Rozdział 3

94 11 1
                                    

Ciemnowłosa szła za Konan w ciszy, której nie miała zamiaru przerywać, minęli kolejne drzwi i w końcu starsza z nich weszła przez nie do rozległego pomieszczenia, które służyło jako salon a przynajmniej tyle udało się wywnioskować brązowookiej po znajdujących się w nim meblach oraz ich dogodnym umieszczeniu.


W pomieszczeniu oprócz dwóch kobiet znajdowali się także pozostali członkowie tej dziwnej, jak to uważała długowłosa, organizacji i każdy z nich zwrócił uwagę na nią, przez co jej ciało automatycznie się spinało, mimo, iż próbowała tego uniknąć za wszelką cenę.

Konan zaczęła ją wszystkim przedstawiać, ale nie trwało to długo co akurat odpowiadało dziewczynie, bo nie czuła się dobrze czując na sobie tyle spojrzeń i przy okazji przypomniało jej się, dlaczego nie lubiła zostawać w jednym miejscu dłużej niż kilka dni. Po prostu źle się czuła będąc dłużej z ludźmi, ponieważ nie wiedziała co ma wtedy robić a przy krótkiej wymianie zdań wystarczyło powtórzyć tą samą regułkę, którą nauczyła się od swojego, dawnego mistrza.

Właśnie, dawnego... Ten mężczyzna był dla niej wymarzonym nauczycielem. Zawsze cierpliwym, opanowanym i zimnym, ale kiedy trzeba było potrafił być troskliwy oraz ciepły. Był dla niej jak ojciec, nie, jak oboje rodziców, których nigdy nie było jej dane poznać a ona dla niego jak córka, której nie mógł mieć. Nauczył ją wielu technik, tych które znał a także, tych których nie potrafił pojąć, uczył sztuki manipulacji, ukrywania emocji, kłamania i wszystkiego, czego tylko mógł, przy tym przyzwyczajając ją do ciszy, która praktycznie na okrągło im towarzyszyła.

Ale odszedł od niej, zostawiając ją samą w świecie, w którym nie zawsze potrafiła sobie poradzić bez jego rady i często popełniała błędy, które niekiedy były dla niej bardzo kosztowne. Kochała ciszę, jednak bez kogoś z kim mogłaby ją dzielić ta często wydawała się jej nieznośna, dlatego spędzała czas ze zwierzętami. One nie zadawały niezręcznych pytań, nie wprawiały ją w zakłopotanie i nie czuła przy nich swego rodzaju strachu i ze wzajemnością, bo one także ją uwielbiały, tak jak ona nie.

Z dziwnego zamyślenia wyrwał ją spokojny głos Uchihy, który miał aktywowany swój sharingan, ale to w żadnym stopniu jej nie przerażało, tylko upewniało ją w przekonaniu, że musi być ostrożna w swoich ruchach, by przypadkiem nikt jej potajemnie nie zabił, czy cokolwiek w tym stylu.

- Ile masz lat? – spytał, próbując dostrzec jej twarz z pod płaszcza, jednak na marne, bo ta ukryła ją bardzo starannie, nie pozostawiając nawet malutkiej szpary.

- Osiemnaście – odpowiedziała równie spokojnie, choć w jej głosie można było usłyszeć nitkę niepokoju i niepewności, w końcu nie miała żadnej pewności, że to co robi jest dobrym rozwiązaniem.

Itachi przyglądał się jej zaciekawiony, a zresztą nie tylko on, bo połowa ze wszystkich mężczyzn tam będących była tym zajęta a ta druga całkowicie ignorowała fakt, że istnieje bądź próbowała ignorować. Oczywiście nie licząc Deidary, Tobiego, Zetsu oraz Hidana, którzy byli na misji no i Konan, która była kobietą.

Westchnęła ciężko opierając się o ścianę, tym samym wbijając swój wzrok w ciemną podłogę. Wiedziała, że teraz już nie ucieknie a nawet jeśli to znajdą ja i zabiją, tylko czy miała cokolwiek do stracenia? Czy kiedykolwiek coś miała oprócz marnej nadziei bądź złudzeń? Czy to przypadkiem nie tak, że jej życie nie miało większego znaczenia? Podobnie jak wielu innych shinobi?

The another time ll Obito x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz