Rozdział 33 cz.1

436 28 1
                                    

X X X X kilka dni później po weselu X X X X

Moje skurcze są nie do wytrzymania. Mam je coraz częściej, a moje zdrowie się pogarsza. Leżę na łóżku i trzymam się za brzuch. Oddycham głęboko ale to nic nie pomaga. Nagle poczułam jak coś ze mnie cieknie.

O MÓJ BOŻE, TO NIE MOŻE BYĆ TERAZ! TO ZA WCZEŚNIE! - krzyknęłam w myślach.

- Liam, Liam do cholery! - krzyknęłam.

- Co?! Co się... O kurwa..! - złapał się za głowę i podbiegł do mnie. - Trzymaj się, już jedziemy.

- Jakbyś mi powiedział nowość.

Powoli i ostrożnie zeszliśmy do samochodu. Myślałam, że go uduszę w tamtym momencie. Pomógł mi wsiąść na tyły samochodu, a on zaś usiadł z mojej drugiej strony.

- Jedź, jedź, jedź! - krzyknął. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. - A no tak...

Wysiadł i wsiadł za kierownicę i ruszył. Ja nie mogłam wytrzymać z bólu i krzyczałam, oddychając głośno. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Liam zaparkował tuż przed wejściem . Wysiadł i mi pomógł. Weszliśmy do środka i pielęgniarki się od razu mną zajęły. Posadziły na wózku i ruszyłyśmy na porodówkę.

- To się kurwa będzie działoooooooo! Ałł! - krzyknęłam.

X X X X Liam P.O.V. X X X X

Pielęgniarki zabrały Bonnie, żeby ją przebrać. Ja chodziłem w tę i z powrotem. Zadzwoniłem po chłopaków żeby przyjechali ale zaprzeczyli. Nie wiem o co im chodziło, ale są zajęci. No okej..

- Ile to może trwać do cholery! - krzyknąłem i szarpnąłem się za włosy.

Jak na zawołanie, pielęgniarki i na moje szczęście Pani doktor, szły na porodówkę. Widać było, że Bonnie jest wściekła ale boi się. Wskazała ruchem głowy żebym z nią wszedł. To się będzie działo... Bo schodzi z wózka i siada na dziwnym czymś, a pielęgniarki zakładają jej łydki na pod górkach, które pomogą jej w rodzeniu. Podchodzę do niej i biorę ją za dłoń. Ściska ją tak mocno, że zaczynam widzieć gwiazdki.

- A teraz moja kochana... Rodzimy! - krzyknęła. - Przyj, przyj i oddychaj i tak cały czas.

Moja żona robi tak jak ona karze i w tym czasie mnie wyklina, ściskając moją dłoń. Po około godzinie widać rezultaty.

- Tak dalej! Jest główka! Przyjjjjjj! - krzyczy.

- Nie dam rady do choleryyyyyyy! - kolejna.

- Dobra mamy jedno dziecko. - pani doktor bierze malucha i odcina pępowinę. Podaje pomocnicom, a one obmywają ją albo jego z krwi.

- Czemu ono do cholery nie krzyczy! - zaraz ja zacznę krzyczeć. I po chwili słychać płacz dziecka, ja i Bonnie troszkę odetchnęliśmy.

- Kochanie, a teraz postarajmy się urodzić drugie, dobrze? - zaproponowałem spokojnie. Mały lub mała zostaje dane do inkubatora, ponieważ oboje są wcześniakami. Zostało na jej/jego małej rączce przyczepiona bransoletka z imieniem i nazwiskiem Bonnie Payne. Uśmiechnąłem się na ten widok. Ale po chwili się ocknąłem, bo dziewczyna zaczęła ściskać mnie za dłoń.

- My? Rodzimy?! To chyba ja do chuja pana właśnie rodzę! - krzyknęła prząc. Jest w ogóle takie słowo? - I jeszcze raz mnie zapłodnisz to albo Cię wykastruję albo urwę CI jaja! - zaśmiałem się.

- Spokojnie.. - pogłaskałem ją po mokrej głowie.

- Wypierdaaaaaalaj! - krzyknęła znów.

- Widać drugą główkę! Tak dalej! Wrzeszcz na niego! - tak, na mnie. nic nowego.

Tak, jak kazała Pani doktor, tak Bonnie robiła. Gdy już drugie dziecko wyszło na świat, Pani Wilson spytała się mnie czy chcę przeciąć pępowinę. Zrobiłem to bez zastanowienia. Podała pielęgniarkom i jak zaczęło się drzeć to zrobiły ponownie to co z pierwszym. Pocałowałem Bonnie w skroń i wziąłem maleństwa na ręce. Strasznie się bałem. Takie małe kruszynki... Moje małe kruszynki... Podałem jedną z naszych pięknych kruszynek, mojej pięknej żonie. Widziałem, że ona jest zmęczona..

- Dajmy naszej córce na imię Diana.. - zaproponowała.

- Bo Harry i Louis chcieliby mieć córkę o takim imieniu? - uśmiechnęła się.

- Może... - pocałowała Dianę w czoło.

- A syna to ja wybiorę. - kiwnęła głową. - James.

- No nieeeee... - zaczęła się śmiać. - Po tobie?

- Oops! - wzruszyłem ramionami.

- Przepraszam, że przeszkadzam ale musimy zabrać maluszki do inkubatora. - kiwnąłem głową i podałem James'a pani doktor.

Bonnie zrobiła to samo. Pocałowałem ją czule w usta. Czekałem chwilkę aż pani doktor zrobi coś tam na dole, Bo. Po chwili przewieziono ją do sali, a ja wlokłem się ciągle za nią. Siedzieliśmy tak i gadaliśmy gdy do sali weszła doktorka z naszymi maluszkami.

- Za około dwie godziny możecie państwo wyjść ze szpitala, ponieważ mimo iż dzieci są wcześniakami, mają dobrze wykształcone płuca i inne narządy. Ale musicie uważać, mogą łatwo złapać chorobę. - ostrzegła. - A ty moja droga... Masz się nie przemęczać. To nie prośba, lecz rozkaz, młoda damo. - puściła jej oczko i wyszła.

Bonnie siedziała jak wryta. Spojrzałem na nią, a w tedy wybuchliśmy śmiechem. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Lecz długo to nie trwało. James zaczął być głodny. Zobaczyłam przerażenie w jej oczach. Wstałem i poszedłem po pielęgniarkę. Gdy przyszliśmy, Bo podziękowała lekkim uśmiechem. Pielęgniarka pokazała jej jak ma karmić. Wyciągnęła jedną pierś i przystawiła do niej James'a. Ten jakby wiedział co ma robić, przystawił usteczka do sutka matki. Ta zasyczała, ponieważ jak na pierwszy raz no to sorry... Szczerze? Nie chciałbym być na jej miejscu... Pielęgniarka wyszła, a my znów zaczęliśmy gadać gdy dostałem sms'a.

Za ile będziecie? - zapytał Niall.

Za dwie godziny, a co?

Nic, jak Bonnie i imiona dzieciaczków? =)

Dobrze, Diana i James.

PO MNIE IMIE! PO MNIE!

Chciałbyś. Narcik.

- Co chciał? - zapytała.

- Skąd wiesz z kim piszę? - uśmiechnąłem się.

•••••••••••
Doberek!
Na swoje uspr. Mam to iż zaczynam się uczyć............

Just be my the last one. Liam PayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz