ROZDZIAŁ 4.1

12.9K 996 22
                                    

Tak, jak planowaliśmy, po skończonej i pysznej kolacji udaliśmy się do ogrodu, krążąc w nim jak po labiryncie. Było tu mnóstwo róż, nie tylko czerwonych – które jednak przeważały – ale i białych, różowych, pomarańczowych, a nawet czarnych. Co jakiś czas pojawiały się ławeczki, na których siedziały pary pogrążone w cichych rozmowach lub pocałunkach. Mijaliśmy zakochanych w milczeniu, trzymając się za ręce, dopiero po jakimś czasie wznawiając rozmowę.

 –Więc, jak to się stało, że zostałaś wampirzycą?

– Seksowną wampirzycą – dodałam, chichocząc. Byłam bardziej wyluzowana po kilku kieliszkach wina, a stres uleciał gdzieś daleko razem ze smutkami i zmartwieniami. W pewnym momencie zdjęłam szpilki, które teraz Dante niósł w drugiej ręce.

– Okej, więc jak stałaś się seksowną wampirzycą? – zapytał ponownie, również się śmiejąc.

– Geny. Moja mama była piękną kobietą, a wampiryzm tylko to jeszcze bardziej podkreślił – wzruszyłam ramionami, wiedząc, że nie o taką odpowiedź mu chodziło.

– Nie powiesz mi?

Westchnęłam ciężko, zatrzymując się i zamykając na chwilę oczy.

– A naprawdę chcesz tego słuchać? – Pokiwał twierdząco głową. – Dobra, ale potem ty mi coś opowiesz. – Znów kiwnął głową, więc wznowiłam nasz spacer, delikatnie bujając naszymi dłońmi. Nie wiedziałam, czemu to robiłam. W jakiś sposób mnie to uspokajało. – Więc od czego by tu zacząć? – mruknęłam.

– Najlepiej od samego początku.

– Ha ha. No więc urodziłam się w normalnej rodzinie: mama, tata i siostra, młodsza ode mnie. Z początku wszystko było ładnie, pięknie, zdobywałam wyróżnienia w szkole za dobre wyniki, siostra tak samo. Któregoś dnia wróciłam do domu i zastałam tatę, całego we łzach, tulącego siostrę. – Przerwałam na chwilę, żeby uspokoić głos, który powoli mi się załamywał. – Okazało się, że mama... Ktoś napadł na mamę, gdy wracała z jogi, i ugodził kilka razy w brzuch. Wykrwawiła się na śmierć. Próbowaliśmy się jakoś pozbierać, wrócić do normalnego życia. Tata i siostra jakoś funkcjonowali, ale mi się świat zawalił. Zmieniłam towarzystwo, wygląd – takie tam buntownicze zachowania. Jakoś skończyłam szkołę. Na którejś z imprez poznałam pewną grupkę... Upiłam się i postanowiłam się zabawić na całego. Nie wiedziałam, że są wampirami – mruknęłam, wracając do dawnych wspomnień, które dawno zakopałam bardzo głęboko w sercu.

– Przemienili cię?

Prychnęłam, dokańczając swoją historię.

– Sama się o to prosiłam. Tak się upiłam, że ledwo mogłam ustać na nogach. Jeden z nich to wykorzystał... Nie będę ci opowiadać o moich seksualnych przeżyciach po alkoholu. Z resztą i tak niewiele pamiętam. Tylko jego pytanie, które wywołało u mnie napad śmiechu. Czy chce zostać tym, kim on jest. Wzruszyłam ramionami i powiedziałam, że tak. Potem był tylko ból i pustka.

Umilkłam, czekając na jego reakcje.

– A jeszcze potem? Co się z tobą działo?

– To już koniec o tym, jak stałam się wampirem. Dalej to już inna historia. Będziesz mi winny dwie opowieści. – Zgodził się, więc ciągnęłam dalej. – Obudziłam się w kostnicy. Uznano mnie za zmarłą, zamordowaną ze szczególnym okrucieństwem, bez znanego sprawcy. W kostnicy był Shane, czekał aż się obudzę. Zabrał mnie stamtąd do siebie, opiekował się, a potem przedstawił Katherine, która zwerbowała mnie do swojego klanu – zakończyłam, ale on nic nie mówił. Nienawidziłam tego, przez co wzbierała się we mnie złość. Westchnęłam.

– Dlatego waśnie nie opowiadam o tym, jak stałam się wampirem. Gdy opowiadam o mojej mamie i o tym, jak mnie przemieniono, wszyscy milczą, ale śmierć jest nieunikniona. Prędzej czy później nawet wampir zmieni się w kupkę prochu – burknęłam, próbując puścić jego dłoń, lecz nie pozwolił mi na to, zamykając moją rękę w mocniejszym uścisku.

– Milczę, ale nie dlatego, że śmierć mnie przeraża. Po prostu myślę.

– O czym?

– O tym, co mi powiedziałaś.

Przewróciłam oczami.

– Czyli o niczym – skwitowałam. – Dobra, teraz moja kolej. Dlaczego szukasz Cartera?

Dante zmarszczył brwi i zmrużył oczy. Za tym wampirem stała jakaś historia, którą Dante próbował zachować wyłącznie dla siebie, ale nie ze mną te numery. Zmusił mnie do odświeżenia wspomnień związanych z moją mamą, więc teraz on musi otworzyć się przede mną. Ponagliłam go, potrząsając naszymi dłońmi. Wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać:

– Carter był dobrym znajomych moich rodziców. Nie mam pojęcia, jak go poznali, miałem wtedy może z piętnaście lat – mruknął. – Robili razem jakieś interesy, prawdopodobnie związane z terytorium naszej watahy. Pewnego dnia Carter poinformował nas, że inna sfora przekroczyła granice naszego terenu. Ojciec wziął mnie i kilku innych chłopaków, żeby to sprawdzić. W domu została moja mama, młodsza siostra... Ogółem wszystkie kobiety. Carter idealnie to zaplanował. Rozdzielił nas, żeby obca wataha miała nad nami przewagę liczebną. Gdy zabili mojego ojca, uciekłem do domu, ale tam tylko czekały na mnie trupy. Matkę powielili, a siostrę zgwałcili i poderżnęli gardło.

– O cholera – wymsknęło mi się. – To znaczy... To dlatego zostałeś łowcą?

– Poniekąd. Z której strony na to nie spojrzeć, zdradził nas własny gatunek. I to za co? Za kawałek terenu.

– Poniekąd? – spytałam zaintrygowana.

– Dwa pytania już padły – uśmiechnął się do mnie chytrze.

A niech to szlag! Straciłam pytanie, na które odpowiedzią było wieloznaczne „poniekąd." Czyli, że miał jeszcze jakieś inne powody, by zabijać własny gatunek? W przeciwieństwie do wampirów, wilkołaki traktowali się nawzajem jak bracia, chociaż mogli w ogóle się nie znać. Tolerowali się pomimo posiadania własnych terenów. U nas nie było takiej mentalności społecznej– zazwyczaj usuwamy przeszkody ze swojej drogi niczym buldożery i rzadko kiedy mamy wyrzuty sumienia z powodu uśmiercenia jednego z nas.

Spacerując i rozmawiając, zrobiliśmy całe kółko wokół ogrodu, więc po pół godzinie znaleźliśmy się ponownie przy bramie.

– Wracamy? – zapytał się Dante, oddając mi moje buty. Skrzywiłam się, gdy znów stanęłam na kilkunastocentymetrowych szpilkach.

– Chyba tak – mruknęłam, kierując się w stronę samochodu. Wsiadłam do środka, czekając aż Dante odpali silnik. Gdy to zrobił, wrzucił wsteczny, ale samochód nie ruszył z miejsca. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.

– Co się dzieje?

– Nie mam pojęcia – mruknął, wysiadając z auta. Obszedł go dookoła, a gdy znalazł się przy lewym, przednim kole, zaklął głośno. Opuściłam szybę i wystawiłam głowę na zewnątrz, pytając:

– O co chodzi?

– Ktoś przebił oponę – warknął, kierując się do bagażnika.

Kiedy zauważyłam, że wyciąga zapasowe koło, krzyknęłam do niego:

– Wysiąść?

– Nie trzeba – odpowiedział i zajął się naprawianiem szkód.

– No to się zaczęło – szepnęłam do siebie pod nosem. Plotki o naszej parze musiały się szybko roznieść i już zyskaliśmy wrogów.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz