ROZDZIAŁ 6.1

10.7K 878 21
                                    

Pierwsze, co poczułam to przyjemne ciepło na plecach i czyjś gorący oddech za uchem. Gdy spróbowałam przekręcić się i odsunąć, zdałam sobie sprawę, że ktoś obejmuje mnie w talii. Odkręciłam głowę i w tym samym momencie spotkałam się z zaspanym spojrzeniem Dantego. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie w jakiej pozycji się znajduje, i że patrzę na niego ze zdziwieniem. Od razu się ode mnie odsunął, odrzucił kołdrę i wstał, wciągając na siebie jakieś dresy.

– Co ty, do diabła robisz w moim łóżku i w moich ciuchach?

– Śpię. Albo raczej spałam, dopóki nie uciekłeś jak poparzony – mruknęłam, przeciągając się.

– Wstawaj – rozkazał, parząc na mnie wściekle.

– Słucham?

– Wynoś się z mojej sypialni.

Zaskoczona, otworzyłam buzię, ale szybko ją zamknęłam i przybierając beznamiętny wyraz twarzy, wstałam z łóżka.

– Wiesz... Rozumiem, że nie jesteś jakimś nadzwyczajnie miłym facetem, ale właśnie zachowujesz się jak gówniarz.

– Mam to gdzieś. Po prostu wyjdź.

Podeszłam do niego bardzo blisko, ale ani on się nie cofną, ani ja nie zwiększyłam dystansu pomiędzy nami, chociaż musiałam zadrzeć głowę wysoko do góry, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.

– Boli cię, że spałeś w jednym łóżku z wampirzycą czy to, że się do mnie przytuliłeś?

Nie odpowiedział. Prychnęłam, przecierając twarz dłońmi.

– Wiesz, co? Powinnam patrzeć, jak te wampiry rozrywają cię na kawałki i po prostu pozwolić ci tam zdechnąć – powiedziałam, po czym szybko przeszłam przez korytarz i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zbiegłam po schodach i poczułam wielką ulgę, gdy zderzyłam się z chłodnym i rześkim powietrzem na dworzu. Automatycznie skierowałam się w stronę domu Katherine, gdy niespodziewanie usłyszałam dźwięk mojej komórki. Nie patrząc na wyświetlacz, nacisnęłam zieloną słuchawkę.

– Halo? – warknęłam, obiecując sobie, że jeśli dzwoni Dante roztrzaskam telefon o chodnik.

– Charlotte? Gdzie ty się podziewasz, do jasnej cholery! – usłyszałam zdenerwowany głos Shane'a. – Natychmiast wracaj do domu, Stella jest u mnie i wygląda okropnie. Nie mam pojęcia, co się stało, ale ciągle powtarza twoje imię. Jesteś tam w ogóle?

– Tak, jestem. Będę za dziesięć minut – rzuciłam i rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź. Wsadziłam telefon z powrotem za gumkę koronkowych majtek i pobiegłam w przeciwnym kierunku niż zamierzałam na początku.

Czterokilometrową drogę pokonałam w tak szaleńczym tempie, że dla zwykłych śmiertelników byłam tylko mocniejszym powiewem wiatru. Nie czekałam na windę, która była na dziewiątym piętrze. Szkoda było mi czasu na stanie w miejscu, więc ruszyłam schodami. Nie pukając ani nie dzwoniąc do drzwi, wparowałam do salonu niczym torpeda, rozglądając się za przyjaciółką. Siedziała skulona na kanapie, kiwając się delikatnie w przód i w tył, szepcząc moje imię zdławionym głosem. Obok niej stał zmartwiony Shane, patrząc na nią ze współczuciem. Podeszłam bliżej i usiadłam przy niej, zamykając ja w szczelnym uścisku. Minęła chwila, zanim zorientowała się, że ja to ja, po czym spojrzała na mnie i rozpłakała się, wtulając twarz w moje ramię.

– Char, tak strasznie cię przepraszam – łkała. – Nie chciałam tego robić, naprawdę, ale kontrolowała mną i nic nie mogłam zrobić.

– Spokojnie, nie jestem na ciebie zła – odparłam, głaszcząc ją po plecach. – Kto cię kontrolował? Margaret?

– A jaka inna dziwka w południowej części spiskuje z Roderickiem?

– Skarbie, mówiłam ci, żebyś odeszła z jej klanu – szepnęłam.

– Gdyby tylko inny klan zechciał mnie przyjąć, to już dawno bym spakowała walizki.

– Porozmawiam o tym z Katherine, tymczasem odpocznij trochę, dobrze?

Wstałam i okryłam ją kocem, który podał mi Shane. Już chciałam odejść, gdy poczułam, że łapie mnie za rękę.

– Naprawdę nie gniewasz się na mnie? Przysięgam, że próbowałam...

– Nie mogę mieć do ciebie pretensji o coś, czego nie robiłaś naumyślnie – powiedziałam, przerywając jej. Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco i odeszłam w głąb salonu, siadając przy zapalonym kominku elektrycznym. W ślad za mną poszedł Shane, zajmując fotel obok.

– Dowiem się, co się stało i dlaczego paradujesz w męskiej koszulce jak w sukience? – spytał, lustrując mnie wzrokiem.

– Wyznaczono nagrodę za moją śmierć.

– Pytam poważnie.

– A ja poważnie odpowiadam – sapnęłam, czując, że znów wzbiera się we mnie gniew. – Wracałam z Dantem samochodem, gdy ni stąd, ni zowąd okrążyła nas grupa wampirów na czele ze Stellą pod kontrolą umysłową. Wiedziałam, że Margaret to podstępna kreatura i mogłam się domyślić, że spróbuje mnie wykończyć przy pierwszej, lepszej okazji.

– W końcu odbiłaś jej narzeczonego – wymamrotał.

– Christopher sam od niej odszedł, a to, że za powód wybrała akurat mnie...

– Char, facet powiedział jej prosto w twarz, że woli ciebie od niej – przerwał mi.

– A czy to moja wina? Ja mu nigdy nie obiecywałam, że będziemy razem. Zawsze dawałam mu jasno do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowana.

– No tak. To, że jesteś taka seksowna, to również nie twoja wina – powiedział, podchodząc powoli. Stanął naprzeciwko mnie i oparł ręce po obu stronach fotela, nachylając się ku mojej twarzy – Jednak wolę, kiedy nosisz moje ciuchy – dodał, całując mnie delikatnie.

– Shane, nie mam siły... – westchnęłam, odpychając go lekko od siebie, jednak to go nie zniechęciło. Pocałował mnie w policzek, linię szczęki, aż w końcu zjechał do szyi i dekoltu.

– Przecież jesteśmy rodzeństwem – upomniałam go, używając swojego najsilniejszego argumentu, dzięki któremu nasze pieszczoty nie kończyły się w sypialni.

– Czasem żałuję, że zaproponowałem ci układ siostra – brat – bąknął, odsuwając się ode mnie.

– Wolałbyś seks – przyjaciółkę, co?

– I to jeszcze jak – odparł, szczerząc się jak głupi.

– Przypomnij mi, dlaczego jeszcze nikogo nie masz?

– Z tego samego powodu, co ty – odparł, idąc w stronę kuchni.

Z tego powodu, co ja... Tyle, że ja nie miałam żadnego konkretnego powodu, dobrze było mi samej. Nie jestem żadną wampirzycą, która nienawidzi mężczyzn lub szuka zemsty za niespełnioną miłość. Większość facetów, których poznaję, traktuję jako jednorazowa przygoda z bonusem w postaci świeżej krwi. Nie szukałam wielkiego romansu ani stałego związku.

– Ale ja nie mam pow... – ucięłam, uświadamiając coś sobie. – Albo po prostu nie spotkałam kogoś, dla kogo mogłabym stracić głowę.

– Mówiłem, że mamy ten sam powód.

Burknęłam coś pod nosem, zerwałam się na równe nogi i poszłam do sypialni Shane'a przebrać się w swoje ciuchy. W końcu musiałam jakoś wyglądać podczas nieuniknionej kłótni z Katherine.

– A ty gdzie się wybierasz? – spytał, gdy byłam już jedną nogą za drzwiami.

– Do matki – uśmiechnęłam się diabelsko i wyszłam.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz