ROZDZIAŁ 4.3

12.1K 932 24
                                    

Następnej nocy obudziłam się z okropnym bólem brzucha. Przeklinając w myślach krewetki i szarlotkę, wyplątałam się z objęć Shane'a i poczłapałam do łazienki. Całe moje beznadziejne samopoczucie zawdzięczałam metabolizmowi jak u mrówki Co z tego, że mogłam jeść normalne rzeczy, skoro potem umierałam kilka godzin w toalecie?

– Wszystko w porządku? – zapytał Shane, gdy po godzinie nadal nie wychodziłam.

– Tak, jest okej! – odkrzyknęłam. – Mógłbyś mi tylko podać tabletki z mojej torebki?

– Jasne – odparł, odchodząc od drzwi.

Gdy ponownie usłyszałam odgłos kroków, otworzyłam drzwi i zgięta w pół, z ręką owiniętą wokół brzucha, wysunęłam prawą dłoń po proszki.

– Dasz sobie radę?– spytał troskliwie. – Mogę zadzwonić po naszego lekarza.

– Nie, tylko nie po niego. Lekarz jest ostatecznością.

– Jak już będziesz umierająca?– powiedział, chichocząc.

– Dokładnie – odparłam z uśmiechem, po czym zamknęłam drzwi.

Od razu połknęłam proszki, a kilkanaście minut później poczułam powoli zaczynające się perystaltyczne ruchy żołądka i jelit. Z pewnością wróżyło to wyczyszczeniem mojego układu pokarmowego do zera, ale stwierdziłam, że jest to warte ulgi, jaka miała po tym nastąpić.

Po długich męczarniach wyszłam z piekielnego czyśćca cała odrętwiała, zmęczona i spragniona krwi. Bez słowa minęłam rozbawionego Shane'a stojącego przy kominku i rzuciłam się na kanapę. Pierwszy raz od bardzo dawna nie przeszkadzał mi chłód, który w przeciwieństwie do ciepła, dostawał się do najmniejszych i najgłębszych zakamarków mojego ciała, zagnieżdżając się tam na jakiś czas. Oddychałam ciężko, tępo wpatrując się w martwy punkt na suficie. Już nigdy nie dam się namówić na jakiekolwiek jedzenie.

– Zastanawiam się, co zamówić – mruknął Shane pod nosem, spacerując po mieszkaniu. – Charlotte, co myślisz? Pizza, chińczyk, a może... owoce morza?

Wydałam z siebie krzyk poirytowania, rzucając w niego jakimś wazonem stojącym na stoliczku, nieopodal mnie, wiedząc, że dzięki wampirzym umiejętnościom było to dla niego, jak podanie piłki przez dziesięciolatka. Odstawił przedmiot na miejsce i przysiadł koło mnie na skraju kanapy.

– Żartowałem. Jak się czujesz?

– Czuję, że twoje żarty mnie nie śmieszą – wybełkotałam z twarzą wciśniętą między siedzenie, a oparcie kanapy.

Westchnął, gładząc mnie po plecach.

– No i kto tu kim będzie się zajmował?

– Ja tobą. Na ten dzień zaplanowałam pełen chillout, filmy i miłą atmosferę.

– To brzmi bardziej jak babski wieczór. Jeszcze tylko pójdę po chusteczki, wino i jakieś romansidła.

– Wolałabym...

Nie dokończyłam, bo nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Odwróciłam gwałtownie głowę w stronę Shane'a, marszcząc brwi.

– Spodziewasz się kogoś?

Zaprzeczył ruchem głowy i poszedł w stronę korytarza. Kilka sekund potem usłyszałam w głowie:

To wilkołak. Wpuścić go?

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Dante zaczął głośniej dobijać się do drzwi. Nie musząc wstawać z miejsca, przysłuchiwałam się odgłosom otwieranych zamków i grobowego głosu Shane'a:

– W czym mogę pomóc?

– Jest u ciebie Charlotte? Podwoziłem ją tu wczoraj.

Co za głupie formalności – pomyślałam – zapewne wyczuł mnie tuż po wyjściu z windy. Bo niby skąd miał wiedzieć, w którym mieszkaniu jestem?

– Jest.

– Chciałbym...

– Ale źle się czuje. Jeśli jej się poprawi to na pewno da ci znać.

– Przestań, Shane, i wpuść mnie do niej – zawarczał ostrzegawczo.

– Nie ma mowy.

Wiedziałam, że tak będzie – napięcie na linii samiec kontra samiec. Ale z pewnością nie spodziewałam się, że tak szybko to nastąpi. Zsunęłam się z kanapy i poczłapałam w stronę Shane'a, który już stał w lekkim rozkroku, blokując Dantemu wejście. Klepnęłam go w ramię, szepcząc:

– Przesuń się. – Ociągał się przez chwile, ale w końcu ustąpił. – I schowaj kły – dodałam, widząc, że jest gotowy do ewentualnej bójki. – Po co przyszedłeś, Dante?

– Nie odbierasz telefonu – powiedział oskarżycielskim tonem.

– Najwyraźniej go nie słyszałam. Poza tym odkąd wstałam, zwijam się z bólu. Więc jeśli po prostu włączył ci się syndrom zazdrosnego partnera to włóż głowę pod zimny strumień i się ogarnij.

Popatrzył na mnie chłodno, nie odzywając się ani słowem. Może rzeczywiście trochę przesadziłam, ale naprawdę źle się czułam i jakieś tam wyrzuty z powodu nieodebranych połączeń, powodowały, że miałam ochotę coś rozwalić.

– Nie włączył mi się żaden syndrom – powiedział oschle. – Ale Katherine nie daje mi spokoju od rana, czekając na nasze dalsze kroki. Dlatego przyjechałem, żeby ustalić jakiś pieprzony grafik spotkań, żebyśmy nie musieli się słyszeć częściej niż to konieczne.

Oho, ktoś tu pokazał pazurki.

– W takim razie zapraszam – powiedziałam, robiąc mu przejście.

Boże, wpuściłaś wilkołaka do mojego domu – usłyszałam gderanie w mojej głowie.

Ustalimy grafik i sobie pójdzie.

No ja myślę. Nie widzi mi się oglądanie filmów we trójkę.

Czyli jednak zgadzasz się na dzień filmowy z winem i chusteczkami?

Nie dostałam odpowiedzi ze strony Shane'a, bo Dante przyglądał nam się już od kilku sekund, ale widziałam, jak uśmiech błąkał mu się po twarzy. Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam w tym samym fotelu, w którym wczoraj leżałam z Shanem. Założyłam nogę na nogę, rozsiadając się wygodnie. Pominęłam iskierki pożądania w oczach przyjaciela, zwracając się do Dantego, który stał z założonymi rękoma:

– Więc? Jak ma wyglądać ten grafik? Seks w poniedziałki, a romantyczne spacery w piątki?

Wywrócił oczami.

– Myślałem raczej o tym, żeby trzy dni w tygodniu poświęcić na spotkania.

– No, dobra. Które?

– Jakiekolwiek, byleby ci odpowiadały. Ja się dostosuję.

– Wtorek, czwartek, sobota? – zaproponowałam bez namysłu.

– Twój wybór. W tych dniach o osiemnastej będę przysyłał ci wiadomość na telefon, gdzie się spotkamy. Radzę pogłośnić sobie dźwięk.

– Ta zgryzota cię kiedyś zabije, Dante.

– Prędzej twoja bezmyślność.

– Insynuujesz coś?

– Skądże. Do zobaczenia jutro.

Zmarszczyłam brwi, patrząc, jak Dante znika w korytarzu, a potem wychodzi, trzaskając drzwiami. Jutro jest czwartek, cholera. Nie miałam pojęcia, dlaczego nasze stosunki tak nagle się oziębiły. Przecież jeszcze wczoraj rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy przyjaciele. Zdradziłam mu kawałek swojej historii, a jeszcze minutę temu byłam gotowa związać go sznurem, wykopać głęboki dół, zrzucić tam jego ciało i zasypać go trzema metrami ziemi. Odchyliłam głowę do tyłu, oddychając miarowo, tym samym próbując się uspokoić. Następne nasze spotkanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz