ROZDZIAŁ 5.3

12.2K 935 19
                                    

Podczas drogi powrotnej prowadziliśmy zawziętą dyskusje na temat wampiro –wilkołaka, czyli mieszańca – jak go ochrzcił Dante. Żadne z nas nie spotkało się jeszcze z takim stworzeniem, ale z pewnością był niebezpieczny. Ogromna siła, refleks, wytrzymałość, pazury, kły i te czarne, niczym smoła, oczy.

–Myślę, że z pochodzenia był wampirem – powiedziałam, przyglądając się łowcy. – Wy nie umiecie wysysać krwi, a on zrobił z tej kobiety wysuszoną i pomarszczoną śliwkę.

– Ale równie dobrze mógł być wilkołakiem i jakimś cudem nabyć waszą zdolność.

– Może i masz rację... Zauważyłeś, że przybyło mu siły dopiero, gdy pojawił się księżyc? O ile się nie mylę to wy świrujecie podczas pełni.

– Tyle, że dzisiaj nie ma pełni – mruknął, zmieniając bieg. – Sądzisz, że przemienia się, gdy tylko zobaczy skrawek księżyca?

– Może stał się na to bardziej wrażliwy?

– Nie wiem, Charlotte, naprawdę nie wiem, ale jeśli jest więcej takich osób to czekają nas ciężkie czasy – westchnął, przeczesując włosy palcami.

Zrezygnowana opadłam na oparcie fotela. Stanęliśmy na czerwonym świetle, chociaż wokół nie było żywej duszy, a ulice świeciły pustkami. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w czerwoną lampę sygnalizacji świetlnej, rozmyślając o tym, co by było, gdyby rasa mieszańców zdominowała wampiry i wilkołaki? Znaleźlibyśmy się na końcu łańcucha pokarmowego jak jakieś robaki.

– Charlotte?

– Co? – mruknęłam, nadal wpatrując się w żarzącą czerwień.

– Spójrz przed siebie.

Nagle zapaliło się pomarańczowe, a potem zielone światło.

– Czemu nie jedziesz? – spytałam, spoglądając na niego, jednocześnie marszcząc brwi.

– Popatrz na ulicę.

Wywracając oczami, przeniosłam spojrzenie z niego na zwykłe, wyasfaltowane i oświetlone skrzyżowanie, na którym stała spora grupa wampirów. Z niedowierzaniem pochyliłam się ku przedniej szybie.

– Porąbało ich czy jak? – mruknęłam i sięgnęłam do kierownicy, trąbiąc przeciągle.

– Okrążyli nas z każdej strony, nawet z tyłu. Idę sprawdzić o co chodzi.

W ostatniej chwili złapałam Dantego za łokieć, powstrzymując go przed opuszczeniem samochodu.

– Tu jest coś nie tak, chodzą jak jakieś zombie.

– I jest tam twoja koleżanka – dodał, wskazując na jakąś blondynkę.

Z przerażeniem stwierdziłam, że to Stella. Stała na samym czele całej grupy, jakby prowadziła ich na wojnę. Nie myśląc zbyt długo, wysiadłam na zewnątrz i podbiegłam do niej.

– Stella, co ty tu robisz? – spytałam, dotykając jej ramienia. Z ociąganiem uniosła głowę do góry, patrząc na mnie zamglonymi oczami. – Stella?

– Ja... Nie mogę, Charlotte. Kontrolują mnie – wychrypiała.

– Kontrolują cię? Kto? Dlaczego?!

– Wyznaczyli... nagrodę. Za twoją głowę.

To było jak cios w twarz. Ktoś wyznaczył nagrodę za zabicie mnie? Omiotłam spojrzeniem okolicę – chętnych do zabawy nie zabrakło. Tylko czemu kontrolują akurat Stellę? Zanim zdążyłam o cokolwiek ją wypytać, spojrzała na mnie zaszklonymi oczami, a po policzkach zaczęły spływać jej krwiste łzy.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz