ROZDZIAŁ 16.2

8K 634 42
                                    

Otworzyłam oczy z cierpką miną na ustach. Co mógłby wymyśleć łowca? Wspinaczkę na drzewo, rekreacyjny bieg po lesie, obserwowanie małych, leśnych mieszkańców? W tej krótkiej sekundzie przychodziły mi na myśl naprawdę nudne i mało wyszukane pomysły. I żaden człowiek na świecie nie przekonałby mnie, że Dante był zdolny do zabrania kogoś na wysokie wzgórze, pod którym rozlewała się srebrzysto, błękitna woda. Szeroko otwartymi oczami przyglądałam się rażącej, intensywnie pomarańczowej kuli, która stopniowo chowała się za horyzontem oraz lekko wzburzonym falom, których grzbiety przybrały kolor iskrzącego złota. Szum wiatru, wody, zapach lasu, ćwierkot ptaków – to wszystko otuliło mnie jak mięciutki kocyk, pozwoliło na rozluźnienie oraz wzięcie głębokiego oddechu, który wreszcie zabrał cały chaos z mojego życia.

Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że siedzę na huśtawce. Zabujałam się na niej, nie odrywając stóp od ziemi. Przejechałam dłońmi po grubych i szorstkich sznurach, na których przywieszono huśtawkę do przysadzistego, rozłożystego drzewa. Z kolejnym wdechem, odepchnęłam się od podłoża, a powiew wiatru rozsypał moje włosy na wszystkie strony. Trzymając się mocno, huśtałam się coraz wyżej i szybciej, żeby w pewnym momencie móc bezwładnie opuścić nogi i podziwiać. Za każdym razem, gdy frunęłam do przodu miałam wrażenie, że lecę i nic nie jest mnie w stanie złapać, że jestem wolna. To było tak niesamowite uczucie. Takie inne, nieodgadnione, dzikie, a jednocześnie szokująco znajome.

Po pewnym czasie huśtawka zwolniła i poczułam, jak duże i ciepłe dłonie układają się na moich ramionach. Westchnęłam cicho, wtulając się plecami w męski, szeroki tors. Zapach Dantego rozniósł się wokół mnie, ale wcale nie miałam ochoty na uciekanie od jego wilczej aury. Wręcz przeciwnie. Czując go blisko siebie, wiedziałam, że wszystko jest tak jak powinno.

– Wiesz czym pachnie powietrze? – wyszeptałam, łapiąc go za rękę.

– Czym?

– Wolnością.

Dante schylił się i złożył całusa na moim policzku. Uśmiechnęłam się, ściągając jego ręce na moją talię. Kiedy objął mnie w pasie, przymknęłam oczy i ułożyłam głowę w zagłębieniu jego szyi.

– Dlaczego mnie tu zabrałeś?

– Pamiętasz, jak zabrali nas do Wymiaru Sprawiedliwości? – Mruknęłam potwierdzająco. – Powiedziałaś wtedy, że chciałabyś wyjechać i zobaczy widok na ocean i zachodzące słońce. Może nie jesteśmy niewiadomo jak daleko, ale to zawsze coś, prawda?

– I zapamiętałeś to?

– Wyrazu ogromnej tęsknoty na czyjejś twarz, która graniczy z bólem, nie da się ot tak zapomnieć.

No tak, w tamtym momencie naprawdę jedyne czego chciałam, to wyrwać się gdzieś poza swoje miasto i w spokoju patrzeć na zachodzące słońce, ale w życiu nie przypuszczałam, że to Dante spełni to marzenie. Raczej wyobrażałam sobie, że spakuję torbę, trzasnę drzwiami i pojadę, byleby jak najdalej. Jęknęłam w duchu. Tu było naprawdę pięknie, ale pewna sprawa wciąż nie dawała mi spokoju.

– Dante...?

– Tak? – wymruczał, trącając nosem mój policzek.

– Co jest między nami? Tak naprawdę.

Poczułam, jak jego ciało zastyga w bezruchu. Wstrzymał oddech, po czym odsunął się ode mnie, ale nie wypuścił mnie z objęcia. Sama wyprostowałam się, wbijając wzrok w słońce, które już prawie w całości schowało się za horyzontem. Mój puls przyspieszył i z pewnością nie uszło to uwadze łowcy. Byłam zdenerwowana, bo od czasu naszego pierwszego spotkania u Katherine do tego momentu minęło sporo czasu i wiele się wydarzyło. Boże, kochałam się z wilkołakiem. Musiałam wiedzieć na czym stoję.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz