ROZDZIAŁ 19.3

6.3K 497 22
                                    

Podczas drogi do kancelarii Shane'a zdążyłam ochłonąć i okiełznać emocje po spotkaniu z łowcą, które wylały się ze mnie jak z przepełnionej szklanki. Shane nic na ten temat nie mówił, ale widziałam po nim, że jest trochę podenerwowany; w końcu do rezydencji, strzeżonej przez dwudziestu jego ludzi, dostał się wilkołak – łowca. Sama nie wiedziałam, jak mu się udało do mnie wejść, nie alarmując nikogo w budynku. Wzdrygnęłam się na myśl, że mógł składać mi wizyty już wcześniej, na przykład gdy byłam pogrążona w śmiertelnym śnie. Może i przepraszał, może i deklarował mi swoją miłość, może i byłam w stanie spróbować mu wybaczyć, jednak nie potrafiłam zagłuszyć swojego instynktu, który kazał mi zastanowić się dwa razy zanim znów mu zaufam.

Skąd mam wiedzieć, co powinnam zrobić? – pomyślałam, wysiadając z samochodu.

W holu na recepcji nie było Cornelii. Trochę zawiedziona podążyłam za Shanem do windy, który wcisnął guzik z numerem siódmym. Orientując się, że jeszcze tam nie byłam, zapytałam:

– Co jest na siódmym piętrze?

– Głównie sypialnie dla dziennych ochroniarzy. Poza tym kuchnia, łazienka, salon i sala konferencyjna.

– Na bogato – mruknęłam.

Drzwi windy otworzyły się cicho, wpuszczając nas do małego, ale przytulnego przedsionka. Dalsze przejście było chronione przez porządnie wyglądające, metalowe drzwi i panel elektroniczny, na którym Shane wystukał kod. Urządzenie zapiszczało, zmieniając kolor małej diody z czerwonej na zieloną.

Ruszyliśmy ciemnym korytarzem, mijając wiele drzwi ze złotymi tabliczkami, na których wygrawerowano nazwiska. Prawdopodobnie były to wcześniej wspomniane sypialnie. Z jednego z pokoi wyszedł zaspany chłopak w rozciągniętej pidżamie i czarnym kubku w dłoni, a przez uchylone drzwi dostrzegłam skotłowaną pościel i łóżko.

– Dzień dobry, panie Wright – wybełkotał ochrypniętym głosem, zatrzymując się.

– Dobry wieczór, Lucasie. Dlaczego nie śpisz? Jest środek nocy.

– Noa znów zaczął chrapać, więc pomyślałem, że pójdę zrobić sobie coś ciepłego do picia i przy okazji pożyczę od jednego z chłopaków zatyczki do uszu.

– W porządku – odparł Shane, uśmiechając się.

Zostawiliśmy sennego chłopaka, który zaczął pukać do pokoju naprzeciwko. Skręciliśmy w lewo, przeszliśmy przez pokaźnych rozmiarów salon i minąwszy jeszcze kilka sypialni, zatrzymaliśmy się na końcu korytarza, gdzie znajdowało się oszklone pomieszczenie. W środku siedział już cały zarząd, śmiejąc się z żywo gestykulującego i opowiadającego coś Nicolasa. Kiedy weszłam zaraz za Shanem, wszyscy umilkli, patrząc na mnie z: a) zaskoczeniem – Nicolas, b) skrywanym niezadowoleniem – Tom, c) radością – Cornelia, d) obojętnością – Georgie.

– Charlotte! Miło cię widzieć – zaczęła Cornelia, robiąc mi miejsce obok siebie. – Siadaj.

Niepewna czy może jednak powinnam zaczekać na zewnątrz, spojrzałam na Shane'a, który uśmiechnął się i popchnął mnie delikatnie do przodu. Podchodząc, podziękowałam cicho Cornelii i usiadłam przy długim, szklanym stole, podsuwając się do samej krawędzi. Po plecach przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Nawet nie musiałam podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że to Tom patrzył na mnie ze złością. Odkręcając głowę w przeciwnym kierunku, niż siedział, zacisnęłam dłonie w pięści. Unikałam konfrontacji.

Kiedy stałam się takim tchórzem?

Uderzyłam się w głowę czy co?

Patrząc mu prosto w oczy i unosząc zadziornie podbródek, zapytałam:

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz