ROZDZIAŁ 3.1

13.5K 1K 10
                                    

Błąkaliśmy się po mieście już dobre dwie godziny. Byliśmy w czterech miejscach, jakie przychodziły mi do głowy, ale w żadnym z nich nie było tajemniczego wampira ze skłonnością do brudnych interesów. A przynajmniej Dante go nie wyczuł. Spoglądając w niebo, czułam, że za niecałą godzinę zacznie wschodzić słońce, więc nie zostało nam dużo czasu.

Maszerowaliśmy ramie w ramię, po chodniku z szarej kostki brukowej, wśród starych kamieniczek, kierując się do karczmy, w której przebywało więcej morderców i potworów niż gdziekolwiek indziej.

– Jeśli nie znajdziemy go tam, to ja już nie wiem... A, nie, jednak wiem. To będzie oznaczało, że ma dar zapadania się pod ziemię – bełkotałam, lekko senna z powodu nadchodzącego dnia.

– I tak już sporo mi pomogłaś – mruknął.

Zatrzymałam się przy szerokich, drewnianych drzwiach, ukrytych między dwoma kamieniczkami i poklepałam go po ramieniu, odpowiadając:

– Nie ma sprawy, ale jeśli zasnę na stojąco to będziesz za mnie odpowiedzialny. I nie próbuj mnie wtedy nawet tknąć – pogroziłam mu palcem, jak niegrzecznemu dziecku.

Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem, pytając:

– Mam cię wtedy zostawić na pastwę losu i promieni słońca? Żaden problem.

Wywróciłam oczami.

– Nie no, miło by było gdybyś wrzucił mnie przynajmniej w cień zarośli...

Weszliśmy razem do karczmy – ja zmęczona, on rozbawiony – w której było ciemno, jak w grobowcu. Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam upiorna muzykę, którą ktoś grał na fortepianie. Pomimo przekonań ludzi, że wampiry i inne nocne stworzenia to potwory, nie wszyscy wielbiliśmy grobową muzykę. Dalej lubiliśmy wesołe rzeczy.

Przeszłam przez całą długość knajpy i usiadłam w najdalszym końcu, przy barze, żebyśmy mogli z Dantem spokojnie rozmawiać. Widziałam, jak skupia się i węszy, próbując wyczuć gościa, ale gdy skończył, pokręcił przecząco głową.

– Jasna cholera, gdzie ten dupek się podziewa? – warknęłam, kładąc głowę na blacie baru. – Tak w ogóle to, co on ci zrobił?

– Wolałbym zachować to dla siebie – mruknął, robiąc posępną minę.

– Nie no, powiedz. Jak tylko go dopadniemy, przyłączę się do wyrywania mu wszystkich czterech kończyn, jeżeli chcesz go zabić.

Posłał mi kolejne rozbawione spojrzenie, zamawiając mi szklankę krwi, a sobie podwójną whisky. Opierając głowę na dłoni, sączyłam powoli krew, słuchając co do mnie mówi, ale byłam coraz bardziej rozkojarzona i zmęczona.

– Wyciągnę z niego potrzebne informacje i będziesz mu mogła wyrywać, co ci się żywnie podoba.

– To fajnie – szepnęłam, odkładając z powrotem pustą szklankę i kładąc głowę na barze. Oczy mi się kleiły, byłam najedzona, więc powoli zasypiałam, chociaż starałam się zachować jasność umysłu.

– Charlotte? Wszystko w porządku?

– Zwróciłeś się do mnie po imieniu – szepnęłam, odpływając.

– Co? Charlotte, co ci jest? – panikował, potrząsając mną za ramiona.

– Świt... 

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz