Zdała. Dostała licencję. Wszystko było w porządku. Dlaczego?
Junji siedziała w pustej sali i oczekiwała swojej matki. W głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze, które jej rodzicielka miała odegrać. Nie rozumiała zdenerwowania matki.
Dobrze, zdała paroma punktami, a licencję ledwo zdobyła.
Ale zdała, chyba to się tylko liczyło, nie liczby na papierze.Dlatego kiedy drzwi od sali z hukiem się otworzyły, a przez nie weszła elegancka, wysoka kobieta, rozmawiająca głośno przez telefon, żółć podjechała Itomie do gardła. Jej matka rozmawiała z kimś po chińsku, czego nie robiła prawie nigdy.
— Chisaki, przestań dramatyzować. Wiesz, że media nie mogą się dowiedzieć o naszej dawnej współpracy. Jeżeli będziesz miał jakiekolwiek problemy to wiesz z kimś się kontaktować.
O Ju się nie martw, niczego nie pamięta. Masz pole do popisu.Junji przekręciła głowę z zdziwienia. Chisaki? Japońskie nazwisko, dlaczego więc gadała z rozmówcą po chińsku?
Podniosła się i czekała, aż jej matka ją zauważy. Nakamura zlustrowała wzrokiem swoją córkę, bez słowa się rozłączając.— Wyglądasz żałośnie w tej fryzurze. — stwierdziła kobieta, pokazując córce ręką, by usiadła naprzeciwko. — Egzamin był trudny, skoro ledwo go zdałaś. Co jest z tobą nie tak?
Brunetka siedziała cicho. Szukając w głowie właściwej odpowiedzi, zapomniała języka w buzi. Czarnowłosa kobieta uniosła wysoko brwi i cmoknęła z poiryrowaniem.
— Odpowiedz mi! — krzyknęła, uderzając ręką w stół.
Junji ściągnęła usta w cieńką linie i spuściła wzrok.
Usłyszała jak jej matka wstaje, podchodząc blisko niej.
Podniosła drżącą głowę, a jedyne co zdążyła zauważyć, do rękę jej matki, która zbliżała się do jej twarzy niczym rakieta.
Junji została uderzona tak mocno, że spadła z krzesła.— Wykańczasz mnie i wszystkich. Jedyne co potrafisz to utradniać sytuację. Pchasz się pod niebezpieczeństwa i wszyscy przez ciebie cierpią, wszystkich odpychasz, zachowujesz się jak przemądrzała suka, która pozjadała wszystkie rozumy. Nie dziwię się, że nikt nie chce się z tobą zadawać. Zmarnowałaś swoją ostatnią szansę.
Junji usłyszała jak kobieta zatrzaskuje za sobą drzwi i znowu zaczyna do kogoś mówić po chińsku. Dziewczyna podniosła się powoli i szybko wyjęła z kieszeni lustro, chcąc sprawdzić swoje obrażenia. Kiedy tylko zobaczyła co jej jest, przerażona wybiegła z sali, kierując się odrazu do akademika. Na lewej części jej twarzy widniał ogromny siniak, którego nie ukryje pod warstwą pudru.
Kiedy wybiegła na zewnątrz, padał deszcz. Strugi wody spływały po niej, jakby tylko im zawadzała. Zwolniła krok, próbując pozbyć się wrednych szeptów z głowy. Zatrzymała się i usiadła na ziemi.
— Junji?
Dziewczyna w panice spojrzała w górę, a włosy odkryły jej ranę.
Shoto zrobił przerażoną minę i szybko podbiegł do dziewczyny, delikatnie unosząc jej podbródek. Kiedy tylko się do niej zbliżył, brunetka drgnęła, odsuwając się od niego, jednak po chwilach zawahania, dała się obejrzeć. Chłopak patrzył się z szokiem na zaciśnięte, zapłakane oczy dziewczyny i na drżące ciało.— Kto Ci to zrobił? — zapytał cicho, a Itomie odrazu spuściła wzrok, mocniej zaciskając oczy. W tym momencie uświadomił sobie, jak bardzo mało o niej wiedział. Zdawało mu się, że skoro są przyjaciółmi, to wiedzą o sobie wystarczająco dużo. Mylił się.
(A WIĘC DOSZLIŚMY DO KOŃCA SEZONU 3!
BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE GWIAZDKI, A JA SIĘ SZYKUJE ZA PISANIE CZĘŚCI 4!
Nadal się zastanawiam czy podzielić te części na dwie.
Z jednej strony, nie chce tworzyć kolejnej części, ale z drugiej, kto by chciał czytać opowiadanie z 200 rozdziałami hehehe)Z góry przepraszam za małego gifa hehehe)
CZYTASZ
𝐊𝐎𝐈 𝐍𝐈 𝐍𝐀𝐘𝐀𝐌𝐔 . ᴍʏ ʜᴇʀᴏ ᴀᴄᴀᴅᴇᴍɪᴀ
Fanfic" BEACUSE WE WERE SICK OF LOVE BEACUSE WE WERE SICK BEACUSE OF LOVE BEACUSE WE WERE LOVESICK" 𝐊𝐎𝐈 𝐍𝐈 𝐍𝐀𝐘𝐀𝐌𝐔 (愛病気.) lovesick. junji itomie starała się żyć normalnie. dlatego kiedy okazało się...