ROZDZIAŁ 10.1

9.8K 878 38
                                    

Zapukałam do drzwi z numerem 211, przestępując zniecierpliwiona z nogi na nogę. Pod pachą trzymałam kopertę, która była powodem, dla którego w ogóle tu przyszłam. Pomimo, że od dwóch minut nikt mnie nie otwierał to wiedziałam, że tam jest – wyraźnie słyszałam bicie serca. I jeśli z łaski swojej sam mnie nie wpuści, wyważę te cholerne drzwi. Już miałam do niego krzyczeć, gdy drzwi uchyliły się powoli, a z ciemności wyłoniła się głowa Shane'a.

– Mogę wejść? – zapytałam, czując się nieswojo. Od naszej kłótni nie miałam z nim żadnego kontaktu.

Shane kiwnął głową i szerzej otworzył drzwi, przepuszczając mnie w przejściu. Weszłam do środka, czekając aż zamknie je i przejdzie do salonu, a ja będę mogła pójść za nim, ale on odwrócił się twarzą do mnie i oparł się o drzwi, splatając ręce na piersi. Skrzyżował nogi w kostkach, wpatrując się we mnie spokojnie, ale chyba też z wyrzutem. Przymknęłam oczy, opierając się bokiem o ścianę. Męczyła mnie ta cała sytuacja, ale nie miałam zamiaru przepraszać.

– Od jak dawna wiesz, że moja mama spotykała się z Roderickiem?

Chyba go zaskoczyłam, bo na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie, ale nie tak wielkie, gdyby w ogóle tego nie wiedział. Poczułam, jakiś ciężar na sercu. Dlaczego dowiadywałam się takich rzeczy po tak długim czasie, i to w dodatku od jakiegoś nieznajomego?

– Nie wiedziałem.

– Chrzanisz.

– Charlotte...

– Powiedz mi, co wiesz i wyjdę stąd.

Westchnął, przeczesując włosy palcami. Popatrzył mi prosto w oczy, po czym odbił się od drzwi i bez słów przeszedł do salonu. Poszłam za nim, dając mu czas na chwilę zastanowienia, pomimo tego, że cholernie bolał mnie fakt, iż Shane ukrywał przede mną tak ważne rzeczy.

– Skąd wiesz, że twoja mama go znała?

Bez słowa rzuciłam żółtą kopertę na stół i usiadłam na sofie, zakładając nogę na nogę. Shane spojrzał najpierw na mnie, potem na kopertę, a następnie podszedł i wziął ją do ręki. W ciszy przeglądał wszystkie fotografie i liścik.

– No to koło ruszyło – mruknął, odkładając kopertę z powrotem na szklany stolik. – Od kogo to masz?

– Gdybym wiedziała, to poszłabym do niego, a nie do ciebie.

– Miło.

– Nikt nie powiedział, że ma być miło.

Popatrzył na mnie smutno, ale nie ze mną te numery. Odwróciłam wzrok, sięgając po kopertę i ściskając ją w dłoni, powtórzyłam pytanie:

– Skąd Roderick i mama się znali?

– Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego, Char. Nie dlatego, że nie chcę. Nie mogę. Dlatego słuchaj mnie uważnie. Każdy tu coś ukrywa i zazwyczaj ma to jakiś związek z tobą. Nie dostaniesz ode mnie konkretnych nazwisk, mam związane ręce. Pewnie dowiesz się nawet dlaczego. Rada ode mnie jest taka, żebyś wypytała u źródła – mówiąc to, wymownie spojrzał na kopertę, którą ściskałam.

– Mam pojechać do Północnej części? Do Roderick'a?

Wzruszył ramionami.

– Bardziej nie mogę ci pomóc.

Kiwnęłam głową, wstając. Jeśli to wszystko, co chciał mi przekazać, to nic tu po mnie. Musiałam jechać do Północnej rezydencji z małą wizytą. Byłam już w korytarzu, gdy poczułam, że Shane łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się gwałtownie, zabierając rękę.

– Charlotte, wiem, że jesteś na mnie zła, ale męczy mnie to, że coś między nami się popsuło.

– Sam to zacząłeś – mruknęłam.

– Wiem. Masz rację, że zostawiłem cię samą, gdy Katherine wymyśliła cały ten plan z udawaniem zakochanych. Zawaliłem też, gdy nie odebrałem od ciebie telefonu po przysiędze krwi, ale w tym czasie robiłem wszystko, żeby uchronić cię przed tym całym gównem, które teraz się dzieje.

– Coś ci nie wyszło – odparłam, uśmiechając się smutno. – Dante jest w więzieniu, a ja muszę go stamtąd jakoś wyciągnąć.

– Tak, wiem.

– I z tym też czekałeś, aż sama sobie poradzę, prawda?

– Char, to nie tak. – Zamilknął na chwilę, a ja patrzyłam jak walczy ze sobą, zanim wydusił z siebie: – Ja też jestem związany przysięgą krwi.

Wytrzeszczyłam oczy, podchodząc bliżej niego.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

– I tak już masz sporo na głowie. Poza tym nie było czasu, a potem ta kłótnia...

– Głupek – powiedziałam.

– Słucham?

– Jesteś głupi – powtórzyłam, oplatając ręce wokół jego talii. Przytuliłam się do niego, mówiąc: – Kiedy przestaniesz mnie traktować jak dwudziestojednolatkę?

– Nie moja wina, że mam wrażenie, jakbym zaledwie tydzień temu siedział w kostnicy i czekał, aż się obudzisz.

– To było pięć lat temu, Shane – zachichotałam.

– Pamiętasz, jak uczyłem cię wysuwać i wsuwać kły? – zapytał, głaszcząc mnie po plecach.

– Tylu godzin, spędzonych na łóżku z otwartą buzią i próbą ich opanowania nie da się zapomnieć, uwierz mi. Do tej pory pamiętam ten ból w szczęce i dziąsłach.

– Albo jak zasypiałaś przy odsłoniętych zasłonach.

– Na szczęście miałam ciebie i nie budziłam się jako skwarka.

– Obiecasz mi coś? – szepnął w moje włosy, zamykając mnie w szczelnym uścisku.

– Zależy co.

– Że niezależnie od tego, co teraz będzie się działo, będziesz pamiętała, że jestem po twojej stronie. Nawet jeśli nie będę mógł tego pokazać.

– Jasne. Chociaż mówisz to tak, jakby miało się okazać, że Roderick jest moim ojcem.

Niespodziewanie ciało Shane zesztywniało, a on sam wstrzymał oddech. Ja też zamarłam.

– Shane, nie mów, że to prawda. Ja żartowałam.

– Przykro mi, maleńka.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz