Białowłosa kobieta stała na zniszczonej budowli, wpatrując się w budynek przed nią. Można było rzec, że nie ma tam ani żywej duszy. I po niekąd była to racja, jednak tak naprawdę nikt, kto spowodowałby taki chaos nie miał duszy.
Sakura Itomie dostała telefon od współpracowników, że nie wszystko poszło zgodnie z planem i trzeba będzie wziąć sprawy w swoje ręce. Nigdy nie sądziła, że stanie twarzą w twarz z kimś, kto chce wypuścić śmiercionośnego wirusa na wolnoć.
Nigdy nie sądziła, że ktoś legalnie posiadał coś takiego.
Mogło to zabrzmieć błacho i dosyć typowo jak dla złoczyńcy.
Kobieta nawet nie wiedziała jak wygląda, jaką bronią dysponuje i jakie ma zdolności, ale nie zamierzała tylko dlatego się poddać.Jednak coś ją powstrzymywało. Dobrze wiedziała, że zostawianie jej dwóch młodszych sióstr w domu z agresywną matką było absolutnie fatalnym rozwiązaniem, jednak nie było szansy by je tu wzięła. Gdyby zrobili z nich zakładniczki, Sakura byłaby skreślona. Serce się jej ściskało na możliwość, że je straci.
— Słychać mnie? — zabrzmiał męski głos w słuchawce. Sakura uśmiechnęła się, kiedy usłyszała głos Yagi'ego w słuchawce.
— Bardzo dokładnie.
— Masz uważać, jasne? Nie zamierzam stracić wybitnej uczennicy, mimo że nie jesteś już nowicjuszką, to nadal poważna sprawa.
— Spokojnie, nie powinno być żadnych komplika... — zaczęła ale szybko urwała, kiedy zobaczyła jak jakieś czarne auto podjeżdża pod lekko rozwalony budynek. Szybko zeskoczyła ze swojego bocianiego gniazda i pognała w stronę pojazdu, dobrze wiedząc kto postanowił ją odwiedzić. Wściekłość biła od niej na kilometr.
Zanim drzwi zdążyły się otworzyć, zrobiła to Sakura, wyciągając z środka wysoką brunetkę i małą dziewczynkę, stawiając je centralnie przed sobą, starając się nie wybuchnąć.
— Co wy tu robicie?! — wysyczała. Wysoka brunetka przeczesała flegmatycznie włosy, patrząc nad nią spodełba i chwytając rączkę małej Junji, przytulając ją do siebie.
— A jak myślisz? Matka znowu się wściekła. — warknęła, odsłaniając siniak na policzku. Sakura westchnęła ciężko masując sobie skornie. Ta to zawsze wszystko utrudniała.
— Ai, wracaj do domu i zabierz z sobą Junji, nie obchodzi mnie czy matka się wściekła czy nie, nie macie prawa tutaj być. Macie wracać do domu, teraz. — odwróciła je w stronę auta.
Ai już miała dodać swoje parę groszy, jednak ogromny wybuch przerwał jej wypowiedź. Sakura odwróciła się z przerażeniem i szybko pognała prosto w stronę wcześniej obserwowanego budynku, zostawiając swoje młodsze siostry same. W jej głowie panował zamęt, słyszała jak jej mistrz coś do niej woła ale nie mogła dokładnie powiedzieć co. Jak oszalała wbiegła prosto do dymiącego się budynku, błagając wszystkich bogów by udało jej się uratować całą ludzkość. Gdzieś w tyle głowy słyszała krzyk i płacz swojej najmłodszej siostry, cóż... To jej nie zatrzymało.
I wtedy, ostatnie o czym mogłaby pomyśleć to to, że widziała swoje siostry ostatni raz w swoim, bliskim końca, życiu.
Zostawiając je same w świecie, który starała się uratować..
CZYTASZ
ððð ðð ðððððð . áŽÊ ÊáŽÊᎠáŽáŽáŽáŽ áŽáŽÉªáŽ
Fanfiction" BEACUSE WE WERE SICK OF LOVE BEACUSE WE WERE SICK BEACUSE OF LOVE BEACUSE WE WERE LOVESICK" ððð ðð ðððððð (æç æ°.) lovesick. junji itomie staraÅa siÄ ÅŒyÄ normalnie. dlatego kiedy okazaÅo siÄ...