ROZDZIAŁ 18.3

6.3K 570 37
                                    


Dwa dni później odbył się pogrzeb Katherine. Poprawiając czarny, skórzany gorset, popatrzyłam w lustro, w którym odbijały się lewitujące ubrania. Spuściłam wzrok na moje czarne szpilki; na ich powierzchni odbijały się jasne smugi światła, które przesuwały się płynnie, gdy poruszałam stopami. Wydając z siebie ciche, mobilizujące westchnięcie, uniosłam głowę i wbiłam spojrzenie w miejsce, gdzie powinny odbijać się moje zimne, niebieskie tęczówki. Jedyne, co mogłam zobaczyć to komodę, która stała za moimi plecami.

Słysząc ciche i niepewne stukanie do drzwi, moje serce załopotało mocniej w piesi.

– Proszę! – zawołałam, odwracając twarz od lustra.

– Wszystko już gotowe – poinformował mnie Toby, nie przekraczając progu w drzwiach. – Jesteś już gotowa, pani?

Wytrzeszczyłam na niego oczy, po czym roześmiałam się głośno. Zdezorientowany chłopak spuścił wzrok i zgarbił ramiona, jak kilkuletnie, skarcone przez matkę dziecko.

– Wejdź, proszę – powiedziałam, zbierając z łóżka porozrzucane ciuchy. – I na litość boską, nie mów do mnie per pani. Czuję się wtedy jak starsza, nazbyt wyperfumowana babcia ze sztuczną szczęką.

– Przepraszam, nie chciałem... Nie wiedziałem, że tak to zabrzmiało.

– W porządku. Samochód już czeka?

– Tak.

– A Shane?

– Minąłem się z nim na schodach. Zszedł na dół, pewnie jest już w samochodzie.

Zmarszczyłam brwi, zamykając szufladę w komodzie. Nie zaszedł po mnie, chociaż mijał mój pokój. Był zły? Z pewnością, bo od tamtej nocy zaczął mnie unikać. Zduszając w sobie frustrację, podeszłam do Tobiego i ujęłam go za ramię.

– Chodźmy – szepnęłam, posyłając mu delikatny uśmiech.

Przed rezydencją stały trzy, czarne auta z przyciemnianymi szybami. Szoferzy, ubrani w eleganckie garnitury, stanęli w kółku przy jednym z samochodów, paląc papierosy i cicho o czymś rozmawiając. Nieopodal stał również Georgie z telefonem przy uchu i Shane, który włożył ręce w kieszenie, obserwując coś w oddali. Spojrzałam w tamtym kierunku, ale nie zauważyłam nic, co mogłoby przykuwać aż taką uwagę. Najwyraźniej się zamyślił.

– Do którego samochodu mam wsiąść? – zapytałam, gdy do nich podeszliśmy.

– Do którego chcesz – odparł.

Zmrużyłam oczy, lustrując jego twarz, z której nie można było wyczytać żadnych emocji. Stał, jak ten kołek, nawet na mnie nie spoglądając.

– Jesteś na mnie zły?

– Nie.

– Unikasz mnie.

– Nie.

– To nie było pytanie, Shane. Widzę, że to robisz.

– Wydaje ci się – mruknął, wsiadając do jednego z aut.

Sapiąc ze złości, puściłam ramię Tobiego i wsiadłam do tego samego, z hukiem zatrzaskując drzwi.

– Nie zachowuj się, jak baba – warknęłam. – Nie jestem ani głupia, ani ślepa. O co chodzi? O tą sytuacje sprzed dwóch dni? – Zauważyłam, jak jego skronie poruszają się, gdy zacisnął zęby. – A, więc naprawdę o to. Przepraszam, jeśli cię zraniłam.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz