ROZDZIAŁ 17.2

6.3K 576 63
                                    

Leżąc na kolanach Shane'a ze znużeniem wpatrywałam się w ogień z pochodni na ścianie. Płomień wił się i migotał tak samo od kilku dobrych godzin, a mimo to nie potrafiłam oderwać od niego spojrzenia. Nie wiedziałam czy był tak hipnotyzujący, czy po prostu gapiłam się na niego z braku ciekawszych widoków; pomijając witraże, które przerażały mnie na tyle, by omijać je szerokim łukiem.

Słysząc dziwne bulgotanie w brzuchu Shane'a, przekręciłam się na drugi bok, lustrując jego zmęczoną twarz. Zaciskał usta i trzymał się kurczowo za brzuch za każdym razem, gdy jego żołądek dawał o sobie znać.

– Powinieneś napić się ode mnie – wyszeptałam. – Inaczej niedługo wpadniesz w szał, a im o to właśnie chodzi.

– Wytrzymam – odparł, próbując zamienić grymas na uśmiech.

– Nawet jeśli, to albo spali nas słońce w ciągu dnia, albo bardziej prawdopodobne: wszyscy obudzimy się niewyobrażalnie głodni. Krwawa jatka w ciasnej klatce byłaby dla Roderick'a prawdziwą symfonią.

– Symfonią czego?

Wzruszyłam ramionami.

– Chociażby emocji. Z jednej strony żadne z nas nie chciałoby nikogo zabić, a z drugiej wariowalibyśmy z głodu. Wiadomo, co wzięłoby górę. Pytanie, kto złamałby się pierwszy.

– Nie chcę, żeby tak to się skończyło – westchnął, zaciskając palce u nasady nosa. – Musi być jakieś inne wyjście.

– Ja...

Spojrzeliśmy na siebie pytająco.

– Ja znam wyjście...

Poderwałam się, klękając przy Katherine, która niemal niezauważalnie poruszała ustami. Wstrzymałam oddech, gdy zimną i lepką od krwi ręką dotknęła mojej.

– Musisz mnie zabić, Charlotte. – Otworzyłam usta, chcąc ostro zaprotestować, ale jej palce mocniej zacisnęły się na mojej dłoni. – Jestem zbyt słaba, żeby się wyleczyć, nie przeżyję do wschodu.

– Możesz się napić ode mnie – zaproponowałam prędko, podsuwając jej nadgarstek, który odtrąciła. – Nie mogę cię zabić. Nie mogę, bo...

– I tak zawsze planowałam, że to ty przejmiesz klan – powiedziała, uśmiechając się lekko. – Poza tym musisz być silna, żeby wydostać stąd siebie i Shane'a. Moja krew...

– Nie – warknęłam, wstając. – Nie mogę. Nie potrafię.

– Moja krew uczyni cię silniejszą nawet od Roderick'a – ciągnęła. – Musisz go powstrzymać.

Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam chodzić w kółko. Wiedziałam, że Katherine tak czy inaczej umrze, ale nie chciałam być osobą, która poczuje, jak uciekają z niej resztki życia. W ciągu tych pięciu lat zabiłam kilka wampirów, ale nigdy nie był to ktoś, kto był mi tak bliski. Czując zbyt wiele sprzecznych emocji, zaczęłam płakać.

Śmierć jest straszna, nikt nie chce stawiać jej czoła. Ja musiałam stanąć z nią ramię w ramię, by razem odebrać życie Katherine.

Pociągnęłam nosem, z powrotem przy niej klękając. Uchyliła delikatnie powieki, a w jej błękitnych oczach wcale nie malował się smutek. Znów chwyciła mnie za rękę, szepcząc:

– Zawsze byłaś dla mnie jak własna córka, której nigdy nie dano mi było mieć.

Pogłaskałam ją po ręce, patrząc na nią czule.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz