𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐄𝐋𝐄𝐕𝐄𝐍

88 10 1
                                    

— Zachowuj się kulturalnie, nie sprawiaj problemów, nie odzywaj się nie pytana. Jeżeli tak bardzo musisz mieć znajomych, to na łaskę swoją, znajdź sobie kogoś bohatego albo ważnego.

— Mamo...

— Żadnych pytań, chciałabym mieć już ciebie z głowy. — wymruczała cicho kobieta, jednak szybko przestała się tak miotać, gdyż zadzwonił do niej jej kochanek i resztę, co słyszała Junji to przesłodzone słówka, trzepotanie rzęsami oraz wieczne podlizywanie się. Dziewczyna na to wszystko wykrzywiła się, poczym odwróciła się i usiadła przy stole, włączając telefon.

Kolejne tryliard nieodebranych połączeń od jej byłego i jeszcze więcej wiadomości. Brunetka zmarszczyła brwi, biorąc do ręki kubek z herbatą, zastanawiając czy ma się do niego odezwać.
Chłopak zaczął zachowywać się jakby co najmniej dostał zawału, stał się nachalny, nieustępliwy i to ją przerażało. Przez chwilę zastanawiała się czy do niego nie napisać, jednak zanim zdążyła się nad tym zastanowić, jej matka wyrwała jej telefon z ręki.
Szarpnęła ją za ramię, zmuszając ją do zejścia z krzesła.

— Idziemy. Pomyśł ile wstydu mi narobisz jak się spóźnisz.

Parę minut później, obie znalazły się w czarnym samochodzie.
Jej matka jeszcze prawiła jej kazania o wizerunku i o tym, żeby zrobiła jak najlepsze wrażenie bo coś tam.

xxx

Junji ostatni raz poprawiła swój mundurek i wzięła kilka wdechów, czując jak jej ciało zalewa adrenalina. Wszystko będzie dobrze, nie słyszała o skandalach z prześladowaniem. Nawet jeżeli zrobi z siebie idiotkę, nie będzie największym dziwakiem.

Wychodząc na korytarz, starała się znaleść swoją salę. W tym momencie czuła się jak ta blondwłosa, główna bohaterka amerykańskich romansów dla dwunastolatek. Nie zdziwiłaby się gdyby zaraz ktoś się pojawił, najprawdopodobniej chłopak, wskazując jej drogę do sali (oraz do szczęścia).

— Zgubiłaś się?

Oho, kto by się tego spodziewał. Brunetka odwróciła się i gdyby mogła, zapewne by teraz zemdlała. Miała na to taką ochotę, nie rozumiała co ją teraz powstrzymywało od tego.

— Co ty tu robisz? — wycedziła przez zęby, mrużąc groźnie oczy.
Nie była zadowolona z faktu, że jej były okazał się jednym z uczniów. Nie była zadowolona z faktu, że będzie na niego skazana.

— Ja? Chodzę tutaj. A ty? — Haerin patrzył się na nią roześmianymi oczami. — Widocznie nasza owieczka postanowiła zostać bohaterką. Czemu mi o tym nie napisałaś?

— Po ilości wiadomości, które mi wysłałeś i po desperacji jaką tym okazałeś, sądziłam że już dużo wiesz. Nie mówiłeś mi, że posiadasz jakąś moc. — westchnęła dziewczyna, zaciskając place na swojej torbie. Poczuła jak jej policzki robą się czerwone ze złości, a mundurek nagle zrobił się taki jakiś ciasny.

— Mam dużo asów w rękawie. Wszystko byle być razem, pamiętasz?

Junji otworzyła szerzej oczy ale nic już nie powiedziała. Dygnęła delikatnie i szybko pognała do swojej klasy, nie oglądając się za granatowłosym, którego śmiech było słychać jeszcze przez dłuży czas.

(dzisiaj kolaż zamiast gifa, gdyż mi się pinterest nie ładuje i w ogóle są jakieś urwania systemu na moim tablecie, także mam utrudnioną pracę)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(dzisiaj kolaż zamiast gifa, gdyż mi się pinterest nie ładuje i w ogóle są jakieś urwania systemu na moim tablecie, także mam utrudnioną pracę)

𝐊𝐎𝐈 𝐍𝐈 𝐍𝐀𝐘𝐀𝐌𝐔 .         ᎍʏ ʜᎇʀᎏ ᎀᎄᎀᎅᎇᎍɪᎀ Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz