"Spacer po parku"

574 51 23
                                    


POV. Trzecia osoba

Kelnerka odeszła i Quackity wraz z Wilburem zaczęli rozmawiać na temat dosłownie wszystkiego. Zaczeło się od "właściwie to jaki jest twój ulubiony kolor?" a 5 minut później jakimś cudem rozmawiali o najgłupszych historiach z dzieciństwa i późniejszych lat.

-Proszę, kawa machiatto oraz herbata.- Kelnerka postawiła na stoliku dwa kubki.

-Dziękujemy.- Powiedział brunet, a kobieta odeszła.

-Serio wylałeś kawę na nauczycielkę historii?- Zaśmiał się Quackity nawiązując do tego co przed chwilą opowiedział mu Wilbur.

-No, jakby to był przypadek i jej wina, mogła nie stawiać kubka na brzegu ławki lub nie pić kawy na lekcji.- Wzruszył ramionami.- Dobra a ty czego najbardziej żałujesz z głupich akcji w szkole?

-Teraz czy z podstawówki?

-Może z teraz, to bardziej mnie interesuje.

-Hmm....Balu zimowego sprzed trzech lat.- Powiedział po chwili zawahania czarnowłosy, popijając swoją kawe.

-Czemu?

-Chciałem kogoś zaprosić, ale był to błąd.

-Ale zaprosiłeś tego kogoś? 

-...Prawie.- Zaśmiał się cicho pod nosem.- Na szczęście on zaprosił kogoś innego zanim ja zaprosiłem jego.

-On zaprosił?- Brunet podniósł brew, popijając kolejny łyk herbaty.

-Oh...Uhm...Tak, on.- Quackity odrwócił wzrok, nikt ze szkoły poza Karlem, George' em, Dream' em oraz Sapnapem nie wiedział wcześniej o jego orientacji.

-Spoko, nie stresuj się czy coś, wyglądasz jakbyś czuł się niekomfortowo. Właściwie nie mówię o tym na lewo i prawo, ale sam jestem bi, więc nie musisz się bać, że będę cie inaczej postrzegał ze względu na to kto ci się podoba lub jakiej jesteś orientacji.- Usmeichnał się, wreszcie łapiąc z drugim kontakt wzrokowy.

-Szczerze... Nie wiem czemu ale nie spodziewałbym się, że jesteś bi. Po prostu jakoś nie zwracam na to uwagi, nie tak że myśle stereotypami typu "on nie nosi makijażu na pewno nie jest gejem", tylko nigdy nad tym się nie zastanawiałem, kojarzyłem cię tylko z widzenia, ty mnie tak samo.

-Tu się nie zgodzę.- Usmiechnął się brunet.

-Hmm? Co masz przez to na myśli?

-No wiesz, czasem twoje wybryki jednak rozprzestrzeniały się po szkole w postaci plotek, a czasem słuchałem o tobie przy obiedzie. Mój ojciec zawsze widział w tobie "coś" i twierdził od początku, że w środku wale nie jestes złym dzieciakiem, że możesz sporo osiągnąć.

-Oh... Pewnie irytujaće jak ojciec ci o mnie gadał haha. Zakładam, że nie jestem dla ciebie ciekawym tematem do rozmów.

-Wiesz... Tu tak samo się nie zgodzę. Przez te trzy lata nasłuchałem się trochę tych opowieści, ale żadna mnie jakoś nie nudziła, każda ta bójka była w jakiś sposób inna. Większość tych jełopów leje się nawzajem za nic, a ty zawsze miałeś jakiś powód, może nie zawsze wielki, ale zawsze jakiś był. Dość szybko zauważyłem tą zależność i w jakiś sposób sprawiła ona, że historie o tobie były jakoś ciekawsze niż o innych.- Powiedział szczerze, odkładając na stolik pusty kubek po herbacie.

-Mmmm, ale głębokie, dalej nie rozumiem co w tym intrygującego. Po prostu jakoś musiałem pokazać tym osobom, że nie moga mną pomiatać, kiedyś taki nie byłem, w podstawówce mnie dręczyli, to mnie nauczyło że trzeba pokazać reszcie że się nie dasz, nie pozwolisz im soba pomiatać i poniżać cię. Trzeba umieć powiedzieć stanowczo nie.- Czarnowłosy dopijał właśnie resztę kawy pozostałej w jego kubku i spojrzał się za okno.

-Oooo...Zobacz! Pada pierwszy śnieg.- Usmiechnął się w stronę okna nizszy chłopak i nie zwrócił uwagi na to jak brunet woła kelnerkę.

-Płatność kartą.- Powiedział, zwracając na siebie wreszcie uwagę drugiego chłopaka, wpatrzonego w spokojnie spadające płatki śniegu. Chłopak zapłacił za ich napoje i kelnerka odeszła, zostawiając ich samych i rachunek pozostawiony na stole.

-Idziemy?- Wyciągnał do niższego rękę, którą chłopak radośnie przyjął i wstał z krzesła. Nie czuł jakiejkolwiek chęci by puszczać dłoń wyższego, więc pozostawił ich palce splecione i skierował się razem z nim do drzwi i opuścił kawiarnie.

Quackity rozejrzał się dookoła, analizując ich otoczenie, pomału coraz bielsze. Cienka warstwa śniegu juz była na chodniku, a białe płatki wirowały w tańcu na wietrze i opadały pod ich stopy.

-Woow...Ale pięknie.- Usmiechnał się szerzej czarnowłosy.

-Gdzie teraz? Do końca matematyki zostało nam... Dokładnie 37 minut.

-Hmmm, a co proponujesz?

-Możemy się przejść do parku obok, pieszo będziemy tam za jakieś 4 minuty mniej więcej. 

-Pewnie, mi pasuje. 

-W takim razie kierunek park.- Usmiechnął się  brunet i zaczął iść z niższym za rękę ku wskazanemu przez nich wspólnie celowi.  Quackity całą drogę był rozproszony typowo zimowym zjawiskiem atmosferycznym. Jego oczy śledziły bacznie poszczególne płatki, które odprowadzał wzrokiem do momentu gdy łączyły się z resztą śniegu na chodnikach, trawnikach i ulicach.

Po trzech minutach znaleźli się pod bramą prowadzącą do parku, którą przekroczyli by ujrzeć szeregi koron drzew ozdobionych cienką warstwą białego puchu, co dodawało przytulnemu miejscu jeszcze więcej klimatu.

-Woah...To naprawdę ładny widok.- Powiedział lekko pod nosem czarnowłosy, który skanował wzrokiem ich otoczenie.

-Tak....Naprawdę...- Powiedział cicho Wilbur, który jednak zamiast na śnieg na drzewach wpatrzony był w co innego, a bardziej w kogo innego. Zaczął dokładnie przyglądać się detalom i szczegółom niższego chłopaka. Jego skóra była jasna, jednak dalej lekko opalona, a na twarzy można było dostrzec kilka pieprzyków rozsianych po niej w losowych miejscach. Jego usta były jeszcze bliższe czerwieni ze względu na niższą temperaturę, a nos mały, zgrabny i lekko uniesiony do góry. Czekoladowe, ciemne oczy skupione na szczegółach otaczającego ich parku odbijały światło odbite od śniegu. Na rzęsach mimo stałego mrugania uzbierało się po kilka małych, białych płatków, których kolor kontarstował z czernią trzepoczących rzęs.

W pewnym momencie Quackity odwrócił się do dziwnie cichcego chłopaka, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały Wilbur od razu potrząsnął głową, wyrywając sie z nijakiego transu, w który wprowadziła go uroda niższego.

-Wszystko dobrze? Wyglądałeś na zamyślonego i nic się nie odzywałeś, jakbyś się na chwile całkiem wyłączył.- Zauważył drugi.

-Tak, tak...Wszystko okej, może chodźmy przejść się po parku, po to tu jestesmy.- Uśmiechnął się Will i zaczęli spacer osnieżonymi drużkami majestatycznego parku.




-------------------------------------------------------------

920 słów



,,Za karę,, ✨Quackbur ✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz