ROZDZIAŁ 9.4

10.1K 844 35
                                    

Obudziłam się, niemal od razu wyczuwając czyjąś obecność. I nie był to Dante – jego piżmowy zapach coraz trudniej było mi wyczuć w powietrzu. Podniosłam się z zimnej i twardej podłogi, spoglądając w kierunku okna, przy którym stała ciemna, wysoka i szczupła sylwetka. Poprawiłam swoje pogniecione ubrania i wyszłam zza stołu, podchodząc bliżej zacienionej postaci.

– Katherine? – szepnęłam, nie wierząc, że widzę ją spokojnie stojącą przy oknie. – Co ty tu robisz? Gdzie Dante? Rozmawiałaś z nimi? Oskarżyli go o morderstwo Margaret – paplałam, ale ona nie odkręciła się nawet w moją stronę. – Słyszysz mnie?

– Tak, Charlotte, słyszę cię. Pytasz, co ja tu robię? Cóż, powiedziałabym, że ratuję twój tyłek. Co ci odbiło, żeby na własne życzenie wpakować się do więzienia?

Otworzyłam szerzej oczy, próbując zrozumieć jej zachowanie. Była zła? Za to, że próbowałam wyplątać stąd jakoś Dantego? Przeczesałam włosy, spacerując po ciasnym pomieszczeniu, które doprowadzało mnie do klaustrofobii.

– Gdzie Dante? Dlaczego go tu nie ma?

– Jest oskarżony o morderstwo, zapewne go przesłuchują.

– Zapewne? Do jasnej cholery, Katherine, on to zrobił w mojej obronie. Pozwolisz mu tu zdechnąć?

– Nie powiedziałam tego – odparła chłodno, odkręcając się do mnie przodem.

– Nie powiedziałaś, ale pomyślałaś, prawda? Masz gdzieś, co się z nim stanie, pomimo tego, że on zgodził się na ten twój posrany układ.

– Nie uważasz, że podchodzisz do tej całej sprawy zbyt emocjonalnie?

– Och, przestań chrzanić! – warknęłam, zatrzymując się. – Trochę trudno zamknąć swoje emocje w pudełku i wyrzucić od niego kluczyk, kiedy prawie patrzyło się w oczy śmierci, i to po raz drugi.

Katherine westchnęła ciężko i niedbale usiadła na krzesełku. Musiałam kilkukrotnie zamrugać oczami, żeby uwierzyć, że na jej twarzy pojawiło się zmęczenie, poirytowanie i... smutek? Zimna i twarda kobieta, która nigdy nie ujawniała swoich uczuć, właśnie podparła łokieć na udzie i oparła głowę na dłoni, patrząc na mnie pod dziwnym kątem. Jej oczy błyszczały lodowym błękitem, a z upięcia koka wypadło kilka kosmyków. Zaskoczona jej stanem, oparłam się o ścianę, którą miałam za plecami.

– Co się dzieje? – szepnęłam, nie spuszczając z niej wzroku. – Coś z Shanem?

Pokręciła przecząco głową w taki sposób, jakby próbowała odegnać od siebie jakieś problemy.

– Nie, wszystko z nim w porządku. Tak myślę. Charlotte, twoja sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana niż ci się wydaje. Oskarżenie Dantego o morderstwo to tylko kropla w morzu tego całego szamba. Dlatego proszę cię, wróć ze mną do rezydencji.

– A Dante? Chcesz, żebym zostawiła go tutaj całkiem samego? Mogę pokazać im swoje wspomnienia i oczyścić go z zarzutów.

– Ujawnienie twoich wspomnień nie rozwiąże całego problemu. Nawet jeśli zrobił to w twojej obronie, to i tak zabił jednego z przywódców klanów. Myślisz, że od tak go wypuszczą, bez poniesienia przez niego jakichkolwiek konsekwencji?

– Obiecałam mu. Nie mogę go zostawić.

– Nie karzę ci go zostawiać – odparła, wstając i podchodząc do mnie. – Proszę cię tylko o to, żebyś ze mną wróciła. Na zewnątrz będziesz mogła zdziałać o wiele więcej niż siedząc w tej celi.

Zaplątałam ręce na piersi, rozważając jej słowa. Chyba miała rację – nic mu po mnie, gdy będę zamknięta w czterech ścianach. Muszę wrócić do miasta i obmyślić jakiś plan działania. Nie czułam się dobrze, kiedy wychodziłam z pomieszczenia z myślą, że będzie tutaj całkowicie sam. Z poczuciem winy ruszyłam za Katherine, która prowadziła mnie przez ten sam korytarz, którym szłam ostatnio. Byłyśmy już w połowie, gdy rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk. Zatrzymałam się, sztywniejąc.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz