ROZDZIAŁ 17.3

6.3K 570 33
                                    

Wystraszona, spojrzałam na swoje ręce, które dygotały, ledwo utrzymując ciężar broni. Przeniosłam wzrok na Dantego, który z przerażaniem wpatrywał się w lufę pistoletu, jednocześnie przyciskając rękę do piersi.

Wystrzeliłam?

Zabiłam go?

Dlaczego czułam strach zamiast satysfakcji?

Upuściłam broń i zrobiłam krok do przodu. Zatrzymałam się. Skoro go trafiłam to dlaczego Dante wciąż stał i nie krwawił? Chyba, że to wcale nie ja. Wtedy przypomniałam sobie o Shane'ie, który miał zatrzymać Roderick'a. Odkręciłam głowę; jedna z kolumn była w połowie zniszczona, a na ziemi wśród gruzu leżała ciemna sylwetka. Znów popatrzyłam na Dantego, który uważnie mnie obserwował. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli pobiegnę teraz do Shane'a to będzie miał idealny moment na ucieczkę.

Klnąc siarczyście pod nosem, odwróciłam się i pobiegłam w stronę nieprzytomnego Shane'a. Nie mogłam walczyć z łowcą, nie wiedząc co się dzieje z wampirem. Przekręcając go na plecy, wciąż z tyłu głowy myślałam o tym, że pozwoliłam Dantemu uciec. Cholera, od razu powinnam była wpakować mu cały magazynek prosto w serce.

– Shane? Shane! – wołałam, klepiąc go po policzku. – Shane, proszę cię, otwórz oczy. Słyszysz? Nie zostawiaj mnie samej, do diabła!

Wampir zacisnął powieki, poruszając niezdarnie rękoma. Orientując się, że próbuje się podnieść, pomogłam mu usiąść. Po Roderick'u i Dante nie było śladu.

– Był silniejszy – wymruczał, krzywiąc się z bólu, gdy otrzepywałam jego ubrania z odłamków gruzu. – Nie dałem rady.

– Nie przejmuj się, jeszcze go dopadnę.

– A Dante?

Zacisnęłam usta, odsuwając się od Shane'a.

– Uciekł.

– Tak mi przykro, Charlotte. To musi być dla ciebie...

– Nie chcę o tym rozmawiać – ucięłam, krzyżując ręce na piersi.

– Rozumiem. Skontaktowałem się z Georgiem po tym, jak wyszliśmy z tego srebrnego pudełka. Powinien niedługo tu być.

– Wiesz gdzie jesteśmy? – zapytałam, zdziwiona.

– To jeden z dawnych kościołów w Północnej części miasta. Najwyraźniej Roderick trochę zmienił funkcję tego miejsca.

– Taa, na jakieś psychodeliczne więzienie.

Kwadrans później do środka wparowała grupa uzbrojonych wampirów, na czele z Georgiem. Rozeszli się po sali z prędkością światła, sprawdzając najciemniejszy zakamarek pomieszczenia. Działali tak szybko i sprawnie, że nawet nie zauważyłam, kiedy jeden z nich podszedł do nas, pytając czy wszystko w porządku. Zlustrowałam jego ciemny ubiór od stóp do głów, zatrzymując się na chwilę przy czarnych, skórzanych rękawiczkach i pistolecie.

– Ze mną tak – odparłam w końcu. – Shane potrzebuje pomocy, prawdopodobnie połamał większość swoich żeber.

– Rozumiem. Derek, Noa, pomóżcie panu Wrightowi wyjść na zewnątrz. – Dwóch młodych mężczyzn w sekundę znalazło się przy Shane'ie, biorąc go pod ramię. – Na pewno nic pani nie jest?

– Ja...

Zaniemówiłam, patrząc, jak wynoszą ciało Katherine. Jej blada i zakrwawiona ręka zwisała bezwładnie spod ciemnej płachty, którą ją przykryli. Czując, jak mój żołądek wywraca fikołka, zacisnęłam powieki. Ten jeden moment wystarczył, żebym przypomniała sobie, co zrobiłam. Zabiłam Katherine, wysysając z niej całą krew, która płynęła teraz w moich żyłach.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz