ROZDZIAŁ 14.1

9.3K 717 61
                                    


– Dante, widziałeś gdzieś moją czarną podkoszulkę?! – krzyknęłam, klękając na podłodze w poszukiwaniu swoich ciuchów pod łóżkiem.

– Nie! – odkrzyknął, a ja sapnęłam sfrustrowana. – A patrzyłaś w mojej szafie?!

Burcząc pod nosem, podniosłam się i skierowałam do czarnej komody. Zanim otworzyłam jedną z szuflad, przebiegłam wzrokiem po dwóch pistoletach i małym nożu, które leżały na wierzchu, ułożone równo obok siebie. Przygryzając dolną wargę walczyłam z chęcią dotknięcia ich, bo wiedziałam, że łowca nie lubi, gdy robię to bez jego wiedzy. Ale za bardzo świerzbiły mnie ręce, żeby nie przebiec opuszkami palców po chłodnej rączce jednego z pistoletów. Zerkając na drzwi i upewniając się, że wilkołak nie kręci się gdzieś w pobliżu, złapałam broń w dłoń i pewnie zacisnęłam na nim swoje blade palce. Lubiłam te wszystkie dziwne rzeczy do obrony, które miał pochowane w swoim domu, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że połowa z nich służyła do zabijania wampirów. Mieszkałam z Dantem od tygodnia i zdążyłam przywyknąć do jego późnych powrotów z nocnych łowów, porwanych ubrań i woni krwi. Sama często wychodziłam razem z nim, żeby się posilić, ale nasze drogi rozdzielały się przy bramie kamienicy, gdzie obydwoje rozpoczynaliśmy polowanie na swoje ofiary, których zaczynało mi brakować. Mój gatunek znów wypiął się na mnie tyłkiem, bardziej niż poprzednim razem dając mi odczuć, że ich zdradziłam. Wampir, który spoufala się z wilkołakiem, w dodatku łowcą, nie ma prawa nazywać się wampirem. Więc czym byłam? Wyrzutkiem, kimś obcym, zdrajcą. Ale jeśli sądzili, że zamykając przede mną kluby, zagłodzą mnie na śmierć, to byli w ogromnym błędzie. Może rzeczywiście było mi trudniej w dostaniu krwi i zamiast siedzieć w pubie przy stoliku i flirtować, przechadzałam się po ulicach i parkach, zagadując lub napadając na ludzi. Jakby nie było, byliśmy z natury drapieżnikami, a cała ta sytuacja uświadomiła mi, jak bardzo wampiry różnią się od swoich przodków. Przecież z legend – w których zawsze było ziarno prawdy – byliśmy krwiożerczymi potworami, mordującymi śmiertelników bez skrupułów i w brutalny sposób. Ja rezygnowałam z przemocy i niepotrzebnego rozlewu krwi, nadal mając na uwadze czyszczenie pamięci i nie pozostawianie swoich ofiar konających.

Oglądając broń w świetle żyrandolu, podeszłam do lustra, ale jedyne co zobaczyłam, to lewitujący pistolet. Cóż, najwyraźniej nie dane mi było zobaczyć, jak seksownie wyglądam w czerwonych szpilkach, skórzanych spodniach, pikowanej ramonesce i naładowaną srebrnymi kulami bronią. Westchnęłam, unosząc rękę do góry. Znudzona i trochę zawiedziona, wycelowałam w wyimaginowany cel na ścianie.

 – Co ty robisz?    

Przestraszona, podskoczyłam do góry i z łomoczącym sercem odwróciłam się do Dantego, który mierzył mnie surowym spojrzeniem. Robiąc zmieszaną minę, opuściłam pistolet, wciąż się jej przyglądając. Nie miałam pojęcia, dlaczego łowca tak chłodno reaguje, gdy jednak łamię zakaz ruszania jego rzeczy. Nie moją winą było to, że strasznie mnie do tego ciągnęło. Chciałam wiedzieć jakie to uczucie, gdy naciśniesz spust, a pocisk trafia w twój namierzony cel.

– Chciałam zobaczyć czy mi z tym do twarzy – powiedziałam, uśmiechając się zadziornie, jednocześnie obracając broń w dłoni.

Dante zmierzył mój ubiór od stóp do głów, po czym odetchnął głęboko, wznosząc oczy do sufitu. Nie minęła minuta, gdy podszedł do mnie i obrócił tyłem do siebie. Mrucząc pod nosem coś o mojej ciągłej samowolce oraz braku poszanowania czyichś zasad, przyciągnął mnie do siebie i jedną ręką objął w talii, a drugą złapał za moją dłoń, w której nadal trzymałam pistolet. Jego ciepły oddech owiał mój lewy policzek, gdy oparł brodę na moim ramieniu, tłumacząc cicho:

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz