestała płakać, obejmując jego twarz swoimi rączkami, tym samym przyglądając mu się z zaciekawieniem.

- Co maleńka? Też nie masz już nikogo? – zadał jej pytanie, jednak ta tylko przekręciła główkę nie rozumiejąc go, na co zaśmiał się cicho, czując jak jego serce się rozpuszcza. Serce człowieka twardego, jak skała, który ofiarował je tylko jednej kobiecie, którą stracił i myślał, że już nigdy nie będzie kochać kolejnej tak samo. – Zawsze chciałem mieć córkę, wiesz, Kitsune? – miał rację, tą pokochał o dużo bardziej w zupełnie inny sposób. Pokochał ją, jako ojciec, nadał jej imię zgodne z jej klanem, o których umiejętnościach słyszał i po raz pierwszy od dawna czuł prawdziwe szczęście, gdy dziewczynka się zaśmiała. Odnalazł ten długo oczekiwany spokój.

W jednej chwili to wspomnienie rozpłynęło się, a na jego miejsce weszło kolejne, ze śmiercią jej przybranego ojca, którego zabił jej ukochany, a ona pod impulsem zabiła jego, osuwając się zrozpaczona na kolana, pośrodku dwóch ciał tak ważnych dla niej osób, jakie zdążyła stracić w jednym momencie swojego życia, przypuszczając, że już nigdy nie pokocha kogoś tak bardzo, jak ich.

Ale i to wspomnienie rozpłynęło się, natomiast dziewczyna mogła poczuć ciepły dotyk, który nie był dotykiem Konan, jednak mimo to uspokajał ją, będąc niemal taki, jakim darzył ją jej przyjaciel, lecz nawet milszy od niego, poczuła się bezpiecznie, po raz pierwszy od dłuższego czasu, dlatego ze strachu przed straceniem tego uczucia, zacisnęła tą dłoń w swoją, by ten ktoś jej nie uciekł, z trudem otwierając oczy.

Kiedy tylko powieki posiadaczki piwnych tęczówek uniosły się bardziej do góry, zobaczyła znajomą już dla niej postać, której twarz zakryta była przez pomarańczową maskę, jaka teraz nie patrzyła na jej twarz, a na ręce, które dalej zaciekle ściskały jego dłoń, którą w każdej chwili mógł wyrwać, lecz z nieznanego jej powodu tego nie zrobił. W końcu dotarł do niej ból, jaki nagle się nasilił, przez co mocniej ścisnęła swe dłonie na niego, przechylając głowę na bok.

- Tobi... – szepnęła ledwo słyszalnie, ale tyle wystarczało, by była w stanie zyskać uwagę mężczyzny, którego wzrok poczuła na swojej twarzy, starając się ją wygodniej ułożyć, lecz nie miała na to żadnej siły, a zamiast tego poczuła ten miły dotyk, jaki zsunął się od jej czoła, zjeżdżając bokiem jej twarzy aż do szyi, na której końcowo się zatrzymał.

Brunet dopiero teraz zauważył, dlaczego Hidan tak zaciekle ściga tą dziewczynę, a było to niewątpliwie z powodu jej wyjątkowej urody, co przyczyniło się do tego, że nachylił się nad jej twarzą, jednak gdy tylko to uczynił, jego podświadomość przypomniała mu o Rin, której Kitsune nie przypominała tak bardzo, choć wydawała się nawet delikatniejsza pod pewnymi względami od jego ukochanej.

- Obito – powiedział po chwili zastanowienia, dodatkowo uzupełniając swoją odpowiedź, by była bardziej jasna dla jego młodszej rozmówczyni. – To moje prawdziwe imię – dodał, sam zastanawiając się, czy aby na pewno dawanie jej kolejnej informacji o sobie, którą mogła wykorzystać w dowolny sposób, jest dobrym pomysłem, lecz i te wątpliwości z nieznanego mu powodu znikły, gdy tylko dostrzegł delikatny uśmiech niebieskowłosej.

- To piękne imię – wymruczała, otwierając jedno oko szerzej, przy czym zamknęła drugie. - Proszę, zostań ze mną... Obito-kun... – choć na zewnątrz Uchiha nie zareagował w żaden widoczny sposób, pod jego maską pojawił się lekki uśmiech. Widząc, iż te słowa wyczerpały cały zapas jej sił, delikatnie wyjął swoją dłoń z jej, by poprawić jej poduszkę, poprawiając przy okazji jej włosy.

- Zostanę – szepnął jej nad uchem w odpowiedzi, przypuszczając, że i tak nie usłyszała jego decyzji, ale samo to, iż zgodził się to dla niej zrobić było znaczące, bo ta wyraźnie się uspokoiła.

The another time ll Obito x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz